Godziny dla Ukrainy. Dzieci uchodźców w polskich szkołach – wyniki badań. Komentuje Mariusz Załuski

Puls Dnia
Biznes Opinie
Autor
Mariusz Załuski
ukraińskie dziecko
Fot. 123rf

Przeprowadziłem ostatnio badania terenowe. Badania nie były przesadnie reprezentatywne, bo polegały na wypytaniu znajomych nauczycieli o to, jak w realu odnajdują się ukraińskie dzieci w polskich szkołach. I nie ukrywam, do badań natchnęła mnie Fundacja Free Dom, która dopiero co znacznie rzetelniej przepytała ukraińskie dzieci i ich rodziców w Toruniu, Bydgoszczy, a nawet Grudziądzu.

Z moich przepytywanek wynikało jedno - po wstępnym, traumatycznym okresie, większość ukraińskich dzieci radzi sobie zaskakująco dobrze. I społecznie, i językowo, i intelektualnie. Oczywiście każdy młody człowiek to oddzielny temat, ale generalnie jest na pewno lepiej niż oczekiwano. Z badań Free Dom – przeprowadzonych przez ukraiński zespół psychologów – wynika jednak, że aż tak cudnie nie jest. Co widać zwłaszcza w Grudziądzu – ośrodku i z mniejszym środowiskiem ukraińskim, i z mniejszą liczbą organizacji wspierających uchodźców, na przykład w zakresie pomocy psychologicznej. Wysoki odsetek uczniów wskazuje na problemy z integrowaniem się z rówieśnikami i dorosłymi – na przykład nauczycielami - na wyraźną barierę językową, na stres. I małym pocieszeniem jest to, że wyzwania dotyczące uchodźców są podobne na całym świecie i że nasze doświadczenia tak naprawdę na tym tle nie są aż takie złe, a nawet są naprawdę niezłe.

A dlaczego powinno nam zależeć, żeby ukraińskim dzieciakom – a więc i ich rodzicom – było tu jak najsympatyczniej? A z bardzo różnych względów. Również, brutalnie mówiąc, w naszym jak najbardziej ekonomicznym interesie. Szczególnie, że tych osiadłych i zakorzenionych już w Polsce przybyszy z Ukrainy jest mniej, niż szacowaliśmy – co wyszło przy okazji realizacji obowiązku szkolnego od 1 września i uzależnionego od tego 800 plus.

W całej burzy internetowej, wokół pomocy dla uchodźców, często zapomina się bowiem o jednym – owszem, uchodźcy nas potrzebują, ale i my ich równie mocno. Polska gospodarka już cierpiąca na chroniczny niedobór „zasobów ludzkich” będzie cierpiała coraz mocniej – automatyzacja, robotyzacja i sztuczna inteligencja wszystkiego nie załatwią, szczególnie w niektórych segmentach rynku. Według prognoz w 2050 roku, czyli całkiem niedługo, będzie nas już tylko niecałe 33 miliony i to z ogromną grupą emerytów. I wtedy pewnie będziemy głowić się nad tym, czy poświęciliśmy wystarczającą liczbę godzin i zrobiliśmy wszystko, żeby ukraińskim dzieciom było w naszych szkołach jak najlepiej.

Artykuł o wynikach badań Fundacji Free Dom – czytaj TUTAJ