A więc się zaczęło. Najważniejsza część żużlowego sezonu już trwa, choć na razie na zapleczu Speedway Ekstraligi. Niestety, inauguracja play-off zupełnie nie wyszła bydgoszczanom, za to lepsze humory panują w Grudziądzu. GKM w końcu dopiął swego i nareszcie nie skończył ligi już po rundzie zasadniczej.
„Kiedyś to był żużel” - mawia wielu kibiców. Przez długie lata rzeczywiście było tak, że o żadnych rundach play-off w naszym speedwayu nie było mowy. Drużyny jechały każda z każdą, mecz i rewanż, i… na tym zabawa się kończyła. Rozumiem tych, którzy cenią taki system, bo to rozwiązanie najbardziej sprawiedliwe i w największym stopniu eliminujące przypadkowość wyników. Play-off istnieje jednak w polskim żużlu od blisko 30 lat i obecnie nikt nie wyobraża sobie, żeby decydującej części sezonu miało nie być.
Dzisiejszy sport to biznes, a play-off pasuje tu idealnie. Telewizja płaci grube miliony za prawa do transmisji ligowych meczów między innymi dlatego, że ma gwarancję, że niezależnie od tego, co działo się w poprzednich miesiącach, przyjdzie jeszcze pora na taką część sezonu, gdy dawka emocji zwiększy się wielokrotnie, a kibiców nie będzie dało się oderwać od odbiorników. Niby więc Motor Lublin zdominował rundę zasadniczą, ale w play-off szanse znowu będą zupełnie równe, a prawdziwy show dopiero się zacznie - i tego oczekuje w sporcie, nie tylko żużlowym, dzisiejszy świat.
Z naszego regionalnego punktu widzenia rywalizacja w play-off zaczęła się jednak fatalnie. Bo oto bydgoska Polonia pojechała w roli faworyta do Poznania, miała wyciągnąć wnioski z przegranej w rundzie zasadniczej i wykonać pierwszy krok na drodze do Speedway Ekstraligi. I co? I skończyło się zaskakująco wysoką porażką w kiepskim stylu. To był bydgoski dramat - w piętnastu wyścigach zaledwie cztery indywidualne zwycięstwa,
żadnego drużynowego. Przegrać oczywiście można, ale w Poznaniu nie było widać po bydgoszczanach żadnego pomysłu na przełamanie całkowitego impasu - wyjeżdżali do kolejnych wyścigów i co najwyżej je remisowali, a najczęściej przegrywali. Nawet rezerwy taktyczne stosowane przez trenera Tomasza Bajerskiego nie przynosiły wielkiego powodzenia, bo i nie bardzo było wiadomo, kogo kim zmieniać, skoro cały zespół jechał do bólu przeciętnie.
Pisze więc do mnie kibicka Polonii, że czuje duży zawód spowodowany postawą jej drużyny - i ja jej się nie dziwię. Oczywiście Polonia ma przed sobą jeszcze rewanż, ale może być i tak, że akurat w jej przypadku play-off dobitnie pokaże swą nieprzewidywalność. Choć oczywiście bydgoszczanom życzę dobrze, wszak dla całego żużlowego regionu byłoby dobrze, gdyby w elicie znalazły się wszystkie trzy nasze kluby.
Jest w niej już teraz grudziądzki GKM, który w ostatnich latach przez niektórych kibiców był traktowany wręcz jako obiekt żartów. Ile by drużyn w play-off nie jechało, to i tak GKM zajmował zwykle pierwsze z miejsc oznaczających odpadnięcie i koniec sezonu. Klubowi działacze sięgali głęboko do klubowej kasy, namawiali gwiazdy, a i tak kończyło się na wyrzucaniu milionów w błoto i kolejnych rozczarowaniach. Po latach ciągłego odpadania od razu po rundzie zasadniczej grudziądzanie nareszcie dopięli jednak swego i są w czołowej szóstce. Co będzie z nimi dalej dopiero zobaczymy, ale awans do play-off może się opłacić także długofalowo. Dla gwiazd żużla wizja zakończenia jazdy już po rundzie zasadniczej to interes kiepski - w jednym meczu zarabiają po kilkadziesiąt tysięcy złotych, a meczów w play-off może być i sześć. Skoro więc GKM miał łatkę drużyny, dla której pewne progi są nie do przeskoczenia, nie był przesadnie atrakcyjnym pracodawcą dla większości sław. W jeden rok pewne rzeczy się nie zmienią, ale stopniowo, niezależnie od tego, co się wydarzy w tegorocznym ekstraligowym play-off, pozycja grudziądzan w żużlowej hierarchii może jednak rosnąć.
No i jeszcze Toruń. Apator to nasza największa szansa na ligowy medal. Gdyby była gwarancja, że toruński zespół przystąpi do ćwierćfinałów w pełnym składzie, wielkich obaw o jego przyszłość raczej bym nie miał. Niestety, upadek Emila Sajfutdinowa w lidze angielskiej spowodował, że w momencie pisania tych słów nie ma pewności, czy jedna z gwiazd torunian w ogóle będzie mogła wystartować w pierwszym spotkaniu przeciwko gorzowskiej Stali. A bez Sajfutdinowa, obojętnie, czy Apator zastosuje zastępstwo zawodnika, czy też nie, siła rażenia naszego zespołu zmaleć po prostu musi. No, to czekamy na dalsze emocje w play-off - a te już w piątek i niedzielę.