Twardziele o gołębich sercach. Klub motocyklowy Boruta MC Poland organizuje w Ciechocinku Motoserce NASZ WYWIAD

Puls Dnia
Region Raport
Biznes Ludzie
Klub motocyklowy Boruta MC Poland organizuje w Ciechocinku Motoserce
Fot. Boruta MC Poland

Lato to czas wzmożonego zapotrzebowania na krew. Wakacje to czas zwiększonej liczby wypadków z powodu wyjazdów na wypoczynek. Na krew, której zawsze brakuje, jest wtedy szczególne zapotrzebowanie. Dlatego właśnie w tym czasie polscy motocykliści zrzeszeni w klubie Boruta MC Poland organizują od kilkunastu lat Motoserce, czyli akcje zbierania krwi. W naszym regionie połączone jest z rozpoczęciem sezonu motocyklowego. Klub MC Boruta na imprezę przy tężni solankowej nr 1 w Ciechocinku zaprasza 4 maja. Rozmawiamy z organizatorem akcji, wiceprezydentem Klubu, Waldemarem "Waldim" Mazurkiem.

Waldemar "Waldi" Mazurek Boruta MC Poland

Czym jest Motoserce?

Motoserce to akcja charytatywna polegająca na zbiórce krwi przez motocyklistów dla potrzebujących. Początkowo oddawaliśmy ją dla dzieciaczków. Zapoczątkował akcję mój klub Boruta MC Poland. W tym roku będzie już 16. edycja. Przez 15 lat zebraliśmy... No zagadka, zgadnij ile?

Pewnie kilka tysięcy litrów...

40 tysięcy 320 litrów krwi w skali kraju! To jest bardzo dużo. Ta idea zrodziła się tak naprawdę z potrzeby serca, a druga sprawa, żeby troszeczkę poprawić wizerunek motocyklisty w kamizelce. Ludzie patrzą na motocyklistów różnie.

O tym wizerunku jeszcze porozmawiamy, a jeszcze powiedz o Motosercu.

Dobra, tak jak mówiłem, 16. edycja w tym roku. Akcję robimy w miesiącach przedwakacyjnych, żeby magazyn krwi dopełnić, bo w czasie wakacji i urlopów jest największa wypadkowość na drogach i największe zapotrzebowanie na krew.

Co będzie się działo w Ciechocinku w czasie majówki?

W tym roku działamy trochę inaczej. Zacznę od tego, że to są dwie połączone imprezy. Jest to takie nasze ciechocińsko-aleksandrowskie rozpoczęcie sezonu motocyklowego połączone z Motosercem. Wszystko zaczynamy dużą paradą, która wyjedzie spod naszego klubu w Aleksandrowie Kujawskim i przejedziemy te 10 kilometrów do naszego kurortu. Tam już oficjalnie rozpoczniemy sezon motocyklowy. Od 11 będzie działał obóz, w którym odbędzie się cały cykl imprez - koncerty, animacje dla dzieciaków, pokazy ratownictwa drogowego i pierwszej pomocy. Umówmy się, sporo ludzi nie wie, jak podejść do człowieka, który zasłabł i co ma z nim zrobić. Co roku robiliśmy to w zabytkowej muszli koncertowej, ale w tym roku przechodzi remont kapitalny. W Ciechocinku już jest budowana scena pod tężniami i wszystkie imprezy rozrywkowo-koncertowe tam się będą odbywały. No, a my to zaczynamy dużym eventem pod tytułem Motoserce.

Jesteś członkiem klubu motocyklowego Boruta MC Poland. A ile jest w ogóle klubów motocyklowych w Polsce?

Nie powiem ci dokładnie ile, bo nie liczyłem tego nigdy. My jesteśmy zrzeszeni w Kongresie Polskich Klubów Motocyklowych. A w nim jest kilkaset klubów. Są również kluby zrzeszone w Polskim Ruchu Motocyklowym, czyli PRM. W każdym związku są inne zasady. Są oddzielne kluby żeńskie, kluby tematyczne jak np. księży czy lekarzy. Jest dość dużo klubów, które napływają do Polski z innych krajów. Jeśli chodzi o Borutę, to jesteśmy drugim albo trzecim co do wielkości klubem w Polsce.

A co daje taka przynależność do klubu?

Ja myślę, że głównie chodzi o zasady. Zasady, których nawet na co dzień w życiu nam brakuje. W klubie jest także hierarchia, na którą każdy sam zapracowuje i to, co ma na szczytach na kamizelce, to jest wynik jego pracy.

A te zasady?

Proste, ale ważne, zasady życiowe - "nikt nikogo nie zostawi na drodze" czy "jeden za wszystkich, wszyscy za jednego". Mogę mieć problem zdrowotny, albo w domu trzeba coś mi pomóc. Mogę liczyć, że moi bracia pomogą. Jeżeli w mojej rodzinie coś się wydarzy nieprzyjemnego, to zawsze mogę liczyć, że ktoś mi pomoże. W sytuacjach różnych - zdrowotnych, chorobowych, śmiertelnych.

Czyli można by powiedzieć, że to jest takie bractwo.

Może nawet jak duża rodzina. Dlatego nazywamy się braćmi.

Ile osób liczy klub aleksandrowski?

Powiem ci Pawle tak: wystarczająca ilość, żeby wszystkie imprezy obsłużyć i żeby nas było widać. Jest taka motocyklowa zasada, że o takich rzeczach nie rozmawiamy. Ale to pytanie wszyscy zadają (śmiech). Zwykło się o tym nie mówić. Jest sporo nas.

Już zacząłeś mówić o zmienianiu wizerunku motocyklisty. Cały czas jeszcze pokutuje takie wrażenie, że motocykliści to są wariaci, którzy się wciskają wszędzie, jeżdżą bardzo szybko i są niebezpieczni. Wy staracie się walczyć z takim stereotypem.

Ludzi, którzy przychodzą do nas do klubu, uczymy kultury na drodze. Uczymy zasad jazdy, że motocykl błędów nie wybacza. To nie jest tak, że ty jesteś kozakiem nieśmiertelnym. To nie jest tak. Prawda też jest taka, że te wypadki najczęściej nie są z przyczyny motocyklisty. To my musimy bardzo uważać na samochody, bo nic nas nie chroni. Tylko to, co mamy na sobie. Naszym pancerzem jest tylko skóra czy kombinezon.

Wyjeżdżacie za granicę?

Tak, oczywiście. Robimy taki rodzinny wyjazd w czerwcu. Lecimy w trzy, cztery motocykle na Rumunię. Raz, dwa razy w roku jeździmy trasę Litwa - Łotwa - Estonia.

Zapytałem o zagranicę specjalnie. Czy jazda tam czymś się różni od podróży przez Polskę?

Generalnie wszędzie się zmieniła kultura jazdy. Przede wszystkim tam jeździ się bezpieczniej. Polacy w kraju są kozakami na drodze. A tam przestrzegają przepisów. Są tak srogie kary i policja to goniąca, że nie opłaca się jeździć szybko.

Słyszałem takie zdanie od motocyklistów, że ten wizerunek najbardziej psują ci niezrzeszeni, którzy jeżdżą sobie ścigaczami w dżinsach...

...i w laczkach (śmiech). Tak, to się zgadza, masz rację. Ludzie zdobywają prawo jazdy na motocykl i od razu siadają na bardzo szybkie, o dużych pojemnościach, maszyny. Tak nie powinno być! Powinna być ta droga, prawda? Musisz najpierw nauczyć się jeździć na tych lżejszych motocyklach i stopniowo, stopniowo się przesiadać.

To nie jest w takim razie tani sport, że tak powiem, bo sam motocykl kosztuje na pewno sporo pieniędzy, a do tego ekwipunek.

Motocyklistą jest każdy, który jeździ na jednym śladzie. Natomiast, jeśli już mówimy o takich poważniejszych motocyklach, to jest to droga pasja. Motocykl możesz kupić za 5 tysięcy, ale możesz i za 150 tysięcy. Utarło się, że wszyscy chcieliby kiedyś usiąść na Harleyu. A to już jest znaczek, za który się płaci.

A czym ty jeździsz?

Harleyem! (śmiech). Mam dwa motocykle - Harleya i BMW. BMW służy bardziej do takich turystyczny wypraw, na które z żoną jeździmy razem. Musiałem jej kupić coś wygodniejszego, bo nie chciała ze mną Harleyem jeździć, bo to za bardzo trzęsie. Natomiast, jeżeli sam gdzieś jadę, to najlepiej mi się jeździ BMW. Jest komfort, cisza, głowa cię nie boli, muzyczka gra. Jazda Harleyem to niestety hałas, ale się wszyscy odwracają i jest wow! Za to legendą jeździsz.

A czy są jakieś tarcia między harleyowcami a tymi, którzy jeżdżą na BMW czy Suzuki?

U nas w klubie jest to bardziej żartobliwe. Nie ma jakichś ostrych tarć. Na tej zasadzie, że ci, co jeżdżą BMW, mówią do tych na Harleyach, kupcie sobie porządny motocykl. I odwrotnie. To jest tak, że jeździmy razem. Wszyscy jesteśmy równi.

Motocykl, osprzęt, ubiór - wokół tego musi być spory biznes, no bo ktoś te motocykle sprzedaje, ktoś szyje te ubiory.

To jest potężny biznes. Powstają warsztaty motocyklowe, które muszą być najbardziej doposażone w sprzęt, komputery i tak dalej. Motocykle, jak auta, są coraz bardziej skomplikowane i mają mnóstwo elektroniki. Powstają salony motocyklowe, hurtownie motoryzacyjne, sklepy oferujące całą galanterię i wszystko, co jest motocykliście potrzebne. To naprawdę duży biznes. Nie wiem, trudno mi określić, ale w jakiej to skali nawet oceniać, ale jest to duże przedsięwzięcie. Na przykład w Toruniu dwie takie firmy, których zasięg działania jest dużo szerszy - RRMoto i Wilmat.

Jeszcze raz stwierdzę, że tanie to nie jest.

No, nie. Weź też pod uwagę, że motocykl z dużym silnikiem też dużo pali. Porównywalnie do samochodu. Umówmy się, żadna pasja nie jest tania. Mam sąsiadów, którzy hodują gołębie. Mają w nie włożone dziesiątki tysięcy, a dla mnie to jest zwykły ptak (śmiech).

Jak to się stało, że postanowiłeś jeździć motocyklem? Marzenie dzieciństwa? Kryzys wieku średniego?

Coś w tym jest, co powiedziałeś. Mówi się, że facet w pewnym wieku, to albo zmienia żonę, albo kupuje sobie motocykl. U mnie się zdarzyło to i to (śmiech). Mój ojciec był motocyklistą i jeździł Iżem i Jawą. To były ciężkie, fajne motocykle. Ojciec zmarł, a ja zostałem z jakimiś wuefemkami i komarkami. Później była przerwa i jakoś tak przez przypadek trafiłem do kolegi do garażu, a tam stał motocykl. Chłopak jego córki kupił i powiedział, że jednak nie będzie jeździł. Jak ja go odpaliłem i przejechałem się, to było wow! No i kupiłem ten motocykl. Od tego zaczęło, a potem jeden, drugi, trzeci, czwarty i tak do Harleya sobie dojechałem.

To ile było tych motocykli przed Harleyem?

Dużo, z dziesięć może. Cały czas dążyłem do tego, żeby mieć minimum dwa w garażu, czyli jeden dla turystyki, żeby z żoną pojechać sobie gdzieś, a drugi dla siebie.

Dziękuję za rozmowę!