Żegnaj roku igrzysk i roku Euro NASZ KOMENTARZ

Puls Dnia
Biznes Opinie
Styl Życia
#
Fot. Andrzej Romański/UMK

Święta za nami, pora na sylwestrowe toasty, pożegnanie tego, co minęło, i witanie tego, co nadchodzi. Stary rok bezpowrotnie odejdzie już za kilkadziesiąt godzin, a to oznacza, że jak zwykle o tej porze mamy czas rozmaitych podsumowań. Nie inaczej jest w sporcie i nie inaczej jest u nas, a trzeba przyznać, że rok był to ciekawy.

 

Gry zespołowe grami zespołowymi, ligi ligami, ale tak to już u mnie jest, że niezmiennie cenię sobie bardzo wysoko dyscypliny olimpijskie, a w roku igrzysk ich waga jest dla mnie znacząca szczególnie. Lato stało tymczasem pod znakiem olimpijskich zmagań w Paryżu, więc od nich zacząć wręcz wypada. Jeśli ogólny stan regionalnego sportu mierzyć powinniśmy miarą olimpijską, wówczas okaże się, że nasza paryska reprezentacja nie była może rekordowo liczna w skali kraju, ale wystawiliśmy jednak ponad dwudziestkę zawodników, a to wynik nienajgorszy. Nasi startowali w dziewięciu dyscyplinach, a oprócz Bydgoszczy, Torunia i Grudziądza swoich olimpijczyków miały też Nakło i Włocławek.

Ilość przeszła w jakość, bo medal w Paryżu też się trafił, wprawdzie tylko jeden i nie złoty, a brązowy, ale jednak, w dodatku od razu dla trzech miast, wszak w osadzie męskiej czwórki podwójnej znaleźli się Mateusz Biskup, Mirosław Ziętarski i Fabian Barański, czyli odpowiednio wioślarze Lotto-Bydgostii, AZS-u UMK i Włocławskiego Towarzystwa Wioślarskiego, wsparci kolegą ze stolicy. I oni właśnie są największymi wygranymi tego roku, choć przed tygodniem na łamach „Tygodnika Żużlowego” jeden z felietonistów napisał dość mocno „dziś nic już wam nie mówią nazwiska Barański, Biskup, Czaja i Ziętarski”. Nie, nie chciał ich obrazić, nie chciał też deprecjonować ich sukcesu - tym zdaniem, tu akurat nieco wyrwanym z kontekstu, zauważył, że poza igrzyskami o olimpijczykach, nawet tych osiągających duże sukcesy, bywa znacznie ciszej, a problem tkwi też w tym, że kibic nie ma z nimi do czynienia na co dzień. Bo gdy ligowych bohaterów ogląda tydzień w tydzień i ma z nimi kontakt regularny, wioślarze po cichu budują formę na kolejnych zgrupowaniach, by optymalnie przygotować się do najważniejszej w danym roku imprezy docelowej. I coś w tym jest, choć „nazwiska nic już nie mówią” to fraza mocna i może nawet zbyt mocna. Ale taki już urok felietonu.

Wygranym kończącego się roku jest piłkarz Jakub Piotrowski. Z uśmiechem śledziłem przez mijające miesiące, ile miast regionu „przyznawało się” do Piotrowskiego. Nagłówki portali krzyczały więc o golu „piłkarza z Torunia”, choć głównym związkiem 27-latka z miastem Kopernika jest po prostu miejsce urodzenia. W Grzybnie na temat dorastającego tam Piotrowskiego przepytywany był miejscowy ksiądz proboszcz, w Unisławiu, gdzie zaczynał karierę, tamtejsi mieszkańcy, w Bydgoszczy zaś trenerzy Chemika, gdzie grał już na poważnie. Im więcej miast i miasteczek Piotrowskiego swoim człowiekiem nazywa, tym bardziej Piotrowski nasz jest, a że na tegorocznym Euro był regionalnym rodzynkiem, tym mocniej hołubili go kujawsko-pomorscy kibice i dziennikarze, jak kania dżdżu łaknący widoku kogokolwiek z regionu, kto umie podać piłkę dokładnie i strzelić celnie.

Piotrowski regionalne kluby opuścił już dawno, grał już w Niemczech i Belgii, dziś występuje w Bułgarii, a w kadrze Michała Probierza stał się w tym roku całkiem ważną postacią. Jasne, że nie jest w niej jeszcze Robertem Lewandowskim, ale mimo wszystko ma już na koncie dziesięć występów w biało-czerwonej koszulce, a i dwa razy cieszył się ze zdobycia bramki. Jeszcze latem zeszłego roku wartość rynkowa piłkarza wynosiła 1,5 miliona euro. Dziś wart jest trzy razy tyle, a w trakcie mistrzostw Europy fachowy TransferMarkt wyceniał go nawet na 5 milionów. I choć na Euro 2024 zagrał tylko w dwóch meczach, to i tak  Piotrowski kończący się rok zapisać może po stronie plusów. Także prywatnie, wszak zaraz po mistrzostwach oświadczył się, a jego wybranka powiedziała oczywiście „tak”.

A co w ligach? Tu rok mieliśmy u jednych lepszy, u innych gorszy, czyli jak zwykle. Wygranymi są na pewno toruńscy żużlowcy, bo zdobyli brązowy medal Drużynowych Mistrzostw Polski, ale już wiele z tych klubów, które również miały aspiracje wysokie, nieco rozczarowało. Tak to już jednak bywa, a przed nimi (i przed nami kibicami też) rok nowy, a wraz z nim nowe szanse i nowe nadzieje. A więc powodzenia!

 

CZYTAJ WIĘCEJ: