Całkiem poważna telenowela, czyli sukcesja w biznesie. Komentuje Mariusz Załuski

Region Raport
Biznes Opinie
młody i stary
Fot. 123rf

Nic tak nie sprzyja dyskusji o biznesie, jak telenowela. Taka myśl ciśnie się do głowy, kiedy obserwuje się cały ten medialny cyrk wokół konfliktu pana Solorza i jego czwartej żony z dziećmi, bardzo już zresztą dorosłymi. Konflikt dotyczy oczywiście wpływu na Grupę Polsat, czyli wielomiliardową układankę wielu firm z różnych branż i skończyć się może wręcz utratą kontroli operacyjnej rodziny nad własnym imperium. Solorzowy serial otworzył jednak po raz kolejny debatę o sukcesjach – rodzinnych, ale nie tylko – w polskich firmach. W bardzo ważnym momencie.

Zajmujemy się zresztą tym tematem od dawna, swego czasu opublikowaliśmy m.in. obszerny – i wciąż bardzo aktualny - wywiad na ten temat z szefem firmy Klimat Solec, który odważnie opowiada o blaskach i cieniach zakończonego ostatecznie sukcesem procesu sukcesji. Mówi o konfliktach, pretensjach, kwestionowanych decyzjach i zgrzytach (wywiad można przeczytać TUTAJ). A dlaczego temat sukcesji jest dziś tak bardzo na czasie? Bo III RP skończyła 35 lat. I mamy niebywale sukcesyjny moment w historii naszego wciąż młodziutkiego kapitalizmu. Szefowie i właściciele tych wszystkich fantastycznych firm, które wystartowały na dobre w latach 90-tych i zbudowały siłę naszej gospodarki, są teraz – po trzech dekadach - w tym wieku, że chcąc nie chcąc muszą liczyć się z przekazaniem władzy. To samo mieliśmy chwilę temu w świecie polityki, zwłaszcza tej samorządowej – wielu gigantów poprzednich dekad odeszło lub musiało odejść, bo nowi wyborcy oczekiwali sukcesji.

O tym, jak bardzo w biznesie jest to problem na czasie, świadczy to, ile firm od doradzania widzi biznes w pomocy w przeprowadzeniu procesu sukcesyjnego. Bo to proces nie tylko przeniesienia własności, ale przede wszystkim właśnie przekazania władzy i kontroli, trwający często całe lata, związany z bardzo długookresowym planowaniem, a przede wszystkim trudny, zwłaszcza jeśli chodzi o relacje rodzinne. Ale nie tylko. Zawsze przypomina mi się tu Toruń-Pacific, czyli kujawsko-pomorska część Nestle, w której sukcesję top-menadżerską przeprowadzono wzorcowo – wybrano kandydata, a potem w długim procesie, przy pełnej współpracy wszystkich, przekazano mu władzę nad firmą. I co było dalej? Niedawno szef toruńskiego Nestle został szefem polskiego Nestle. Wybór więc był trafny.