Całkiem niedawno pisaliśmy o sporej sumie 2,5 miliarda złotych, o jakie wnioskuje Polska Grupa Zbrojeniowa na zwiększenie mocy produkcyjnych amunicji artyleryjskiej w natowskim kalibrze 155 mm. Szerzej tutaj. Ma ona absolutnie strategiczne znaczenie dla zdolności bojowych polskiej armii, choćby po to, by działa samobieżne - polskie Kraby i koreańskie K9 w razie czego miały czym strzelać.
Problem w tym – a można to powiedzieć bez naruszania tajemnicy wojskowej, bo to rzecz powszechne wiadoma – że w polskich arsenałach jest jej za mało, a polskie zdolności produkcyjne są za niskie. Projekt odbudowy tego potencjału może mieć także duże znaczenie dla naszego regionu, bo w pionie amunicyjnym Grupy znajdują się też dwie bydgoskie firmy: Nitro-Chem i Belma. W naszym tekście cytujemy m.in. prezesa PGZ, Krzysztofa Trofiniaka.
Tymczasem w środę 2 kwietnia, krótko po naszej publikacji, pojawiła się oficjalna informacja o tym, że prezes Trofiniak złożył rezygnację. Czy zaskakująca? Raczej nie. Różnego rodzaj uwagi, przede wszystkim co do tempa podejmowanych przez PGZ działań pojawiały się ostatnio w mediach regularnie. I były dość krytyczne. Według niektórych doniesień, wiele krytycznych sygnałów dotyczących małych postępów w rozwijaniu produkcji amunicji artyleryjskiej, pochodziło z MON.
Wystarczy zresztą rzucić okiem na daty i uważniej się wczytać w niektóre wypowiedzi. Specjalna ustawa o finasowaniu zwiększania zdolności produkcji amunicji – swoją drogą, już samo jej uchwalenie dobrze pokazuję powagę amunicyjnego kryzysu – przegłosowana została przez Sejm 27 listopada, a 12 grudnia weszła w życie. Tymczasem przygotowane na jej podstawie wnioski do Funduszu Inwestycji Kapitałowych zostały złożone przez PGZ dopiero pod sam koniec marca, czyli ponad kwartał później. Minister Jakub Jaworowski, szef zarządzającego funduszem Ministerstwa Aktywów Państwowych w rozmowie z Business Insider stwierdził m.in.: „Czuję satysfakcję, że PGZ złożył wreszcie wnioski o środki do FIK”. To „wreszcie” jest tutaj bardzo znaczące.
Budowa zdolności produkcyjnych amunicji to nie jest zadanie na miesiąc czy dwa. Tym bardziej, że zaczynać trzeba od zupełnie podstawowych elementów. Na przykład od tego, że w Polsce od lat nie wytwarza się niezbędnego do takiej produkcji prochu wielobazowego. Zapowiedzi wznowienia własnej produkcji było wiele. Jakieś dziesięć lat temu wydawało się, że problem zostanie wreszcie rozwiązany i to w korzystny sposób, bo przekazanie nowoczesnych technologii produkcji tego typu prochu oferowali Francuzi w ramach offsetu za zakup helikopterów Caracal. Prochowy pomysł niestety spalił na panewce, bo cały projekt zakupu helikopterów został jak wiadomo zarzucony po przejęciu MON przez ekipę Antoniego Macierewicza. I do dziś nie mamy ani helikopterów, ani prochu.
Stworzenie polskiego przemysłu amunicyjnego o wydajności odpowiadającej dzisiejszym, dramatycznie podwyższonym wymaganiom polityki obronnej wymaga systematycznych, przemyślanych działań rozpisanych na kwartały i lata, ale sytuację mamy taką, że absolutnie każdy kwartał się liczy.