Kilka dni temu piórem Tomasza Wersockiego napisaliśmy o pomysłach częściowej lub całkowitej likwidacji niedziel handlowych. Na swoich sztandarach ten temat mają wszystkie ugrupowania tworzące rządzącą koalicję. Każde z nich jest za tym, aby handlowcy za pracę w dniu wolnym otrzymywali dodatkowe wynagrodzenie. W czym więc problem? Jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o politykę…
Zacznę od tego, że jedną z tych wartości, które cenię sobie najbardziej jest wolność. Dla mnie to niezależność od jakiegokolwiek przymusu i całkowita swoboda wyboru postępowania. Rozumiem jednak, że moja potrzeba wolności może ją komuś odbierać, czy choćby ograniczać. Bo jeśli chcę zrobić zakupy w dniu wolnym od pracy, to ktoś musi sklep otworzyć, a to oznacza, że nie będzie mógł pospać do południa i wyjechać z rodziną do lasu. Tak się jednak składa, że od lat prowadzę działalność gospodarczą, ponadto najczęściej pracuję z menedżerami, a więc ludźmi, którzy zarządzają zespołami. Kiedy pytam ich, co najbardziej motywuje człowieka do pracy, to czasem słyszę, że atmosfera, innym razem, że jest to możliwość rozwoju i awansu, a czasem stabilność zatrudnienia i przewidywalność. Ale zawsze i tak na końcu dochodzimy do wniosku, że największego kopa do roboty dają ludziom pieniądze. Tak, proszę Państwa, czy to się komuś podoba, czy nie, taka jest prawda. Kasa, hajs, dingi, monety, forsa czy siano. Niech każdy wybierze słowo, które najbardziej lubi. Kiedy w Święta wszedłem na chwilę do sklepu jednej ze znanych sieci handlowych, stanąłem ósmy w kolejce, a na parkingu brakowało wolnych miejsc. Sprzedawca uśmiechnięty i zadowolony, bo – jak zwykle w takie dni – będzie mieć rekordowy utarg.
Pytam więc – komu przeszkadza handel w niedziele? Kto nie chce zarabiać i kto nie lubi pieniędzy? Gdy nadstawiam ucha i szukam odpowiedzi, to zawsze dochodzę do wniosku, że są trzy podmioty, które sprzeciwiają się niedzielom handlowym i które realizują zbieżną politykę. Mam na myśli obóz Zjednoczonej Prawicy, Związek Zawodowy Solidarność i Episkopat. Nie lubię, gdy gospodarkę miesza się z ideologią. Ekonomia poradzi sobie bez niej, wystarczy nie przeszkadzać. Podczas wrześniowej debaty zorganizowanej przez Business Centre Club i Polski Związek Firm Deweloperskich obecny Minister Finansów Andrzej Domański stwierdził, że od momentu przywrócenia niedziel handlowych pracownikom będzie przysługiwać dwukrotność wynagrodzenia za dzień pracy w weekend w stosunku do stawki w dniu roboczym oraz dwa wolne weekendy w miesiącu. Może w takim razie zapytajmy handlowców czy im to pasuje? W niedawnej rozmowie ze mną, legenda Solidarności, bydgoski polityk Jan Rulewski stwierdził, że cały cywilizowany świat odchodzi od pracy w weekendy i w związku z tym nie należy płynąć pod prąd. Wolne żarty! Rozwijający się dynamicznie rynek sprzedaży internetowej sprawia, że i tak ich właściciele realizują zamówienia w weekendy. Pracują też restauratorzy, hotelarze, służby i dziennikarze. Nawet nauczyciele sprawdzają klasówki w soboty i niedziele. Nie oszukujmy się więc, że za zakazem niedzielnego handlu stoi troska o pracownika i jego rodzinę. Jeśli ten pracownik miałby zarobić dwa razy więcej kasy za dzień pracy i miałby gwarancję dwóch wolnych weekendów w miesiącu, to – jak znam życie – byłby tym bardzo zainteresowany. Dlatego apeluję, uwolnijmy sprzedaż! Kochajmy wolność! Niedziele handLOVE!
Tematykę związaną z niedzielami handlowymi poruszaliśmy także w innych artykułach:
Niedziele handlowe 2024. Kiedy zrobimy zakupy w przyszłym roku? Są projekty zmian w prawie
Nie płyńmy pod prąd, czyli zostawmy ludziom wolne niedziele. NASZ WYWIAD