Chodzi o to, żeby żywność nie trafiała do śmietnika i dostali ją najubożsi - mówi Jadwiga Wojciechowska, prezes Toruńskiego Banku Żywności. - W tym roku uratowaliśmy jej 280 ton! NASZ WYWIAD

Region Raport
Biznes Opinie
Jadwiga Wojciechowska
Fot. Paweł Jankowski

Od 22 lat działa w Toruniu Bank Żywności. Do jego skromnej i ciasnej siedziby w starym forcie na ulicy Dąbrowskiego trafiają rocznie tysiące torunian szukających wsparcia. Spotkaliśmy się z Jadwigą Wojciechowską, prezesem toruńskiego Banku, by porozmawiać między innymi o zasięgu biedy w mieście, współpracy z biznesem czy potrzebach samej instytucji.


Czym jest Bank Żywności?

Jesteśmy charytatywną organizacją pozarządową, która stara się pozyskiwać żywność przede wszystkim od sieci handlowych i przekazywać najuboższym. Poza tym staramy się uczyć naszych beneficjentów, jak tę żywność optymalnie wykorzystać i nie marnować jej.


To wpisuje się chyba w szerszy trend "ratowania żywności"?

Tak, jednym z naszych działań jest współpraca z sieciami handlowymi, które przygotowują paczki dla naszych podopiecznych. Produkty, które się tam znajdują, są pełnowartościowe, ale z krótkim terminem ważności. Tak je "ratujemy" i nie trafiają do utylizacji.


Jak układa współpraca z miejscowym biznesem?

Jest na prawdę szeroko rozwinięta na terenie Torunia. Współpracuje z nami 11 sieci: Stokrotka, Biedronka, Makro, KFC, Kaufland, Netto, Auchan, Torimpex, E. Leclerc, Polomarket i MAG z Bydgoszczy. To stali nasi współpracownicy, a są jeszcze incydentalni jak Pacyfik, Kruszwica i Bonduelle. Oprócz tego jesteśmy zasilani również przez Federację Polskich Banków Żywności. 31 Banków Żywności działających na terenie całego kraju tworzy Federację, czyli wspólnotę niezależnych organizacji pozarządowych. To daje większe możliwości w kontaktach ze światem dużego biznesu.


Jaka jest skala biedy w naszym regionie?

Mamy 3200 beneficjentów. Są to osoby wytypowane przez Miejski Ośrodek Pomocy Rodzinie. Oni tych ludzi kwalifikują, ponieważ znają ich, mają bazę danych i kierują do nas.


Czyli to nie jest tak, że można do was sobie przyjść, powiedzieć, że jest się biednym i coś dostać?

Przyjść można, ale i tak skierujemy taką osobę do MOPR-u. My się cieszymy bardzo, że to pracownicy socjalni kwalifikują, bo to jest bardzo ciężka praca. A Bank Żywności nie ma takich możliwości, żeby ich zweryfikować. Ośrodek Pomocy Rodzinie przekazuje nam listy i na tej podstawie wydajemy żywność unijną i z pozysku własnego. Ludzie, którzy przychodzą, znają ustawy i wiedzą, co im się należy. Dociec, kto jest biedny, kto samotny, kto nie zarabia za granicą, dla nas jest niemożliwe, bo my nie mamy takich narzędzi. MOPR ma i robi to świetnie.
 

Czy takiego roszczeniowego podejścia jest dużo?

Sporo. Jest bardzo dużo niemiłych incydentów. Moi pracownicy na tym ciepią. Zasady wydawania żywności są tak dokładnie opracowane, że już dokładniej nie można. Ktoś na przykład przychodzi sobie tydzień po "wydawce", kiedy my musieliśmy się już rozliczyć i co robi? Wyzywa pracowników, bo on przez tydzień nie mógł przyjść. Kłamstwa jest bardzo dużo. Mogę się pochwalić, że przez tyle lat trochę tych ludzi nauczyliśmy, że trzeba przyjść w terminie, a jak ktoś inny odbiera, to musi mieć upoważnienie. Roszczenia są bardzo duże. Wielokrotnie słyszymy, że "nam się to należy" i dlaczego czegoś nie ma. Kiedyś sera nie było w paczkach przez chyba dwa sezony. Pretensje najpierw mieli do mnie, potem do urzędu poszli i pytali, dlaczego nie ma sera i niech coś zrobią, bo przecież po to tam siedzą. Znają ustawy i wiedzą, co zrobić, żeby progu dochodowego nie przekroczyć, by nie stracić paczki.


Porozmawiajmy o czymś milszym, czyli o pomocy. Co znajduje się w paczkach, które wydajecie?

Mleko, mąka, cukier, olej, ser, groszek, szynki wieprzowe i drobiowe. W sumie 17 produktów. Naprawdę jest tego dużo. Paczki, które teraz przygotowujemy w ramach programu unijnego Fundusze europejskie na pomoc żywnościową 2021-2027, a będziemy na początku września wydawać, będą ważyły 11 kilogramów na osobę. Ci, którzy je odbierają, mają rodziny. Jeżeli to jest na przykład pięć osób, to jest 55 kilogramów żywności. To jest dobre jedzenie z długim terminem ważności. Ta żywność może być w pełni wykorzystana w gospodarstwie domowym. Pieniądze, które dzięki temu zaoszczędzą, mogą wydać na inne cele. Na przykład na dzieci czy na węgiel. To jest w sumie sporo pieniędzy, bo takie cztery paczki to jest czubaty wózek z hipermarketu. Chciałabym tu zaapelować do emerytów, którzy mają niewielkie świadczenia. Nie wstydźcie się zapytać o pomoc. Jeżeli spełniacie warunki ustawy o pomocy społecznej, to ta pomoc wam się po prostu należy.
 

Ile żywności wydaliście w tym roku?

Prawie 280 ton! Wartość to 3 mln 200 tysięcy złotych. Mówię tu tylko o pozysku własnym, a nie o tym programie unijnym. Jak by tak na TIR-y przeliczyć, to około dziesięciu by było. To ogromna ilość jedzenia. Jak już mówiłam, współpracujemy z 11 sieciami handlowymi. Nie chcę nikogo wyróżniać, bo wszyscy dzielą się z nami, czym mogą.


Przy wejściu zauważyłem kilkanaście kartonów z nowymi ubraniami z Sinsay, czyli nie tylko rozdajcie jedzenie?

Współpracujemy z LPP już od paru lat. Dwa razy w roku otrzymujemy różnego rodzaju ubrania. Najczęściej dla dzieci. To są buty, kurtki, koszulki, pidżamki. Teraz właśnie je otrzymaliśmy i będziemy to wydawać naszym beneficjentom.


Bank Żywności jest kojarzony w mieście ze zbiórkami żywności w sklepach.

Organizujemy je przed Wielkanocą i przed Bożym Narodzeniem. Chociaż jest duży problem. Przez pandemię straciliśmy 80 procent wolontariuszy. Nie tylko my, bo inne Banki w Polsce też. Zmieniło się podejście młodzieży. Działamy w Toruniu 22 lata. Kiedyś było jakoś inaczej. Staramy się zachęcić młodych ludzi poprzez szkoły, żeby przyszli i stanęli z koszami. Gdy nauczycielka pyta, czy chcieliby wziąć udział w zbiórce, to pytają: za ile? Robimy zbiórki, ale to już nie te ilości, jakie były kiedyś. Wolontariusze często zniechęcają się, bo często słyszą odpowiedź: my też jesteśmy biedni. Jest grupa, niestety coraz mniejsza, którą chwaliłam, chwalę i będę chwaliła, czyli wolontariusze uniwersytetu trzeciego wieku. Te Panie nie dają się odepchnąć. Nie ma mowy, żeby ktoś nie wrzucił do kosza. Są bardzo skuteczne, ale też się teraz wykruszają. W czasach koronawirusa zbiórek nie było w ogóle.


Pomagacie Ukrainie?

Właśnie w okresie pandemii nasilone były odbiory żywności dla Ukraińców. Tego było naprawdę dużo. Głównie zajęły się tym Lidl i Biedronka. Sieci handlowe działały cały czas i żywność była.


Zatrzymajmy się na tej współpracy z sieciami.

Tam kierujemy osoby naprawdę ubogie. Nawet jeżeli się zdarza, że dostaną więcej, to potrafią się podzielić sąsiadami. Chodzi o to, żeby żywność nie trafiała do śmietnika, tylko żeby była dokładnie wykorzystana. Ta moda na ratowanie żywności bardzo pozytywnie działa. Bank Żywności doskonale się wpisuje w to. Jesteśmy pośrednikiem między potrzebującymi a sklepami. Wysyłamy tam te osoby. Najczęściej są to soboty, bo ta żywność na drugi dzień nie będzie sprzedawana. Potrzeby są tak wielkie, że gdybym miała więcej sklepów, to chętni by się znaleźli.


Współpracujecie także z innymi "pozarządówkami"?

Ta współpraca trwa od wielu lat. W programie unijnym zawartość paczek jest ściśle określona i jest to zakontraktowane. Jeśli chodzi o nasz pozysk, są to różne produkty i dzięki temu możemy kierować konkretną pomoc do konkretnej organizacji. Współpracujemy z Fundacją Pomocy Samotnym Matkom, MONAR-em, Oratorium na Rybakach, Sercem Torunia. Ostatnio doszła Fundacja Kosmiczna Droga do Gwiazd. Ostatnio miałam taką sytuację z Carrefourem. Dystrybutor spod Bydgoszczy zadzwonił, że ma delicje z miesięcznym terminem ważności i czy chcemy. Skorzystały z tego Kosmiczna Droga i Samotne Matki, bo tego było trochę. Na takie podarunki czekamy z otwartymi rękami. Nic się nie zmarnuje.


Oprócz wydawania żywności prowadzicie też własne programy edukacyjne. Na czym polegają?

Jesteśmy właśnie w trakcie realizacji warsztatów kulinarnych i zdrowego odżywiania. Między innymi pokazujemy, jak robić smaczne i zdrowe posiłki z tego, co mamy w domu, by nic się nie zmarnowało. Prowadzimy także warsztaty ekonomiczne. Uczymy, jak można zaoszczędzić pieniądze, robiąc zakupy i nie przepłacać. Jest jeszcze jeden projekt robiony z Wydziałem Zdrowia i Opieki Społecznej, czyli profilaktyka uzależnień. Mamy zaplanowane przeszkolenie 150 osób wytypowanych przez MOPR. Uczestnicy na spotkaniach chętnie dzielą się swoimi spostrzeżeniami, dopytują trenera, gdzie mogą udać się
po konkretną pomoc dla uzależnionej osoby. Dowiadują się, po co i jak rozmawiać o uzależnieniach z członkami rodziny i znajomymi.


Bank Żywności mieści się w starym forcie na Dąbrowskiego. Lokalizacja świetna, ale miejsca mało na waszą działalność.

Muszę się pochwalić, bo zaprosiłam do nas panią wiceprezydent Dagmarę Zielińską, która poznała nasze warunki lokalowe i rozmawiała już na temat poszukania dla nas siedziby z prezydentem Pawłem Gulewskim. Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej dofinansowuje budowę magazynów dla Banków Żywności, ale trzeba mieć teren. Liczymy tutaj na miasto. Kwestia lokalizacji jest bardzo ważna. Jeżeli mielibyśmy magazyn gdzieś daleko od centrum, to nasi beneficjenci będą mieć ogromny problem z odbiorem żywności. Na Dąbrowskiego mamy mało miejsca, ale każdy może tu dotrzeć autobusem i tramwajem. Poza tym nie płacimy tu dużego czynszu. Nasze dwa samochody możemy stawiać za darmo na parkingu na Wałach Generała Sikorskiego. To jest oszczędność ponad tysiąca złotych miesięcznie. Dla nas to są bardzo duże pieniądze.

Dziękuję za rozmowę!

 

CZYTAJ WIĘCEJ: