Zaczynała rozkręcać swój biznes dosłownie od zera. Dodatkowo wybuch pandemii pokrzyżował jej szyki, ale ostatecznie jej firmie udało się przetrwać ten kryzys gospodarczy. W ubiegłym roku Anna Cieciórska, właścicielka biznesu "Anielskie ciastka" sprzedała firmom w całej Polsce aż 200 tysięcy sztuk swojego wypieku. W ramach cyklu wywiadów "Nietypowy biznes" rozmawiamy z przedsiębiorczynią o tym, co wyróżnia jej produkt na tle innych wyrobów cukierniczych, co okazało się być w przypadku jej biznesu przełomem oraz jakie cele stawia sobie na 2025 rok.
Rzemieślniczość i rodzinność to na tych dwóch filarach postanowiła Pani oprzeć swoją działalność biznesową firmy „Anielskie Ciastka”. Dlaczego?
Jako mama wielodzietnej rodziny, bardzo lubiąca dobre jedzenie, jestem jednocześnie bardzo wybrednym smakoszem. Biznes „Anielskie Ciastka” powstał właśnie na kanwie tej miłości do dobrego jedzenia, ale też do karmienia innych. Uwielbiam, kiedy delektują się moimi potrawami. Pojawiający się uśmiech na twarzy, czy pomruk zadowolenia jest dla mnie największą nagrodą.
Musiała Pani jednak włożyć ogromny trud w rozwój firmy, ponieważ ten biznes powstał pierwotnie we własnej, domowej kuchni?
Tak to się właśnie zaczęło. Jestem świetnym przykładem jak można rozpocząć dosłownie od zera. Startując z biznesem, na początku przerobiliśmy kuchnię w domu, aby dostosować ją pod przepisy Sanepidu. Przez pierwsze miesiące miałam niskie koszty prowadzenia biznesu ze względu m.in. na mały ZUS. Tutaj ukłon w stronę polskiego rządu, bo gdyby nie mały ZUS, to w ogóle nie byłoby o czym mówić. Myślę, że nie przetrzymałabym miesiąca. Poza tym start firmy zbiegł się z wybuchem pandemii.
Idealny moment.
Ktoś mi powiedział, że jak przetrwałam pandemię z nowym produktem, to przetrwam wszystko. Mam nadzieję, że tak właśnie będzie.
A jak wyglądała sama sprzedaż na początku historii z "Anielskimi Ciastkami"?
Tak naprawdę przez pierwsze miesiące, które przypadły na pandemię i lockdown, sprzedaż była znikoma. Wówczas takim moim głównym kanałem dystrybucji czy też informowania o ciastkach był Facebook, który - teraz już wiem - z perspektywy czasu, nie okazał się właściwą platformą komunikacji. Dopiero później znajomi podpowiedzieli mi, abym szukała klientów przez LinkedIn, bo tam jest biznes i firmy, które potrzebują takich oryginalnych gadżetów reklamowych – bo tym właśnie są moje ciastka.
Oprócz wybuchu pandemii coś więcej Panią zaskoczyło w trakcie rozkręcania biznesu? Jak Pani sobie to na początku wyobrażała?
Skala, na jaką biznes się rozkręcił, jest dla mnie sporym zaskoczeniem.
Ale jak każdy nowy biznes, tak i ten potrzebował czasu.
Duży komfort zapewnił mi mąż, który przez ten okres pozwolił mi na to, abym mogła powoli ten biznes rozkręcać. To był proces. Potrzeba czasu, aby rynek poznał nowy produkt i aby klienci nauczyli się, do czego może zostać użyty. W przypadku produkowanych przeze mnie ciastek okazało się, że możliwości jest dużo więcej niż sama na początku przypuszczałam. Produkujemy ciastka na różne okazje m.in. dla pracowników firm. Obecnie próbuję, skoro są owocowe czwartki w korporacjach, wprowadzić także ciasteczkowe poniedziałki albo piątki. Tak naprawdę zanim biznes zaczął przynosić jakieś realne zyski, trochę to trwało, a z kosztami należało się liczyć.
Wspomniane koszty najbardziej dokuczają raczkującym przedsiębiorcom?
Tak, przedsiębiorca musi uważać przede wszystkim na nie. Są wysokie zarówno po stronie produktu oraz samej pracy. Powiedziałabym nawet, że praca jest droższa niż sam produkt, ponieważ nasze ciastka robione są ręcznie. Nie ma mowy o żadnej „masówce”, tutaj każde ciasto jest robione osobno, wałkowane, przekładane na blaszkę, więc jest to ograniczenie, którego nie przeskoczymy.
Całodniowa walka z wałkiem przyniosła jednak rezultaty?
Pierwsze trzy lata piekłam w domu. Potem było już tyle zamówień, że zdecydowałam się na otworzenie piekarni. Pracuje w niej obecnie dwóch pracowników, którzy zajmują się produkcją, a ja całą resztą. Bez tego kroku nie mogłabym się dalej rozwijać.
W Toruniu jak grzyby po deszczu zaczęły pojawiać się różnego rodzaju sklepy i piekarnie z piernikami. Czym Pani ciastka różnią się od innych tego typu wypieków?
Przede wszystkim są spersonalizowane: od samej formy, trójwymiarowego logo przez opakowania. W zależności od potrzeby, ciastka mogą być pakowane pojedynczo, w kartoniki lub słoiki, a także tuby. Natomiast same ciastka właściwie można nazwać ciastkami piernikowymi, ponieważ one są pieczone na miodzie. Jest w nich prawie 17 procent miodu, dzięki czemu nasze produkty nie potrzebują żadnych sztucznych konserwantów.
Poza tym odnoszę wrażenie, że nasyciliśmy się już jako Polacy, po wielu latach takiego głodu za zachodnimi produktami, słodyczami w pięknych opakowaniach, jednak wątpliwej jakości. Jesteśmy też bardziej świadomi tego, co jemy. Myślę, że ciastka pieczone na miodzie i naturalnych produktach takich jak: masło, gorzka wedlowska czekolada to produkt na czasie i dla ludzi doceniających tę jakość wykonania i składu.
Okazuje się, że produkt „Anielskie Ciastka” nie trafia prawie wcale do lokalnych klientów w regionie kujawsko-pomorskim, a przede wszystkim do wielu innych miast w Polsce?
Pamiętam jak na początku szukałam klientów wśród toruńskich salonów fryzjerskich z nadzieją, że zamówią u mnie te ciastka ze swoim logo i będą dokładać je do kawy każdemu klientowi. A to w ogóle nie poszło w tę stronę. Życie kolejny raz mnie zaskoczyło.
To właśnie wspomniany LinkedIn był przełomem?
Tak, to jest moja przestrzeń do budowania marki personalnej i do pozyskiwania klientów. W tej chwili te ciastka są poczęstunkiem dla klientów w kilkunastu salonach samochodowych w całej Polsce, ale też w dziesiątkach firm w całym kraju. Ten kanał komunikacji z biznesem okazał się być strzałem w dziesiątkę. Poświęcam tej platformie mnóstwo czasu: piszę posty, komentuję, bywam też na spotkaniach, które odbywają się wśród przedsiębiorców. Oczywiście nigdy nie zapominam o ciastkach.
I to odnosi finansowy skutek?
Dokładnie tak.
Jednak po fali wznoszącej w biznesie, przychodzi też moment na refleksję, w którą stronę pójść dalej. Jakie są największe wyzwania dla branży cukierniczej w Polsce?
Dla mnie największym wyzwaniem jest zniwelowanie sezonowości zamówień, aby w skali całego roku był to zbliżony poziom. Przez ostatnie 3-4 miesiące każdego roku jest prawdziwe szaleństwo przedświąteczne i mamy tyle zamówień, że nie wiemy, w co ręce włożyć. Natomiast pozostałe miesiące bywają różne, w związku z tym, że wiele firm nastawia się na upominki i prezenty wyłącznie w okresie świątecznym. Dla mnie wyzwaniem jest znalezienie innych możliwości wykorzystania tych ciastek, żeby to był produkt całoroczny.
Za każdym razem jak rozmawiam z przedsiębiorcami, to wszyscy jak jeden mąż powtarzają, że styczeń jest zawsze ciężkim okresem w ciągu roku?
Jest to takie tąpnięcie po okresie świątecznym. Jednak z drugiej strony jest to dla mnie dobry czas twórczy - jestem wtedy bardzo kreatywna i nagle okazuje się, że wymyślam takie rzeczy, o których wcześniej nie myślałam – jak ciasteczkowe piątki w korporacjach. Może po prostu taki czas też jest potrzebny? Prowadząc firmę już 5 lat mam tę świadomość, że występują tego rodzaju wahnięcia i trzeba się na to przygotować finansowo, odpowiednio się zabezpieczając.
Jakiś konkretny pomysł już się narodził na początku 2025 roku?
Przede wszystkim ciastka z nowymi hasłami motywacyjnymi. Jestem bardzo ciekawa ich odbioru. Pokazywałam je na razie członkom rodziny i byli pod wrażeniem, więc myślę, że to będzie fajny materiał na produkt.
Nie myślała Pani nad tym, aby wprowadzić kolor do swoich wypieków, jak na przykład ma to miejsce w przypadku rozpoznawalnych makaroników?
W tym przypadku mówimy już o zupełnie innym produkcie. Raz, jeśli chodzi o samą technologię wytwarzania, a dwa – trudniej jest na tego rodzaju cieście wykonać logo, ponieważ takie ciastka z kremem są delikatniejsze. Często zdarza się, że wysyłam swoje „Anielskie Ciastka” w Polskę, setkami, a czasami tysiącami sztuk i wiem, że one są w stanie wytrzymać zarówno transport jak i przechowywanie w temperaturze pokojowej nawet pół roku. W związku z tym ja czuję się bezpiecznie i wiem, że klient jest bezpieczny. Tymczasem takie np. makaroniki mają dużo krótszy termin ważności i wymagają specjalnych warunków przechowywania.
Jak każdy przedsiębiorca - zapewne także Pani - wyznacza sobie cel na najbliższy rok?
Co roku takim celem jest dalsze skalowanie biznesu, wykorzystanie możliwości produkcyjnych przez cały rok.
A dokąd docelowo dotrzemy? Życie pokaże. Nie stawiam granic ani ilościowych, ani terytorialnych – przecież moje ciastka mogą być transportowane również za granicę.
Dziękuję za rozmowę.