Płyną pieniądze ze spółek, płyną. A może przestają? NASZ KOMENTARZ

Region Raport
Biznes Opinie
Twarde pierniki Toruń
Fot. UMT/Sławomir Kowalski

Są tematy w polskim sporcie, które wracają raz po raz i wracać pewnie będą jeszcze wielokrotnie. Jest wśród nich sprawa finansowania zawodowych klubów przez spółki skarbu państwa, która ma tyluż zwolenników, co przeciwników. Obecnie w przynajmniej niektórych klubach spółki zdają się jakby nieco zmniejszać zaangażowanie w taką formę sponsoringu, co naturalnie dla klubów tych może oznaczać spore kłopoty. A w ligowych tabelach przetasowania.


Koszula bliższa ciału, więc na temat sowitych zastrzyków do budżetów klubów patrzę najbardziej w kontekście żużla. Akurat w tej dyscyplinie temat wzbudził szczególnie gorące komentarze i szczególnie mocno namieszał. Bo oto w ostatnich latach Motor Lublin stał się ligową potęgą, dream teamem, który zdobył dwa tytuły mistrza Polski, a w tym roku zmierza po tytuł kolejny, niczym walec rozjeżdżając kolejnych przeciwników i nie mając na koncie jeszcze żadnej porażki, choć w rundzie zasadniczej PGE Ekstraligi przekroczyliśmy już półmetek. Sukcesy Motoru ani mnie ziębią, ani grzeją, nie weryfikowałem też, jaki dokładnie procent klubowego budżetu stanowią pieniądze spółek - faktem jest jednak, że lublinian wspierały Orlen Oil (obecny sponsor tytularny), Bogdanka, Grupa Azoty Puławy, PKO BP, Totalizator Sportowy. Sporo tego, nie ma co ukrywać, choć nie cała lista jest już aktualna - od lipca z finansowania klubu wycofa się Grupa Azoty.


W ostatnich dniach nieoficjalnie zrobiło się jednak głośno i o ewentualnym pożegnaniu z Orlenem - a to mogłoby oznaczać także pożegnanie z Bartoszem Zmarzlikiem, liderem Motoru, który miałby pałać miłością do Lublina tylko tak długo, jak klub wspiera sponsor będący także jego sponsorem indywidualnym. Rozmaitych rozstań tego typu jest już zresztą więcej, bowiem wspomniana Grupa Azoty Puławy, zadłużona po uszy, kończy współpracę nie tylko z klubem żużlowym, ale np. także z siatkarskim kobiecym Chemikiem
Police.


Gdzie w tym wszystkim nasz region? Wracając do żużla przypomnieć można, że Apator Toruń zwykł określać sam siebie jako jedyny klub w całej PGE Ekstralidze, który jeszcze przed zmianą władzy nie miał państwowego wsparcia wcale - nieoficjalnie mówiło się, że chodzi tu głównie o powiązania polityczne właściciela Przemysława Termińskiego, niegdyś senatora Platformy Obywatelskiej. W Bydgoszczy też było i jest pod tym względem słabo, w Grudziądzu za to nieco lepiej - w zeszłym roku klub pochwalił się umową z Totalizatorem Sportowym. A może koszykówka? Toruń już przerabiał scenariusz dobitnie pokazujący wypaczenia związane z finansowaniem konkretnych klubów - Polski Cukier długo wspierał Twarde Pierniki, by po politycznej wolcie powędrować nagle do Lublina. Czy więc w takim razie słuszne są postulaty tych, którzy uważają, że wsparcia spółek skarbu państwa dla zawodowych klubów w ogóle być nie powinno? No właśnie sprawa tak prosta nie jest. Jasne, w temacie doszło do wielu wypaczeń i być może rację ma minister Sławomir Nitras, który podkreśla, że pewne kluby po linii politycznej zyskały zdecydowanie za dużo. Zarazem jednak trzeba pamiętać, że temat nowy nie jest i wiele klubów oraz dyscyplin o pieniądze „państwowe” opiera się od wielu, wielu lat. Zupełne zakręcenie kurka to dla wielu ogromne tarapaty - wspomniany Chemik Police już teraz czeka rozbiór i masowy exodus czołowych zawodniczek. Bo i klub i miejscowe władze zdawały się być pewne, że finansowe eldorado związane ze wsparciem Grupy Azoty nie skończy się nigdy, rzecz jednak w tym, że nic nie trwa wiecznie, a na to w Policach gotowi nie byli. Na żużlu pożegnanie z państwowym wsparciem też niektóre kluby odczuły i niekiedy też całkiem boleśnie. Gdyby jednak nagle wycofały się spółki wszystkie i ze wszystkich dyscyplin, wówczas byłoby to tak naprawdę trzęsienie ziemi w polskim sporcie - bo w każdej poważnej lidze cała masa klubów, w mniejszym bądź większym stopniu, z takich umów korzysta. W ostatnich latach wypaczeń faktycznie było sporo i będą one nadal, jeśli wsparcie dla tego czy innego miasta będzie w wyraźny sposób uzależnione od czyjegoś politycznego widzimisię i politycznej przewagi danego ugrupowania w danym ośrodku. Brak wsparcia dla klubów jakichkolwiek - na tym straciłby jednak cały polski sport jako taki. Nie patrzmy więc na problem tylko na zasadzie, że być może wówczas zyskałyby nieco te z naszych klubów, które hojnych strumieni pieniędzy jakoś doprosić się nie mogły. Bo to jednak wszystko nie jest aż takie proste...

 

CZYTAJ WIĘCEJ: