Między zamrożeniem a spalaniem. Jakie są perspektywy przed zakładami sodowymi w Inowrocławiu?

Puls Dnia
Region Raport
Biznes Ludzie
t.

 - Sytuacja zakładów jest ciężka, co miesiąc kilkanaście milionów  złotych kosztuje nas to, żeby zakład w Janikowie funkcjonował. Próbujemy wywalczyć pewne regulacje, które mogą mu pomóc  - mówi Kamil Majczak. I choć prezes grupy Qemetica, której częścią jest spółka Qemetica Soda Polska zarządzająca zakładami w Janikowie  i Inowrocławiu, zapowiada walkę do końca, to wiele wskazuje, że ten koniec będzie polegał na wstrzymaniu produkcji sody w janikowskim zakładzie. A to stawia poważne pytania także o przyszłość inowrocławskiej części tego biznesu.      

Problem Janikowa jest lokalny, bo dramatycznie uderza w 8,5 tysięczne miasto, w którym zatrudniające 700 osób zakłady są główny pracodawcą i pozwalają funkcjonować konstelacji mniejszych, lokalnych firm. Ma wymiar regionalny, bo to jeden z największych zakładów sektora chemicznego w województwie. I jest wreszcie przypadkiem globalnym - jednym z masy przykładów głębokiego kryzysu, w jakim od kilku już lat tkwi branża chemiczna w całej Europie. 

Kupowanie czasu

- Ceny energii, regulacje, ceny uprawień CO2, wszystko to powoduje, że nie jesteśmy w stanie konkurować z producentami  spoza unii, szczególnie z Turcji, którzy mają tani dostęp do rosyjskich surowców energetycznych, jednocześnie nie mają tych samych regulacji energetycznych, które my musimy spełniać  - tłumaczy prezes Majczak. 

Doraźnie, produkcję sody w Janikowie dałoby się jeszcze uratować decyzjami, które zapadają na  poziomie unijnym. To jednak leczenie objawów, a nie skuteczne zwalczanie choroby. 

- Cła i sankcje są tymi krótkoterminowymi rozwiązaniami, które mogą nam pomóc kupić czas przed rozwiązaniem tych problemów, przed którymi stoi Polska i cała Unia. Są one związane z cenami energii, konkurencyjnością przemysłu i wpływem opłat ETS, które obciążają cały ten przemysł – dodaje prezes grupy Qemetica.

Według spółki, bezpośrednie przyczyny zapaści to wysokie koszty energii wynikające z cen uprawnień do emisji CO2 w UE, które, jak podkreśla spółka -  zabijają konkurencyjność przemysłu. Druga rzecz to brak ochrony przed nieuczciwą konkurencją spoza unii oraz regulacje środowiskowe ograniczające działalność europejskich firm, „podczas gdy Turcja i USA pozostają poza tymi restrykcjami” - jak podkreśla Qemetica. To cytaty z materiału prasowego koncernu dotyczącego  zakładów w Janikowie, ale ta właśnie czarna triada dusi  branżę chemiczną w całej Europie.

W ostatnia środę (12 marca), gdy na briefingu prasowym urządzonym na piętrze janikowskiej restauracji „Sool” zarząd Quemetiki ogłaszał plany redukcji zatrudnienia do 350 etatów – szerzej pisaliśmy o tutaj – dokładnie tego samego dnia, w położonej 1600 kilometrów na zachód francuskiej miejscowości Le Pont de-Clax, przeciwko planowanym zwolnieniom protestowali pracownicy miejscowych zakładów chemicznych należący do koncernu  Vencorex, który w powodu swej fatalnej sytuacji, już od jesieni pozostaje pod zarządem sądowym. Bardzo to zresztą przypominało nieco wcześniejszą demonstrację w Janikowie, nawet hasła były podobne. Różnica tylko taka, że pracownicy francuskiego Vencorexu demonstrowali w czerwonych kamizelkach odblaskowych a pracownicy z Janikowa – w żółtych. 

Pytanie o Inowrocław.

Zamrożenie produkcji sody w Janikowie nie oznacza wycofania się Qemetiki z tego kujawskiego miasta. Dawny Ciech deklaruje utrzymanie do roku 2028 działania elektrociepłowni, która dostarcza ciepło także miastu, nadal też przyjmować będzie miejskie ścieki. Oznacza to, że janikowski samorząd dostał trzy lata na zbudowanie własnej oczyszczalni, co nie będzie łatwe, ale nie jest niemożliwie. 

Obok zakładu sodowego, Quemetica ma także w Janikowie zakład produkcji soli i ten nadal będzie pracował. A to z kolei dobra wiadomość dla należącej  do Orlenu inowrocławskiej spółki Solino, która dostarcza do Janikowa solankę ze swej kopalni w Przyjmie pod Mogilnem. Solanka jest podstawowym surowcem nie tylko do produkcji sody, ale i soli. Solino, największy producent solanki w Polsce, dostarcza ją także do zakładów sodowych w inowrocławskich Mątwach, tyle tylko, że z drugiej swej kopalni – w Górze, koło Inowrocławia. 

I tu dochodzimy do pytania o przyszłość inowrocławskiej części sodowego biznesu Qemetiki.

Niemcy – Polska, czyli dwa plus jeden 

Qemetica ma w tej chwili trzy zakłady sodowe: w Janikowie, Inowrocławiu oraz w niemieckim Stassfurcie, koło Magdeburga, na terenie dawnej NRD. Zakład zarządzany jest przez spółkę Qemetica Deutschland GmbH.  
-  W tym momencie, w naszym regionie, tu gdzie ją produkujemy i dostarczamy, zapotrzebowanie na sodę jest na taki poziomie, że wystarczyłyby nam dwa zakłady. We wszystkich zakładach musimy walczyć o efektywność. To oznacza dalsze szukanie efektywności kosztowych, lepsze wykorzystanie surowców, lepsze wykorzystanie pracy naszych pracowników. To są rzeczy, które musimy robić, żeby utrzymać się na tym rynku – tłumaczy prezes Kamil Majczak.

Zarówno zakłady w Janikowie, jak i te w Inowrocławiu opierają się na węglu. Sporo go potrzeba, bo technologia produkcja sody jest bardzo energochłonna. Dość powiedzieć, drugi obok solanki podstawowy surowiec, czyli kamień wapienny musi być wypalony w specjalnych piecach, pracujących w  temperaturach przekraczających nawet 1000 st. C.  A dużo węgla to m.in. duże opłaty za emisję  CO2. I tak kółko wysokich kosztów się zamyka.

Na tym poziomie oba polskie fabryki sody są w gorszej sytuacji niż zakład w Niemczech. Tam energii do produkcji sody dostarcza Instalacja Termicznego Przetwarzania Odpadów (ITPO) - dodatkowo zarabiając na utylizacji śmieci. Działa tam także nowoczesna elektrociepłownia gazowa. 

Szef Quemeticki stawia sprawę jasno:  - Taka samą sodę produkuje się w Hiszpanii, we Francji, w Niemczech, czy w Turcji. Żeby konkurować musimy mieć niższe koszty. Najtańszym źródłem energii potrzebnej do produkcji jest ITPO. Nie ma tańszego źródła dla takich zakładów, jak nasz. Kolejna jest biomasa, potem jest gaz i na końcu węgiel. Musimy odchodzić od drogiego węgla,  jednocześnie optymalizując procesy produkcyjne, wprowadzając automatyzację, ulepszając efektywność utrzymania ruchu.  To wszystko trzeba robić, żeby utrzymać się na rynku, bez względu na to, jak on będzie wyglądał.

Co z tym ITPO?

Tu dochodzimy do  Inowrocławia po raz drugi, ale tym razem do tematu inowrocławskiego ITPO – bo plany budowy takiej instalacji w Mątwach, na terenie zakładów sodowych, Ciech, czyli dzisiejsza Qemetika ma już od ładnych kilku lat. 
Przypomnijmy, że  jeszcze do niedawna w całej Polsce działało osiem  ITPO, zwanych też – zwłaszcza przez przeciwników tego rodzaju inwestycji  - spalarniami. Od niedawno działają dwie kolejne – w Olsztynie oraz w Gdańsku.  Jedyną ITPO w naszym regionie jest bydgoska ProNatura, ale plany dotyczące tego typu inwestycji pojawiły się także w Toruniu, Grudziądzu i Włocławku. Instalacja w Inowrocławiu, przerabiająca nawet do 320 tys. ton odpadów rocznie – dla porównania wydajność bydgoskiej  instalacji  to ok. 180 tys. ton -  byłaby największą w regionie.

Projekt budowy ITPO w Inowrocławiu budzi też największy w regionie spór. Inwestycji przeciwstawia się Stowarzyszenie NIE dla spalarni w Inowrocławiu. I to przeciwstawia się bardzo energicznie. Niedalej jak miesiąc temu, 13 lutego tego roku, Stowarzyszenie poinformowało o złożeniu w bydgoskiej Prokuraturze Okręgowej  doniesienia o możliwości popełnienia przestępstwa przez członków powołanej przez prezydenta Inowrocławia, Arkadiusza Fajoka, Miejskiej Komisji Urbanistyczno-Architektonicznej. Rzecz w tym, że komisja – jeszcze w styczniu  - uznała planowaną przez Qemetikę inwestycję za zgodna z miejscowym planem zagospodarowania przestrzennego. 

Od ponad dwóch lat inwestor ITPO czeka na decyzję środowiskową. Gdy zostanie wreszcie wydana, a być może nastąpi to już wkrótce, będzie to znaczący krok do realizacji tej inwestycji.

- Tę inwestycję traktujemy  jako niezbędną do tego, żeby  zakład w Inowrocławiu funkcjonował. Niezależnie już od tego, co dzieje się w Janikowie, rynek jaki jest, taki jest. Chcemy być na nim z inowrocławskim zakładem, który powinien być jednym z najtańszych w Europie, a nie jednym z najdroższych. To wymaga inwestycji, nie tylko w ITPOK, ale np. w  korzystanie z biomasy. Przed nami jeszcze dużo inwestycji, które sprawią, że ten zakład będzie nowocześniejszy i będzie mógł funkcjonować przez kolejne, dziesięć, dwadzieścia, czy trzydzieści lat. I to jest naszym celem – mówi prezes Majczak.

O przyszłości zakładów sodowych w Inowrocławiu, jednej z największych firm tego miasta decydować może inwestycja, która w tym mieście budzi wielkie emocje. Paradoks? Niejeden w całej tej historii. 

 

CZYTAJ WIĘCEJ: