Jednogłośnie - co w realiach polskiej polityki zawsze zasługuje podkreślenie - Sejm, na swym piątkowym (12 kwietnia) posiedzeniu uchwalił nowelizację Ustawy o samorządzie gminy, modyfikując zasady przekazywania samorządowej władzy po wyborze urzędującego wójta, burmistrza czy prezydenta miasta do Sejmu czy Senatu. Słabość poprzednich przepisów pokazała paranoiczna sytuacja, do jakiej doszło po ostatnich wyborach parlamentarnych, także w naszym regionie.
Jeśli nowelę zaakceptuje Senat i podpisze prezydent, sprawa zachowania ciągłości w zarządzaniu samorządem zostanie uproszczona.
- W sytuacji, gdy wójt, burmistrz czy prezydent miasta przed upływem swej samorządowej kadencji zostaje wybrany do Sejmu lub Senatu RP, jego mandat wygasa.
- Do czasu objęcia obowiązków przez nowo wybranego wójta/burmistrza/prezydenta jego obowiązki z urzędu - i to jest nowość - przejmuje zastępca, a tam, gdzie zastępców jest więcej – pierwszy zastępca.
- Dopiero w sytuacji, gdy zastępców nie ma, osobę pełniącą funkcję wójta/burmistrza/prezydenta na wniosek wojewody wyznacza premier, przy czym premier – i to jest kolejna nowość - musi wyznaczyć komisarza w ciągu tygodnia od otrzymania wniosku.
Według uzasadnienia ustawy, zmiany mają na celu „zapewnienie prawidłowego i niezakłóconego funkcjonowania samorządu gminnego”, tym bardziej, że w tak kluczowych sprawach jak budżet i kwestie okołobudżetowe to jedynie wójt ma wyłączne w tym zakresie kompetencje. Uzasadnienie zwraca także uwagę na nierówność w prawach, jaka wpisana jest do aktualnych rozwiązań: wybrany np. na posła wójt od razu ma wygaszany mandat i żegna się z pracą w samorządzie, tymczasem wojewoda, wybrany do parlamentu, aż do czasu złożenia ślubowania może zachować swoje stanowisko.
Przypomnijmy, że według dotychczasowych zasad, po wygaszeniu mandatu wójta czy prezydenta, stanowiska tracili także jego zastępcy (to się nie zmieni), natomiast władzę w gminie, do czasu wyboru nowego szefa gminnej egzekutywy obejmował wskazany przez premiera komisarz.
Gigantyczne zamieszanie, do jakiego doszło po ostatnich, październikowych wyborach pokazało, jak to rozwiązanie może być dla samorządów niebezpiecznie. Problem wynikał z działań poprzedniej władzy tzw. zjednoczonej prawicy. Tam, gdzie, odchodzący wójtowie związani byli z PiS, tam premier Mateusz Morawiecki stosunkowo szybko mianował komisarzy związanych z reguły z tym samym środowiskiem politycznym. O konkretnych przykładach pisaliśmy szeroko na portalu kujawy-pomorze.info: https://kujawy-pomorze.info/artykuly/komisarze-zastepcy-i-wolanie-na-puszczy-komentarz
Tam natomiast, gdzie władza w samorządzie należała do ówczesnej opozycji, tam zaczynały się komplikacje i przez długie tygodnie komisarze pozostawali niewyznaczeni. W naszym regionie dotyczyło to gminy Płużnica, której wójt Marcin Skonieczka został posłem Trzeciej Drogi, oraz Inowrocławia, którego prezydent, Ryszard Brejza zdobył mandat senatorski z ramienia KO. W kraju podobnie było m.in. w Sopocie, Tychach, czy Pile.
Ostatecznie, premier Morawiecki mianował komisarzy w Płużnicy i Inowrocławiu półtora miesiąca po wyborach, jako ostatnich w Polsce. Kontrowersje budził także klucz, według którego ówczesna władza wybierała komisarzy. W Inowrocławiu, podobnie zresztą jak np. w Sopocie, czy Pile, mimo wielokrotnych apeli rządzącej tych samorządach większości, by na komisarza mianować dotychczasowego zastępcę, który siłą rzeczy najlepiej zorientowany jest w bieżących sprawach gminy, premier Morawiecki mianował osoby politycznie związane z PiS. Jak wyliczyliśmy, na 14 mianowanych komisarzy, aż 12 związanych było politycznie z tą partią.
Jeszcze w listopadzie zeszłego roku, czyli na samym początku obecnej kadencji Sejmu, nowo wybrani posłowie: wspomniany już Marcin Skonieczka oraz Bartosz Romowicz, do wyborów burmistrz Ustrzyk Dolnych, zapowiedzieli w Sejmie zmianę przepisów.
- Naprawiamy prawo po rządach Prawa i Sprawiedliwości prawo samorządowe. Dzięki temu nie będzie przerwy władzy w gminach, gdzie wójt, burmistrz czy prezydent wybrani zostali do Sejmu czy Senatu. Mieszkańcy chcą mieć swojego włodarza, a nie namiestnika partii – mówił wtedy Bartosz Romowicz, który zresztą został posłem- sprawozdawcą uchwalonej w ostatni piątek ustawy.
Czytaj także: