- Poprzeczka oczekiwań mieszkańców zawieszona jest naprawdę wysoko – o byciu sołtysem rozmawiamy z Elżbietą Barandziak z Kołudy Małej

Puls Dnia
Region Raport
Biznes Opinie
elzbieta barandziak
Fot. Mariusz Załuski

Z Elżbietą Barandziak, sołtyską sołectwa Kołuda Mała w gminie Janikowo i członkinią Kujawsko-Pomorskiej Rady Sołtysów rozmawiają Ryszard Warta i Mariusz Załuski.


W wojewódzkiej radzie sołtysów reprezentuje pani gminę Janikowo…

Tak. Mamy w gminie łącznie 12 sołectw, sama jestem sołtysem sołectwa Kołuda Mała. To wieś, która słynie z pięknych terenów, leży nad Jeziorem Pakoskim, mamy piękny pałac. 

Od dawna pełni pani tę funkcję?

Sołtysem jestem od 12 lat, ale wcześniej, przez 24 lata, sołtysem był mój mąż. Tak więc tabliczka na naszym domu wisi już od bardzo dawna.

To ciężka robota? Mieszkańcom miasta trochę trudno to sobie wyobrazić.

Powiem tak - teraz rzeczywiście pracy jest sporo, poprzeczka oczekiwań mieszkańców jest zawieszona naprawdę wysoko. Same sołectwa ze sobą rywalizują. Cóż, sporo jest także „papierologii”…  To już nie  jest tak, jak kiedyś, że sołtys coś tam sobie ołówkiem zanotował, to  wystarczało i było dobrze. Jest dużo wyjazdów, spotkań. My sami, między sołtysami, współpracujemy ze sobą, wciąż biegniemy do przodu, żeby czymś tych ludzi z naszych wsi zaskoczyć, zaciekawić. A dziś  nie jest wcale  łatwo ludzi zainteresować.

Czym powinien odznaczać się dobry sołtys? 

Trzeba mieć zaufanie u ludzi, to podstawa. Trzeba umieć współpracować z ludźmi, potrafić docierać indywidualnie do każdego mieszkańca. To, że rozwieszamy plakaty czy informacje, że używamy Facebooka, to nie wystarcza.  Trzeba do każdego dotrzeć, porozmawiać, żeby zapytać o to, jakie mieszkańcy mają zdanie. Kontakt, kontakt i jeszcze raz kontakt.

Wspomniała pani o Facebooku. Internet bardziej ułatwił wam pracę, czy może utrudnił? Bo z jednej strony o wiele prościej jest się kontaktować, przesyłać informacje, ale z drugiej strony nie ma tylu kontaktów osobistych…  

To różnie bywa. Cóż z tego, że możemy szybko przesłać informację przez media internetowe, skoro wciąż jeszcze wielu, zwłaszcza starszych ludzi, ich nie używa. Natomiast to, że np. z gminą łatwo się dziś kontaktować, informacje szybką przechodzą poczta elektroniczną, to na pewno jest dużym ułatwieniem. 

Weszła pani do regionalnej, Kujawsko-Pomorskiej Rady Sołtysów. Czym pani zdaniem, powinno się to gremium zająć w pierwszej kolejności?          

To nasze pierwsze spotkanie, rada to zupełnie nowy twór, dopiero zaczynamy. Tak więc teraz tak trochę obserwujemy, jak się ta współpraca będzie układać, także jakie będą oczekiwania ze strony marszałka.

Powiem, że na pewno „koncert  życzeń” będzie wielki. W każdej gminie, w każdym sołectwie, są jakieś sprawy do załatwienia, dużo pracy do wykonania. To chociażby infrastruktura, kwestia oświetlenia, z tym na wioskach wciąż jest słabo, to także drogi. Z drugiej strony są możliwości, sołtysowie jak chcą i potrafią, to mogą dotrzeć do odpowiedniego wsparcia. Koła gospodyń wiejskich też  mają swoje dofinasowania. Jest dużo instytucji, które pomagają pisać wnioski, przygotowywać projekty. W tym kierunku dzieje się dość dużo.

A jak jest z aktywnością społeczną, mocno trzeba namawiać ludzi do tego, żeby wyszli z domów i angażowali się w różnego typu działania?    

Tak, to jest problem ale dotyczy on nie tylko  wsi.  Generalnie nie jest łatwo wyciągnąć ludzi z domu. 

Kiedyś było łatwiej?                

Był na pewno mniejszy wybór różnych aktywności. Domy kultury prężnie dziś działają, ale tam wciąż muszą się zastanawiać, z czym do ludzi wyjść, jak przyciągnąć ich do siebie. Z jednej strony czasami  słyszę narzekania, że „nic się nie dzieje”, ale jak się już coś dzieje, to ludzie nie przychodzą, chociaż muszę podkreślić, że ja akurat w moim sołectwie mam pod tym względem super mieszkańców. 

Zdarza się jeszcze, że panowie kręcą nosem, że kobieta jest sołtysem?             

Nie. U nas w gminie na 12 sołectw mamy tylko  4 panów sołtysów, reszta to panie i świetnie sobie z tym radzą. 

Dziękujemy za rozmowę.