- Nie będą gdybał, co by było, gdyby. Mamy wpływ na to, na co mamy i co jest pod naszą kontrolą - tak prezes grupy Qemetica Kamil Majczak, podczas środowego (12 marca) briefingu prasowego w Janikowie dyplomatycznie uciekł od mojego pytania o to, jaka byłaby sytuacja zakładów sodowych w Janikowie, gdyby grupa dysponowała Instalacją Termicznego Przetwarzania Odpadów, jaką od kilku już lat planuje zbudować w swych zakładach sodowych w Inowrocławiu.
Później jednak prezes przynajmniej częściowo odpowiedział na to pytanie podkreślając, że w grupie funkcjonują trzy fabryki sodowe: w Janikowie i Inowrocławiu, które działają na węglu, co jest – dodajmy - opcją nie tylko najmniej ekologiczną, ale i najmniej ekonomiczną, zważywszy na koszty emisji CO2. Trzeci to zakład w Niemczech korzystający z o wiele tańszej energii wytwarzanej przez ITPO, oraz z nowoczesnej eletrociepłowni gazowej. A dla takich właśnie zakładów, jak twierdzi prezes, ITPO jest źródłem optymalnym.
Z takiej perspektywy decyzja o hibernacji zakładu w Janikowie, jakkolwiek nie dramatyczna społecznie - z czego na szczęście Qemetica sobie zdaje sprawę i jakkolwiek nie zabrzmi to brutalnie – wydaje się decyzją oczywistą. Fabryka sody w Stassfurt działa na ITPO, w Inowrocławiu ITPO ma powstać. Qemetica od dwóch lat czeka na decyzję środowiskową. Na tym tle los Janikowa jest więc przesądzony i mało już kto wierzy, że nawet przy zmianie koniunktury dałoby się produkcję sodową odmrozić. To nie jest zakład montażowy, w którym linię produkcyjną można zatrzymać lub uruchomić jednym przyciskiem czerwonego guzika. Zatrzymanie procesów produkcyjnych i ewentualne ich wznowienie w przemysłowych instalacjach chemicznych jest nieporównywanie bardziej skomplikowane. I o wiele droższe.
Managment Qemetiki wprost podkreśla, że inwestycja w ITPO to być albo nie być dla zakładów sodowych w Inowrocławiu. W liście otwartym do prezydenta Arkadiusza Fajoka z jesieni zeszłego roku (dostępnym na portalu ino.online) przeczytać można: „Dziś, miasto jest na rozdrożu – przyszłość może dalej opierać na harmonijnym współistnieniu przemysłu i uzdrowiska, albo zderzyć się ze scenariuszem ucieczki przemysłu ze wszystkimi konsekwencjami dla życia społeczno-gospodarczego. Jak wygląda krajobraz miasta i regionu po upadku największego pracodawcy nie jest sobie trudno wyobrazić. Problem polega na tym, że nikt nie wierzy, że inowrocławska soda może zostać zlikwidowana. Powtarzają to publicznie protestujący (przeciwko budowie ITPO – red),nie mając w istocie jakiejkolwiek wiedzy o kondycji europejskiego rynku sody”.
Zdaje się, że po tym, co dzieje się właśnie w oddalonym o 15 minut jazdy Janikowie, wizja likwidacji sody inowrocławskiej raczej już nie będzie się wydawać aż tak bardzo nieprawdopodobna.
WIĘCEJ NA TEN TEMAT PISALIŚMY TUTAJ