Co symbolizuje w koszyczku wielkanocnym jajko, a co chrzan? Jakie zwyczaje przedchrześcijańskie zaadaptowano do Wielkanocy? Ile rajstop zakładały dziewczęta na śmigus-dyngus? Nasza rozmowa z Hanną Łopatyńską z Muzeum Etnograficznego w Toruniu.

Puls Dnia
Region Raport
Biznes Opinie
Co symbolizuje w koszyczku wielkanocnym jajko, a co chrzan? Jakie zwyczaje przedchrześcijańskie zaadaptowano do Wielkanocy? Ile rajstop zakładały dziewczęta na śmigus-dyngus? Nasza rozmowa z Hanną Łopatyńską z Muzeum Etnograficznego w Toruniu.
Fot. Paweł Jankowski

Od kiedy zajączek przynosi dzieciom prezenty? Co symbolizuje baranek? Dlaczego każdy element wielkanocnego stołu ma znaczenie? O świątecznych tradycjach rozmawiamy z Hanną Łopatyńską - kustoszem Działu Folkloru i Kultury Społecznej Muzeum Etnograficznego w Toruniu, autorką książki "Wielkie Święto. O zwyczajach wielkanocnych w Polsce".

Hanna Łopatyńska, Fot. Adam Zakrzewski

Wszystko, co wiąże się z kulturą ludową, z jej obrzędowością, ze świętami, miało kiedyś swoje głębokie sensy, które przez lata zaniknęły. W przypadku Wielkanocy jest tak samo. Teraz to wygląda inaczej. Co straciliśmy gdzieś tam po drodze?

Czy straciliśmy? Może więcej zyskaliśmy. Większość obrzędów związanych z Wielkanocą, ale i całym rokiem, korzeniami sięga do czasów przedchrześcijańskich. Te głębokie sensy, o których Pan wspomniał, wzięły się z tego, że w tamtych czasach, a później jeszcze przez wiele setek lat, byliśmy społeczeństwem rolniczym, uzależnionym mentalnie od sił nadprzyrodzonych, które były czymś tajemniczym. Byliśmy również uzależnieni od przychylności naszych przodków. Wierzono, że przodkowie, tak jak i bogowie, mają wpływ na ludzkie życie. Dlatego w czasach przedchrześcijańskich praktyki obrzędowe wiązały się z magią zaduszną, wegetacyjną i agrarną. Miało to zagwarantować urodzaj, zdrowie i płodność, spowodować, że będzie się darzyło i zapewnić dobrą egzystencję. Na te bardzo dawne praktyki magiczne nałożyły się zwyczaje chrześcijańskie. Przeważnie było tak, że dawne zwyczaje były przez kościół uznawane za coś złego, co należy wytępić i zniszczyć jako „pogańskie”. Teraz już nie używamy tego określenia.

Ma ono pejoratywny wydźwięk.

Tak, teraz to źle się kojarzy. Przecież w czasach przedchrześcijańskich to była też religia, tyle że niechrześcijańska. Dlatego współcześnie nie mówi się, że wierzenia z czasów przedchrześcijańskich były czymś złym, gorszym, wartym potępienia. Bardzo często te próby zwalczania dawnych obrzędów były walką z wiatrakami. Znaleziono więc inny sposób. O wiele prościej było nałożyć na te stare zwyczaje nowe sensy związane z narodzeniem lub zmartwychwstaniem Chrystusa. Albo z jakimś świętym, choćby Janem, który miał zastąpić Kupałę. Przez wieki to się wszystko przemieszało, ale gdy się zastanowimy głębiej, to większość praktyk kultywowanych w chrześcijaństwie ma swoje korzenie dużo dawniej. W tym miejscu wrócę do mojego stwierdzenia, że nie tyle straciliśmy, co zyskaliśmy. Wiele zwyczajów przetrwało dzięki temu, że chrześcijaństwo przejęło je i nadało im swoje znaczenia. Przetrwało, tyle, że z podwójnym sensem. Paradoksalnie, to średniowieczne dokumenty kościelne są doskonałym źródłem wiedzy o przedchrześcijańskich praktykach. Przykładem jest uchwała biskupa poznańskiego z 1420 roku, mówiąca, że nie wolno ciągać do wody, ani kobiet mężczyznom, a mężczyzn kobietom. To już jest informacja, że...

...się ciągali.

Właśnie. Skoro synod tym się zajął, to musiał być to dawny, powszechny i głęboko zakorzeniony zwyczaj. Zapewne wywodził się jeszcze z czasów przedchrześcijańskich i dlatego nie był dobrze widziany. Krytykowali, zakazywali i nic z tego nie wynikło. Akurat ten śmigus-dyngus, o którym mowa, jest jednym z niewielu zwyczajów umiejscowionych w czasie Wielkanocy, które nie mają sensów chrześcijańskich, chociaż próbowano wiązać jego genezę z wydarzeniami biblijnymi, np. umywaniu rąk przez Piłata. Pomimo tego, że na większość wielkanocnych zwyczajów nałożono interpretację chrześcijańską, to przy śmigusie-dyngusie najważniejsze są pierwotne sensy, czyli życiodajna moc wody i zielonej gałęzi.

Teraz śmigus-dyngus to zabawa. A kiedyś?

W związku z tym, że Wielkanoc przypada na wiosnę, to zachowania, które miały ożywić i pobudzić przyrodę, spowodować, że wszystko będzie pięknie rosło, kwitło i się zieleniło, były w tym okresie jak najbardziej aktualne. Warto wspomnieć, że w śmigusie-dyngusie skumulowały się dwa zwyczaje. Śmigus to było polewanie się wodą i smaganie gałęziami, a dyngus chodzenie po kolędzie chłopaków, którzy składali życzenia gospodarzom. Dostawali za to jajka i świąteczne pieczywo. Chodzący po kolędzie również często polewali domowników wodą, zwłaszcza dziewczyny, i dlatego ten śmigus z dyngusem splotły w jeden zwyczaj.

Teraz zostało z tego gonienie dziewczyn po osiedlu z wiadrem wody.

Teraz faktycznie, często są to chuligańskie wręcz wybryki. Jednak i dawniej woda dosłownie lała się strumieniami, dziewczyny wrzucane były do stawów i do koryt z wodą, trzymane pod pompą. Działo się…

Mimo tego wręcz afrontem było, gdy dziewczyna nie była polana.

Tak, bo to był sygnał, że, jak teraz byśmy powiedzieli, była wykluczona społecznie. Mogła być brzydka, brudna, niegospodarna albo – co gorsza – ludzie mogli uważać, że jest córką czarownicy. No same złe skojarzenia. Jeżeli do takiego domu, gdzie była panna na wydaniu, nie przyszli dyngusiarze, to był afront dla całej rodziny. Niby te dziewczyny się chowały, zakładały po pięć par pończoch, żeby nie czuć uderzeń zielonymi gałęziami, ale z drugiej strony każda wyglądała wizyty chłopaków. Jak do nich nikt nie przyszedł, to czuła się niefajnie.

Najważniejszym symbolem Wielkanocy jest jajko. Co symbolizuje?

Jest i zawsze był to uniwersalny symbol życia, symbol wszelkiego początku. Już w mitologiach greckiej, rzymskiej i hinduskiej są mity, mówiące o tym, że z jajka wykluł się jakiś Bóg, który stworzył świat, albo że świat w ogóle powstał z jajka. Jajko ze swoimi dobroczynnymi właściwościami pojawiało się w bardzo różnych kulturach i oczywiście w naszej słowiańskiej też. Przez to, że jajko symbolizuje początek życia, jego odradzanie się, to idealnie wpasowało się w symbolikę wielkanocną. Dlatego już w XII wieku kościół je przyjął do swojej obrzędowości jako symbol Zmartwychwstania. Zresztą pisanki wykorzystywano nie tylko w Wielkanoc, ale w innych momentach w ciągu całego roku obrzędowego.

Obecnie jajko jest jedynie do konsumpcji i dekoracji.

Kiedyś miało całe mnóstwo funkcji, głównie w praktykach rolniczych i hodowlanych. Na przykład zakopywano je w ogrodzie i pod pierwszą zaoraną skibą w polu. Skorupki dodawano do paszy dla zwierząt, żeby się dobrze chowały. Powszechne było także bardzo niebezpieczne przekonanie, że w czasie pożaru domu, jeżeli pisankę przerzuci się przez strzechę, to pożar zgaśnie. Strażacy długo nie mogli tego groźnego przesądu zwalczyć. Ale generalnie wierzono, że pisanki mają bardzo dużo dobroczynnych i ochronnych właściwości.

Do pisanek jeszcze będę chciał wrócić. Natomiast niezwykle popularne teraz jest poszukiwanie jajka. To nie jest aż taki stary zwyczaj.

Mniej więcej dziewiętnastowieczny, który przywędrował z Niemiec. Polega na tym, że poszukujemy jajek, które zostały złożone przez zajączka. Co ciekawe nie przez kurkę lub kurczaka, ale przez zajączka.

Może wtedy w Niemczech zające znosiły jajka?

Kto wie? Nic na ten temat etnografowie nie piszą. Ten zwyczaj się przyjął najwcześniej u nas na Pomorzu, a także na Śląsku, czyli na tych terenach, które były pod zaborem niemieckim. Trochę podobnie jak bożonarodzeniowa choinka, która też tutaj przyjęła się najszybciej. Zajączek jak najbardziej wpasowuje się w symbolikę wiosenną, od czasów starożytnych uznawano go za symbol płodności. Poza tym każda okazja do dawania i dostawania prezentów jest dobra.

Wróćmy do samych pisanek. Nam się wydaje, że są one takie nasze polskie, narodowe od setek lat. A to tradycja dużo starsza.

Tak, jajka były malowane w różnych kulturach. Najstarsze znalezione na naszych ziemiach pochodzą z X wieku z okolic Opola. Barwienie ma bardzo dawną historię. W kronice Wincentego Kadłubka z początku XIII wieku czytamy, że „Polacy z dawien dawna byli zawistni i niestali, bawili się panami swymi jak z malowanymi jajkami". Mamy tutaj dwie ciekawe informacje. Po pierwsze, że było już w tamtym czasie popularne malowane jajek. Po drugie, że były jakieś zabawy z nimi. Niestety, nie wiemy jakie….

Wspomniała Pani, że jajka były używane nie tylko w Wielkanoc. Kiedy jeszcze?

Były bardzo istotne w obrzędowości zadusznej. Pisanki wkładano do grobów lub układano na mogiłach. Do dziś jest to praktykowane w prawosławiu. Traktowano je jako pokarm dla dusz zmarłych. W żywocie św. Jadwigi z 1267 roku mowa jest o pisankach leżących na jej grobie. Według legendy na ten grób przyszła jakaś kobieta z niepełnosprawnym chłopcem. Dziecko zaczęło toczyć pisanki po grobie świętej i odzyskało moc w nogach. Nie wiadomo, co zadziałało: interwencja św. Jadwigi, czy pisanki? Wiadomo natomiast, że jest to najstarsza pisana wzmianka o praktyce przynoszenia jajek na cmentarze.

Jeśli chodzi o tę symbolikę Wielkanocy „numerem dwa” jest baranek.

Baranek to symbol chrześcijański. To, że figurka baranka musi się znaleźć na wielkanocnym stole, wprowadził papież Urban V w XVI wieku. Miał przypominać ludziom o głównym sensie świąt, czyli o radości ze zmartwychwstania Chrystusa, a nie o obżeraniu się. Czyli jest taką przypominajką. Wielkanocne baranki były przeważnie z masła albo z ciasta, do ich przygotowania wykorzystywano specjalne foremki. Robili je też garncarze z gliny, cukiernicy z cukru, piernikarze z piernika. Na dworach magnackich baranki bywały wysadzane drogimi kamieniami, z oczami z brylantów. Figurka baranka powraca też w wiosennych obrzędach kolędniczych. W niektórych regionach Polski centralnej w Poniedziałek Wielkanocny kolędowano z udekorowanymi wózeczkami. Często ustawiano w nich drewnianego baranka z chorągiewką jako symbol Wielkanocy. Chłopcy wygłaszali oracje związane ze zmartwychwstaniem Chrystusa, składali życzenia i przymawiali się o jajka i świąteczne smakołyki.

Skoro sam papież napominał, żeby tyle nie jeść, to znaczy, że wtedy święta były takim festiwalem obżarstwa.

Trzeba mieć świadomość, że Wielkanoc przypadała na przednówku. Jeszcze nie było nowych zbiorów. W Wielki Post poszczono oczywiście głównie ze względów religijnych, ale też niestety z konieczności, bo nie było już wiele do jedzenia. Często spiżarnie świeciły pustkami. Wielkanocne śniadanie stanowiło pierwszą okazję, żeby się porządnie najeść. Dlatego starano się, żeby stół był jak najbardziej zastawiony. Nawet w różnych dziewiętnastowiecznych poradnikach znaleźć można było porady, co zrobić, żeby nie mieć niestrawności po tym obżarstwie. Na przykład należało zjeść na czczo kawałek chrzanu i trzykrotne chuchnąć do komina. W książkach kucharskich dla gospodyń w dworach ziemiańskich i szlacheckich są przykładowe jadłospisy, tak więc wiemy, co wówczas przygotowywano na śniadanie wielkanocne. Teraz to pewnie przez miesiąc byśmy tego nie zjedli. Tak więc obżarstwo zawsze kojarzyło się z Wielkanocą.

Z jedzeniem i stołem wiąże się koszyczek wielkanocny. To, co w nim się znajduje, ma swoje sensy. Wkładamy jajeczko, nie dlatego, że nam się podoba. Już o tym mówiliśmy. A inne rzeczy z koszyka?

Chleb to symbol Chrystusa, a sól oczyszczenia. Kawałek chrzanu symbolizował cierpienie Zbawiciela. Była nawet taka zasada, że każdy z domowników, nawet małe dzieci, musiał kawałeczek tego poświęconego chrzanu zjeść, żeby troszeczkę pocierpieć jak Chrystus. Obowiązkowo wszystko, co przygotowywano na święta, musiało być poświęcone. Kosze nie były takie malutkie jak teraz. Aby wszystko zmieścić, trzeba była przygotować wielgachne kosze albo niecki służące do wyrabiania chlebowego ciasta.

Te wielkie kosze noszono do kościoła jak teraz?

Często wyglądało to tak, że do domu bogatego gospodarza albo dziedzica przychodzono z tymi koszami, a ksiądz przyjeżdżał je poświęcić. Odbywało się to także pod kościołem, przy przydrożnej kapliczce lub na wiejskim placu. Dla księży, było to bardzo absorbujące, więc już w XVIII wieku władze duchowne sugerowały, żeby księża w Wielką Sobotę nie jeździli po domach i nie święcili tych wielkich koszy, tracąc czas, który powinni spędzać na odprawianiu wielkosobotniej liturgii. Apelowano, żeby ludzie przynosili do kościołów tylko niewielkie koszyki ze święconką, ale to długo nie przynosiło skutku. Jeszcze na zdjęciach z okresu międzywojennego widać kobiety z tymi wielkimi koszami. Siła tradycji.

Kiedyś wszędzie święcono koszyczki?

Święcenie pokarmów teraz jest powszechne. W niektórych regionach, na przykład na Kociewiu, Kaszubach, Warmii i Mazurach nie było wcale takie znane. Często było tak, że zanim przystąpiono do jedzenia śniadania, to dziadek lub ojciec święcił to, co było postawione na stole. Święcenie potraw w kościołach stało się tam bardziej popularne po II wojnie światowej, głównie pod wpływem przybyszów z innych regionów.

Czy są jakieś obyczaje, czy tradycje, które kiedyś były obchodzone w Wielkanoc, a teraz już zupełnie zaniknęły?

Zanikają przede wszystkim praktyki gospodarcze i ochronne związane np. z pisankami lub z palmą. Być może jeszcze jacyś starsi ludzie zatykają poświęconą palmę za pierwszą skibę albo trzymają ją za świętym obrazem, ale nie jest to już tak powszechne jak dawniej. Świąteczne rekwizyty nie są już przez nas traktowane jako przedmioty magiczne, które pomogą nam w przypadku choroby, ochronią przed burzą, zabezpieczą grządki przed inwazją szkodników. Ale w niektórych regionach Polski zwyczaje związane z dawnymi zabiegami magicznymi, agrarnymi, ochronnymi są jeszcze kultywowane. Tak jest na przykład na Górnym Śląsku, gdzie w Wielkanocną Niedzielę odbywają się konne procesje po polach w intencji urodzaju.

Dziękuję za rozmowę!

Książka Hanny Łopatyńskiej "Wielkie Święto. O zwyczajach wielkanocnych w Polsce" jest do nabycia w Muzeum Etnograficznym w Toruniu.