W tym miejscu miał być dziś opublikowany tekst na zupełnie inny temat. Ale jak tu pisać o czymś innym, nawet jeśli rozmaitych ciekawych tematów w regionalnym sporcie nie brakuje, gdy w niedzielny wieczór przeżywaliśmy TAKIE emocje żużlowe?
To był jeden z tych wieczorów, które fani speedwaya zapamiętają na długo. Pomijając już sens regulaminu, który zakłada, że oprócz zwycięzców do półfinałów żużlowej PGE Ekstraligi wchodzi także najlepsza drużyna przegrana, właśnie rywalizacja o miano tego z pokonanych, który dostanie wymarzoną przepustkę, okazała się najciekawsza. Dla nas było jeszcze ciekawiej, bo brały w niej udział dwie drużyny z regionu. Apator Toruń i GKM Grudziądz przegrały w ćwierćfinałach zarówno u siebie, jak i na wyjeździe, ale dzięki przepisom jeden z klubów i tak miał awansować, a warunkiem była większa liczba „małych” punktów. I tu okazało się, że oba zespoły zgromadziły ich dokładnie tyle samo, a to premiowało torunian jako lepszych w sezonie zasadniczym.
Toruń więc świętuje, Grudziądz zaś płacze. Przez moment feta była zresztą także na stadionie GKM. A dlaczego? Bo ktoś w emocjach się pomylił, ktoś coś źle policzył i grudziądzki spiker przekazał kibicom informację, że ich zespół właśnie awansował. Kilkadziesiąt sekund później wielka radość zmieniła się w wielki smutek…
Regulaminowy detal zadecydował o awansie, ale także o dużych pieniądzach. Torunianie pojadą nie tylko dwa półfinały, ale również kolejny dwumecz o złoto lub brąz, co oznacza łącznie cztery dodatkowe spotkania. A co to oznacza? Czołowy zawodnik za punkt w PGE Ekstralidze dostaje nawet ponad 10 tysięcy złotych. Dla prostoty naszej kalkulacji zaokrąglijmy ten wynik właśnie do „dychy”. Załóżmy, że nasz żużlowiec w meczu zdobędzie 10 punktów - w dwie godziny zarobi zatem 100 tysięcy. Mecze są natomiast przed nim jeszcze cztery - wychodzi więc dodatkowe 400 tysięcy. A jeśli tu i tam zdobędzie punktów nieco więcej, okaże się, że jego konto wzbogaci się o pół miliona. I między innymi taka właśnie, pomijając nieprzeliczalne na pieniądze emocje kibiców, była stawka rywalizacji Apatora i GKM o jak najlepszy wynik w dwumeczu. Bo dla żużlowców gra szła o stawkę jak najbardziej wymierną i liczoną w setki tysięcy złotych.
Zyskać mogą też kluby. Za medalowe miejsca Speedway Ekstraliga przyznaje bonusowe premie - oczywiście torunianie na razie nie są ich pewni, bo mogą jeszcze skończyć sezon na czwartej pozycji, co przy osłabionym składzie i braku kontuzjowanego Emila Sajfutdinowa też wykluczone nie jest, ale te pieniądze wciąż są dla nich na wyciągnięcie ręki. Dla GKM szansy na to, by po nie sięgnąć, już nie ma. Zadecydował jeden jedyny punkcik, którego grudziądzanom w niedzielę nie udało się wywalczyć i którego im zabrakło.
Jednym radość, drugim smutek, a trzecim… też radość. W niedzielę ścigano się także w 2. Ekstralidze, gdzie jechała Polonia Bydgoszcz. Tydzień temu dyskutowaliśmy w większym gronie na temat szans polonistów na pokonanie w dwumeczu ostrowian. Był wśród nas bydgoszczanin i pozostawał mocno sceptyczny, za to torunianin przekonywał go, że skoro jego klub chce awansować, to przecież prędzej czy później Ostrovię i tak musi pokonać, jak nie teraz, w półfinale, to w finale. No i na razie wszystko wskazuje na to, że ostrowski diabeł jednak nie taki straszny. Wprawdzie do połowy spotkania Polonia przewagę miała raczej skromną, ale końcówka była w jej wykonaniu wyborna. Dziś bydgoski klub jest dokładnie w połowie drogi do ligowego finału, ale przed rewanżem jego sytuacja jest więcej niż korzystna, a mina trenera rywali w pomeczowym wywiadzie była znacząca i wiele mówiła na temat tego, co myśli on takim spotkaniu.
Polonia ma dokładnie 18 punktów zaliczki, co dla rywali do odrobienia może być trudne. Pozostaje mieć nadzieję, że w rewanżu bydgoski klub nie pokpi sprawy, bo już zdarzało się, że na niektórych wyjazdach szło mu jak po grudzie - wystarczy przypomnieć sobie niedawne męczarnie w Poznaniu, jeszcze na etapie ćwierćfinałów. Sytuacja jest jednak dobra, a nawet bardzo dobra. I tego się trzymajmy przed spotkaniem w Ostrowie.