Ciekawe zawody sportowe odbyły się w sobotę w Toruniu. Ciekawe, choć nie dla każdego, a raczej dla tych, co lubią, gdy wyzwanie jest naprawdę trudne, a przeszkody, w najbardziej dosłownym rozumieniu tego słowa, wyrastają jedna po drugiej.
Zdarzyło mi się już pisać o bieganiu na łamach kujawy-pomorze.info, nawet chyba nieraz. Koszula ciału bliska, sam biegam chętnie, więc i biegowe imprezy interesują mnie każdorazowo, a tych w regionie zdecydowanie nie brakuje. W weekend mieliśmy jednak coś jeszcze, coś dla tych, co to kręcą nosem na bieganie tradycyjne.
Oto na podtoruńskiej Barbarce odbył się Arm Race, zabawa już bardziej zaawansowana, bardziej zakręcona i o odpowiednio zwiększonym poziomie trudności. Nie, nie to, żeby po prostu dystans wydłużono i zamiast 5 czy 10 kilometrów, zamiast półmaratonu czy nawet maratonu, zrobiono dystans ultra. Kilometrów wcale tak dużo nie było, rzecz w tym, że na trasie na śmiałków, a śmiałkami bez wątpienia nazwać ich można, czekało morze przeszkód. Były więc opony, przez które trzeba było przeskakiwać, były ścianki, przez które trzeba było przechodzić, były też sznur, na którym trzeba było się podciągać, trafiło się nawet zadanie z okazałym kamieniem, który trzeba było ciągnąć za sobą na linie. Wszystko po to, by zawiesić poprzeczkę, dosłownie i w przenośni, odpowiednio wysoko i sprawić, by było to naprawdę duże wyzwanie.
Toruń nie jest jedyny, gdzie odbywa się takie wydarzenie, zaś Arm Race wcale nie jest jedynym biegiem tego rodzaju. Ba, jest szereg takich, co popularnością znacznie go przewyższają. W Bydgoszcz przez lata odbywał się jeden z Runmageddonów, chyba najpopularniejszych w Polsce biegów pełnych przeszkód i wyzwań. Startowała w nich nieraz koleżanka i opowiadała mi, że bywało rzeczywiście trudno, ale zarazem też wyjątkowo ciekawie. To nie filmowa samotność długodystansowca, gdzie pokonuje się po prostu kolejne kilometry, tu trzeba cały czas być skupionym jeszcze bardziej niż zwykle, by przejść przeszkodę szybko, ale i bezpiecznie, nie robiąc sobie na niej krzywdy, co niektórym niestety się przytrafia. Gdy jednak jest się umorosanym po czołganiu w błocie, medal cieszy jeszcze bardziej niż gdyby zdobyło się go w biegu zwykłym.
A taka impreza tania nie jest. Przyzwyczaili się zapewne biegacze, że wpisowe za start płacić trzeba, czasem wyższe, czasem niższe. Na zawodach z przeszkodami bywa ono jednak najbardziej okazałe, liczone niekiedy nawet w setkach złotych. Karnet za cały sezon pięciu startów Arm Race kosztuje 800 złotych, a gdyby ktoś chciał pobiec tylko raz, na przykład we wspomnianym Toruniu, za wersję najtańszą zapłacić musiał 229 złotych. W Runmageddonie bywa jeszcze drożej, bo cena za jeden start nierzadko przekracza i 300 złotych. Jasne, organizator swoje koszty ma, bo przeszkody trzeba stworzyć, przewieźć, zmontować, do tego wodę wylać, aby wszędzie było błoto, ale też na ulice miasta wcale wychodzić nie trzeba, więc i zabezpieczenie terenu zdaje się być nieco prostsze niż przy długich biegach ulicznych. Biznesowo ten interes jest więc chyba interesem dobrym i do całej zabawy jej pomysłodawcy raczej dokładać z własnej kieszeni nie muszą. Bo nawet, jeśli jest tu drożej niż gdzie indziej, to chętnych mimo to zdecydowanie nie brakuje.
A jakby dla kogoś błoto i przeszkody to jeszcze było za mało, są w Polsce, choć akurat nie w naszym regionie, biegi daleko bardziej szalone. Opowiadał kiedyś kolega, jak to postanowił zapisać się na Bieg Morskiego Komandosa, zawody najbardziej ekstremalne z ekstremalnych. Startowało się w mundurze, z obciążeniem na plecach, brodząc po pas w morzu, czołgając się po piasku, biegnąc przez tor ogniowy. Zdarzały się nadpalone włosy, zakrwawione głowy, ktoś złamał nogę. Frekwencja mimo to jest zawsze znakomita, a bieg uchodzi za najbardziej kultowy spośród wszystkich tego typu imprez. I bywało ponoć tak, że ci, którzy bieg komandosa wygrywali i pokazali się w nim z naprawdę dobrej strony, od razu dostawali odpowiednią propozycję, czy nie chcą wstąpić do wojska i zostać komandosami prawdziwymi. I to też pokazuje, jak wytrzymali uczestnicy biorą udział w takich biegach. Ale spokojnie, akurat te imprezy, co odbywają się u nas, są nie tylko dla komandosów. Choć też nie jest w nich łatwo.