- Przed Unią Europejską czas trudnych decyzji - mówi dr Barbara Brodzińska-Mirowska, badaczka polityki i komunikacji medialnej na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu

Region Raport
Biznes Opinie
Parlament Europejski w Strasburgu
Fot. Tomasz Wersocki
Barbara Brodzińska-Mirowska

O wynikach tegorocznej elekcji do Parlamentu Europejskiego, frekwencji oraz zagrożeniach związanych ze wzrostem poparcia dla partii skrajnie prawicowych w Europie rozmawiamy z dr Barbarą Brodzińską-Mirowską, badaczką polityki i komunikacji medialnej na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu.

 

Jesteśmy tuż po wyborach do Parlamentu Europejskiego. Wielu komentatorów podkreśla sukces partii prawicowych. Czy można w tym kontekście mówić o pewnego rodzaju zaskoczeniu w Europie? Jak ocenia pani nowe powyborcze realia?


Większe poparcie dla partii radykalnie prawicowych jest widoczne już od kilku lat. W zasadzie przed wyborami do europarlamentu trendy sondażowe już od wiosny pokazywały, że poparcie dla skrajnych partii prawicowych jest bardzo duże i nic nie wskazuje na to, aby ta tendencja uległa zmianie. Z kolei opublikowany pod koniec marca raport dotyczący autorytarnego populizmu za ten rok pokazywał dokładnie jaki jest układ sił w Europie - poparcie dla radykalnych partii w Europie wynosiło około 27 procent. Poparcie dla tego typu sił wzrosło na przykład w Niemczech czy we Francji. Z kolei kiedy przyjrzymy się sytuacji politycznej w Polsce to okazuje się, że Konfederacja łącznie z Prawem i Sprawiedliwością ma blisko 50 procentowe poparcie. Dla mnie wyniki wyborów europejskich nie były dużym zaskoczeniem.

 

We Francji musiało ono okazać się sporo większe skoro tamtejszy prezydent Emmanuel Macron postanowił rozpisać przyspieszone wybory parlamentarne ze względu na zwycięstwo radykałów pod wodzą Marine Le Pen. Nie do końca wiadomo w co próbuje grać?

Jego reakcja była dość gwałtowna. Nie mam pewności do końca czy to jest słuszne posunięcie, bo na kanwie zwycięstwa radykałów sytuacja może się różnie potoczyć. Pamiętajmy o mechanizmie, który obserwujemy w naukach o polityce i komunikacji politycznej, czyli przyłączania się do zwycięzcy. Ludzie chcą być w obozie wygranych, a jednocześnie uważają wybory europejskie, patrząc na niską frekwencję, za nawet trzeciorzędne.

 

Nie możemy mówić o frekwencyjnej klapie w Polsce, ale summa summarum liczba głosujących w ostatnią niedzielę, 9 czerwca nie była przytłaczająca, a nawet dość niska w stosunku do poprzednich wyborów do europarlamentu?


W 2019 roku przy urnach pojawiło się nieco ponad 45 procent obywateli. To była niezła frekwencja, bo – warto przypomnieć – notowaliśmy wcześniej okrutnie niskie frekwencje w wyborach europejskich – do 2019 roku ledwo przekraczające 20 procent. Tegoroczna frekwencja była lepsza niż zwykle, ale gorsza niż w 2019 roku. Uważam, że w tej sprawie zawiedli też politycy. Warto powiedzieć, że tegoroczna kampania do Parlamentu Europejskiego była fatalna – w szczególności w wykonaniu partii rządzących. Mimo sprzyjających warunków politycznych, jak na przykład w kontekście  afery z Funduszem Sprawiedliwości, który to temat politycy starali się forsować. Zasadniczo kampania okazała się nijaka, a jednak potencjał do mobilizacji ludzi był duży. 


Czego dowodem może być wynik wyborczy Konfederacji? 


Rzeczywiście jesteśmy na mapie Europy tym krajem, w którym siłom prodemokratycznym i liberalnym łatwiej jest uzyskać wynik zbliżony albo minimalnie lepszy niż populiści. Jednak tak czy inaczej populizm ma się w Polsce bardzo dobrze. Znakomity wynik Prawa i Sprawiedliwości i minimalna różnica do Koalicji Obywatelskiej, powinno dawać sporo do myślenia. Natomiast wynik Konfederacji uważam za tzw. wynik kontekstowy. Ruchy antyunijne w wyborach europejskich z reguły uzyskują dość dobry rezultat ze względu na mobilizację swoich wyborców. Jest to na ten moment jednostkowy przypadek, który jednak powinien zwracać uwagę. Mimo wygrania ugrupowania prounijnego jakim jest Koalicja Obywatelska w Polsce poparcie dla populistów jest też duże. Tym samym wpisujemy się w trendy ogólnoeuropejskie. Jednak w nadchodzącej kadencji Parlamentu Europejskiego ster władzy będą miały nadal siły prodemokratyczne. Co nie zmienia faktu, że populistów w nowym parlamencie będzie sporo i trzeba będzie się z nimi dogadywać.

 

Czego wobec tego możemy się spodziewać w nadchodzącej kadencji? Skrajna prawica będzie testować wspólnotę europejską?


Unia Europejska jest w tym momencie w bardzo trudnym etapie jako struktura. Będzie to czas ważnych decyzji, na przykład czekają nas dyskusje o zmianach w traktatach unijnych, nad rozszerzeniem samej Unii czy o europejskim bezpieczeństwie w kontekście rosyjskiej agresji na Ukrainie. Dotychczas Unia miała wymiar jedynie struktury gospodarczej, ale wspólnota musi przyspieszyć w kontekście obronności, aby budować nowy składnik w swojej strukturze. To będzie trudne, ponieważ wielu europejskich populistów wykazujących postawy prorosyjskie jak np. Wiktor Orban nie jest chętnych do współpracy. Tacy politycy nie będą się „palić”, aby zwiększać wydatki na obronność, a dla Polski jest to kluczowe. Populiści mogą stawać okoniem poprzez na przykład opóźnianie czy przeciąganie pewnych decyzji. Będzie to działanie mocno destrukcyjne dla wspólnoty na co Władimir Putin tylko czeka. Każda niestabilność decyzyjna czy też brak jedności na poziomie unijnym to bardzo dobra wiadomość dla Putina.
 

Dziękuję za rozmowę. 

 

Czytaj także: