Sportowe emocje i wyborna zabawa NASZ KOMENTARZ

Puls Dnia
Region Raport
Biznes Opinie
#
Fot. 123rf

Nie ma sportowej zimy w kujawsko-pomorskim bez mityngu Orlen Copernicus Cup. Miałem przyjemność być w niedzielny wieczór w Arenie Toruń i po obejrzeniu zawodów na żywo muszę przyznać, że po raz kolejny bawiłem się na nich świetnie. Bo to impreza, która jak mało która łączy sport i właśnie dobrą rozrywkę.

 

Naprawdę lekkoatletyczne gwiazdy przyjechały do Torunia po raz jedenasty? Już? Przecież tak niedawno była inauguracja… Czas płynie, największy halowy mityng w regionie i nie  tylko w regionie odbywa się u nas od ponad dekady, a tymczasem nie nudzi ani trochę, choć przecież tak to już czasem bywa, że niektóre wydarzenia po którejś z kolei edycji nieco powszednieją.

Lekkoatletyka jest fundamentem programu igrzysk olimpijskich, wyjątkowym wydarzeniem są też zawsze mistrzostwa świata. Na wielkich imprezach „Królowa sportu” ma jednak to do siebie, że jest rozłożona w czasie na wiele dni - nie brak eliminacji wstępnych, repasaży, i zwłaszcza pierwsze dni najczęściej są pozbawione właściwej walki o medale. Tymczasem mityngi takie, jak Orlen Copernicus Cup, w letniej wersji stadionowej rozgrywane w ramach Diamentowej Ligi, w zimowej wersji halowej w ramach World Athletics Indoor Tour, zawierają wszystko co najlepsze w pigułce. Całość zamyka się w około trzech godzinach, jest bardzo intensywna i bardzo przykuwająca uwagę, a finały odbywają się jeden za drugim.

Rozmawiałem ze znajomymi, którzy wybrali się na Orlen Copernicus Cup, i ich opinie były raczej zgodne - spędzili czas wybornie. Program imprezy jest zawsze napięty, ale bardzo płynny, jedna konkurencja goni drugą, biegi przeplatają się ze skokami, miejsca na nudę nie ma w ogóle. Efekt jest taki, że trzy godziny mijają jak z bicza strzelił, tym bardziej, że dodatkowo a to gra muzyka, a to można poklaskać, a to posłuchać wywiadów na gorąco z gwiazdami. Jest świetny poziom sportowy, jest show, jest dynamika, jest piękna hala - czego chcieć więcej? Takie emocje chcą przeżywać kibice na trybunach, takie widowiska chcą transmitować telewizje.

Nie wiem, ilu sportowców było znanych każdemu kibicowi na trybunach. Znam takich, co przyszli do Areny Toruń, a wcześniej jeździli na mityngi a to do Bydgoszczy, a to do Chorzowa, ale nie wątpię, że nie brakowało i tych, co to może i parę największych polskich gwiazd kojarzą, jednak wiele innych nazwisk jest dla nich anonimowych. Nic to, także oni bawili się świetnie, na przykład wtedy, gdy Brytyjczyk Elliot Giles wyprzedzał na ostatnich metrach biegu na 1500 metrów Biniama Mehary'ego z Etiopii - na widowni natychmiast zrobiła się wrzawa, bo atak był naprawdę porywający. Takie momenty po prostu chce się oglądać.

A jak to było, pomijając emocje, od strony czysto sportowej? Szczerze mówiąc, bywały w Toruniu mityngi, w których obsada była silniejsza. Nie mówię, że gwiazd zabrakło, bo gościliśmy w niedzielę w regionie i Miltiadisa Tendoglu, dwukrotnego  mistrza olimpijskiego w skoku w dal, i Gudaf Tsegay, która w biegu na 1500 metrów była bliska pobicia własnego rekordu świata. To nazwiska wielkie, ale mimo wszystko wśród zagranicznych gości sporo było postaci nie z wąskiej, a raczej jednak z szerokiej czołówki - medalistów olimpijskich naliczyłem w tym roku sześciu, w tym czterech indywidualnie, a bywało ich więcej. To nie zarzut, w żadnym razie - ot, tak wyszło tym razem ze zgłoszeniami, ale przecież ciekawie było i tak, nawet jeśli nic nie przebije rekordu świata Armanda Duplantisa w skoku o tyczce sprzed pięciu lat. Był jednak wspomniany bieg Tsegay, były całkiem liczne rekordy mityngu, były też emocje polskie.

No właśnie, nasza lekkoatletyka swój niedawny złoty czas ma już za sobą, bo pokolenie zwane nowym Wunderteamem albo zakończyło kariery, albo zakończy je niedługo. W Toruniu zwycięstwo mieliśmy więc tylko jedno, Pauliny Ligarskiej, w skromnie obsadzonym pięcioboju, choć były jeszcze miejsca drugie i trzecie, w tym najlepszej z regionu Adrianny Sułek-Schubert, która uplasowała się tuż za Ligarską. Pytałem po zawodach bydgoszczankę o jej wrażenia, ale przyznała, że w żadnej z pięciobojowych konkurencji nie pokazała tego, co by pokazać chciała.

Niech pokaże jednak za rok. Bo choć Orlen Copernicus Cup smakuje pysznie, to jednak danie główne będzie nam wszystkim podane w marcu 2026 roku, gdy w Arenie Toruń odbędą się halowe mistrzostwa świata. Takiej imprezy lekkoatletycznej jeszcze w regionie nie mieliśmy. I powiem szczerze, że już się nie mogę jej doczekać.
 

CZYTAJ WIĘCEJ: