- Dawnymi czasy małżeństwo to była sprawa priorytetowa, zwłaszcza dla dziewcząt, więc andrzejkowe wróżby matrymonialne były tak ważne - mówi Hanna Łopatyńska Muzeum Etnograficznego w Toruniu. NASZA ROZMOWA

Puls Dnia
Styl Życia
wróżby andrzejkowe
Fot. FB Muzeum Etnograficzne / Bartłomiej Oleszek

W piątkowy wieczór obchodzić będziemy Andrzejki. Choć bardziej adekwatne do dzisiejszych czasów będzie określenie "organizować". Obchodzenie bowiem ma związek z obrzędowością, a tej w dzisiejszych Andrzejkach jak na lekarstwo. Wróżenie, które dla naszych przodków było bardzo poważną sprawą, teraz jest już tylko zabawą. Do dziś przetrwały już tylko nieliczne zwyczaje andrzejkowe. Najbardziej popularne to oczywiście lanie wosku przez klucz czy przestawianie butów. W dzisiejszych czasach Andrzejki stały się przede wszystkim rozrywką i pretekstem do zorganizowania "imprezki". Wybraliśmy się do toruńskiego Muzeum Etnograficznego, by porozmawiać z Hanną Łopatyńską, kierowniczką Działu Folkloru i Kultury Społecznej, o tym, co z naszej tradycji andrzejkowej już straciliśmy, a co jeszcze pozostało.


Przed nami Andrzejki, czyli dzień wróżb matrymonialnych. Jak to wyglądało kiedyś i co z nich obecnie zostało?

Przed nami Andrzejki, a za nami Katarzynki. To, że zapytał pan tylko o Andrzejki, pokazuje, jak obyczaje z biegiem lat zanikają. A Katarzynki były przecież kilka dni temu. To były kiedyś bardzo popularne zwyczaje, zwłaszcza Andrzejki. Wiązało się to pewnie z tym, że istniało w ludziach kiedyś przekonanie, że dzięki pomocy pośredników z zaświatów można przewidzieć albo dowiedzieć się tego, co czeka nas w przyszłości. Były to dusze przodków, a w wersji chrześcijańskiej postacie świętych. W dawnych czasach zamążpójście i małżeństwo to były sprawy priorytetowe, zwłaszcza dla dziewcząt, więc wróżby matrymonialne pojawiały się w różnych momentach roku obrzędowego. Wiele było takich momentów, kiedy można było się dowiedzieć czegoś na tematy przyszłego małżonka czy małżonki. Teraz mówimy najczęściej o Andrzejkach, ale kiedyś wróżono też w wigilię Bożego Narodzenia i Sylwestra.

 

Wspomniała pani Katarzynki. Co to było?

To zwyczaj związany z wigilią świętej Katarzyny Aleksandryjskiej obchodzony w nocy z 24 na 25 listopada. W tradycji chrześcijańskiej obrzęd katarzynek odbywał się w niedzielę poprzedzającą 29 listopada. Nie był aż tak popularny jak Andrzejki. Praktycznie w XIX wieku już właściwie zaginął, jak czytamy w literaturze. Wróżbami zajmowali się cnotliwi kawalerowie, którzy nie mogli się doczekać spotkania z równie cnotliwymi pannami, by zawrzeć z nimi ślub, czyli było to wróżenie męskie. Jak już mówiłam, ten obyczaj nie przetrwał.

 

To słynne andrzejkowe lanie wosku przez klucz to faktycznie stary zwyczaj?

O tak, to jest akurat jedna z takich najstarszych wróżb. Mowa o laniu wosku jest w komedii Marcina Bielskiego z 1557 roku "Justyn i Konstancja", czyli to jest rzeczywiście zwyczaj sięgający dość zamierzchłych czasów. Jest to chyba najbardziej kojarząca się z Andrzejkami wróżba. Ona później powraca, tak jak powiedziałam, i w wigilię Bożego Narodzenia, i w Sylwestra. Kiedyś miała wyłącznie charakter matrymonialny. Dziewczęta lały wosk przez klucz, a potem na podstawie cienia rzucanego przez powstały z wosku kształt, starały się wypatrzeć, co czeka je w przyszłości.

 

Współcześnie nie są już to wyłącznie wróżby matrymonialne.

No tak, bo można dopatrzeć się w wosku jakiś fajnego samochodu albo ładnego domku. Teraz już nie tylko panny sobie wróżą. Obecnie odbywa się to raczej w formie imprez damsko-męskich, a nawet z udziałem dzieci, co kiedyś było nie do pomyślenia. Dzięki wróżbom można było się dowiedzieć nie tylko tego, czy przyszły mąż albo żona w ogóle się pojawią, ale też całkiem nieźle opisać sobie tego przyszłego partnera lub partnerkę. Można było poznać jego imię i wygląd. Żeby to zrobić, trzeba było przygotować karteczki z męskimi imionami i włożyć je pod poduszkę. Dalej było to trochę bardziej skomplikowane. Dziewczęta miały następujący przepis. Panna powinna rano zjeść śledzia solonego, a potem przez cały dzień nie pić i nie jeść. Wtedy w nocy miała szansę, że przyśni jej się ten przyszły mąż. Rano mogła wyciągać karteczkę z imieniem, no i już wiedziała, jak będzie wyglądał i jak będzie miał na imię. Z kolei chłopcy, jeżeli chcieli poznać wygląd swojej przyszłej małżonki, powinni wieczorem po umyciu wytrzeć się damską koszulą albo włożyć pod poduszkę jakąś część damskiej bielizny. To gwarantowało, że przyśni im się przyszła żona.

 

W jakim stopniu te wróżby traktowano poważnie? Teraz są takim elementem zabawy. Czy kiedyś faktycznie wierzono, że jeżeli wylosował się Jędrzej, to będzie Jędrzej?

Wydaje mi się, że to było bardzo serio traktowane. To wynikało z wiary w pomoc sił nadprzyrodzonych, także w ich skuteczność. Dlatego było to tak powszechne i nie miało tylko formy zabawy. Podejrzewam, że zawsze z tyłu głowy taka panna miała, że wróżby są skuteczne i może się rzeczywiście stać tak, jak wróżba pokazała. Ożenek był bardzo ważny i bardzo pożądamy. Wynikało to z nieciekawej sytuacji społecznej i życiowej tzw. starych panien. Dlatego ważne było nie tylko, czy wyjdę za mąż, ale też jak szybko to się stanie. Pannom najczęściej się spieszyło. I właśnie różne wróżby pozwalały poznać, która z nich pierwsza wyjdzie za mąż. Na przykład dość popularna była wróżba polegająca na rzucaniu butów za plecy. Te dziewczyny, których buty upadły noskiem w stronę drzwi, miały najszybciej stanąć na ślubnym kobiercu. W regionie lubelskim dziewczęta robiły kulki z ciasta. Wpuszczano do izby psa albo koguta. Dziewczyna, której kulka pierwsza została zjedzona, oczywiście pierwsza miała znaleźć męża. W innej wersji, jeśli pies chwycił kulkę i zaniósł ją pod stół lub na próg, to dziewczyna miała wyjść za mąż, jeśli pod okno – to umrzeć.

 

A jakieś nietypowe, teraz mniej popularne albo nieznane wróżby?

Myślę, że można wypróbować taką fajną wróżbę z gałązką. Należy zerwać gałązkę wiśni albo czereśni z drzewa, włożyć do wody i obserwować. Jeżeli zakwitnie do wigilii Bożego Narodzenia, to dziewczyna znajdzie męża w najbliższym roku. Jest też taka wróżba, która jest czasem praktykowana także dzisiaj, gdy rodzice chcą poznać przyszłość swojego dziecka. Przygotowywano trzy talerzyki odwrócone dnem do góry. Pod nimi układano gałązkę mirtu, pieniążek, obrączkę i różaniec. Jeżeli dziewczyna wybrała talerz z ukrytym pieniążkiem, to będzie zamożna, z pierścionkiem - wyjdzie za mąż. Mirt zapowiadał staropanieństwo, a różaniec – klasztor.

 

Czy są jakieś typowe dla naszego regionu wróżby?

Wróżono tak, jak w innych regionach Polski, ale znalazłam w literaturze etnograficznej parę ciekawych, nietypowych wróżb. Na przykład na Kociewiu odbywało się „dmuchanie owsa”. Do miednicy z wodą wsypywano garść owsa. Kawaler dmuchał do wody i z kształtu ułożonego owsa rozpoznawał pannę, a panna kawalera. Na Pałukach kobiety piekły z żytniego ciasta postacie, zwane "Jędrochami", do niektórych z nich wbijały jajko. Panny zjadały Jędrochy, a jeśli któraś natrafiła na jajko, był to znak, że jej przyszły mąż będzie bogaty. Jeśli nie, to będzie biedakiem. Na Kujawach wróżono sobie także z kart.

 

Wróżenie to taka ostatnia okazja zabawy przed okresem adwentu.

Czasem to wręcz początek adwentu, więc dla ludzi wierzących zabawy w tym dniu byłyby trochę nielegalne. Ale jak już mówiłam, kiedyś wróżby traktowano bardzo serio, a Andrzejki to nie był czas zabawy. To nie były jakieś tańce, hulanki i swawole, to był czas wróżb, które nie kolidowały z wyciszoną atmosferą adwentu. To teraz, gdy Andrzejki coraz częściej przyjmują formę potańcówki albo imprezy w pubie, ktoś może mieć jakieś obiekcje, że adwent to nie pora na takie rozrywki.

 

Kiedy te zwyczaje zaczęły zanikać?

Takim krytycznym momentem, także dla wielu innych zwyczajów, jest czas po drugiej wojnie światowej. Jeszcze może na wsiach do lat 60. mogły się dłużej utrzymywać. Później to już zaczęło przyjmować taki charakter mniej spontaniczny. Organizacją andrzejek zaczęły zajmować zespoły folklorystyczne, koła gospodyń wiejskich czy wiejskie młodzieżowe stowarzyszenia. Andrzejki nabierały często charakteru zinstytucjonalizowanego. Przestały być spontaniczną zabawą panien, a stały się raczej zorganizowaną "imprezą".

 

Mam wrażenie, że obyczaje, które pozostały, są spłycone. Kiedyś miały konkretne znaczenie magiczne i były na czymś oparte. Teraz to jest tylko lanie wosku i już nie ma tej magii.

Kiedyś to wszystko miało podłoże magiczne. Co więcej, wszystko miało podłoże zaduszkowe. To dusze przodków miały we wszystkim pomagać. Ludzie to traktowali bardzo serio. Całe życie ludzkie i świat postrzegane były przez pryzmat magii i religii. To wszystko się ze sobą łączyło i było czymś naturalnym i oczywistym. Nie było możliwości wytłumaczenia tysiąca zjawisk w jakiś racjonalny sposób, więc tłumaczono to sobie działaniem sił nadprzyrodzonych. Dlatego podchodzono do tego tak serio. Z czasem większość obrzędów utraciła sensy magiczne, które zostały zapomniane. Nawet jeżeli teraz jeszcze o niektórych z nich pamiętamy, to i tak dominują już sensy ludyczne.

 

Mówiła pani o splataniu się tej magii i wiary.

Tak, kościół chrześcijański nałożył swoją interpretację na większość przedchrześcijańskich obrzędów, które dzięki temu przetrwały. Wróżby andrzejkowe są tego przykładem. Odprawiane w okresie przełomu jesieni i zimy praktyki wróżbiarskie połączono z postaciami świętych: Katarzyny i Andrzeja. To wpłynęło na ich żywotność. Nie zmienia to jednak faktu, że nie wszyscy patrzą na nie przychylnie, dopatrując się w nich praktyk o "pogańskiej" genezie.