- Chcemy, żeby każdy kuracjusz do nas wrócił - rozmowa z dr. MARCINEM ZAJĄCZKOWSKIM, prezesem zarządu Uzdrowiska Ciechocinek S.A.

Biznes Ludzie
Biznes Opinie
m
Fot. Daniel Pach dla UMWK-P
m

Z dr. MARCINEM ZAJĄCZKOWSKIM, prezesem zarządu Uzdrowiska Ciechocinek S.A., rozmawiają Ryszard Warta i Mariusz Załuski

Nie znam osoby, której by choćby lekko ten ranking nie zaskoczył. Nie mamy gór, nie mamy morza, a jesteśmy drugą po zachodniopomorskim potęgą uzdrowiskową w Polsce. Co właściwie ludzi przyciąga akurat do kujawsko-pomorskiego czy też konkretnie do Ciechocinka?
Wiele przyczyn się tu na siebie nakłada. Popularność Ciechocinka bierze się chociażby z jego blisko 200-letniej historii, tężnie nr 1 zaczęto przecież budować już w 1824 roku. A bez tej instalacji, czyli ciągu technologicznego produkcji soli, nie byłoby uzdrowiska. Funkcja przemysłowa była dominująca – i dzięki niej Ciechocinek powstał - w pierwszej połowie XIX wieku, już po paru dekadach Ciechocinek bardzo prężnie rozwijał się jako uzdrowisko. Proszę sobie wyobrazić, że w latach 60-tych XIX wieku do Ciechocinka dojeżdża już kolej żelazna! To świadczy o statusie dziś miasta, wtedy osady.

I teraz kolej ma wrócić.
Historia zatacza koło… A więc bogata historia uzdrowiska to jedno, bo ten silny rozwój trwał, między innymi w czasie drugiej Rzeczypospolitej, kiedy to powstał największy basen termosolankowy w Europie. Jeśli chodzi o powody popularności, to niewątpliwie znaczenie ma tu położenie – leżymy w centrum Polski, autostrada przybliżyła nas do wszystkich zakątków, nasz region otaczają cztery duże województwa – mazowieckie, wielkopolskie, łódzkie i pomorskie - a to przecież naturalny rezerwuar kuracjuszy i turystów. I rzeczywiście, jeśli chodzi o łóżka uzdrowiskowe, jesteśmy drugim województwem w Polsce, z około 9 tysiącami łóżek w Ciechocinku, Inowrocławiu i Wieńcu.


I praktycznie trafia tu co piąty kuracjuszy w Polsce, a co ważne biznesowo – 22 proc. kuracjuszy komercyjnych, czyli pełnopłatnych…
Od dekady widzimy taki rosnący trend pobytów komercyjnych, choć pandemia to trochę zaburzyła. Działalność uzdrowiskowa to również gałąź gospodarki – kreująca usługi, skierowane przede wszystkim do osób w wieku poprodukcyjnym, głównie 60 plus. I warto tu przypomnieć, że w przeciągu najbliższych 20 lat aż 30 proc. polskiego społeczeństwa stanowić będą osoby po 60. roku życia. Nie zapominamy oczywiście, że rozwój funkcji uzdrowiskowej, która jest integralną częścią systemu ochrony zdrowia w Polsce, to naturalna odpowiedź na konieczność budowy „odporności stadnej” wśród osób starszych. I te 45 uzdrowisk w Polsce powinno być w ten właśnie sposób traktowane - jako naturalny bufor, dający możliwość wcześniejszej interwencji, nie tylko takiej stricte medycznej.


Wymienił Pan walory Ciechocinka – położenie, tradycja, siła marki. Dodalibyśmy do tego miejsce w kulturze masowej. Dla przeciętnego Polaka słowa sanatorium, deptak czy uzdrowisko automatycznie kojarzą się z Ciechocinkiem.
To też wynika w dużej mierze z geografii. Kiedy spojrzymy na pas Polski południowej, to uzdrowisk jest tam dużo, więc jakby nawzajem się „kanibalizują”. Ciechocinek nie dość, że jest położony centralnie, to jeszcze promieniuje na całą Polskę. Także dzięki działalności kulturalnej – jest festiwal Opery i Operetki, festiwale Romów, festiwal folkloru Kujaw i Ziemi Dobrzyńskiej. Praktycznie od maja do października Ciechocinek staje się również miastem festiwali, koncertów, przedstawień teatralnych i wielu innych wydarzeń umilających czas przyjezdnym. Przewija się tu wiele rzeczy, związanych nie tylko z medycyną uzdrowiskową. Dodałbym też jeszcze jedną rzecz, sprawiającą, że nasza marka tyle znaczy -  dzięki wielu dekadom doświadczeń mamy świetną kadrę medyczną.


Jaka jest realna skala tej popularności marki? Ilu ludzi gości miasto?
Ciechocinek to blisko 100 tysięcy kuracjuszy rocznie z samych skierowań z NFZ, do tego około 20-30 tysięcy osób przyjeżdżających do nas prywatnie czy z innym płatnikiem. A nasze szacunki – branży uzdrowiskowej i samorządu - wskazują, że przez Ciechocinek przewija się rocznie pół miliona ludzi. To rzesza ludzi, którzy marketingowo niosą potem tę nazwę. I to też zwiększa popularność.


Przypomnijmy, że jeśli chodzi o ludność, to Ciechocinek ma…
… 10 tysięcy mieszkańców. I jak się patrzy na Ciechocinek w miesiącach letnich, to widać, że jego „wyporność” w kontekście turystycznym zaczyna się już kończyć. Miejsca parkingowe, zaplecze gastronomiczne, toalety - widać, że tego jest za mało. I jeśli poważniej myślimy o rozwoju - żeby na przykład wpisać ciąg technologiczny produkcji soli, czyli mówiąc kolokwialnie nasze tężnie, na listę UNESCO, to nad wieloma sprawami trzeba się poważnie zastanowić.


Na przykład nad czym?
Na przykład nad komunikacją, parkingami buforowymi, może nawet zamknięciem centrum dla samochodów, żeby podkreślić uzdrowiskowy charakter miejscowości. Na przykład nad rozbudową infrastruktury hotelowej, gastronomicznej… Aczkolwiek wiem, jak pewne działania są problematyczne dla lokalnej społeczności. Na świecie mamy przecież wnioski o wycofanie z list UNESCO, bo lokalna społeczność ma dosyć związanych z tym ograniczeń.


Na ostatnim spotkaniu z parlamentarzystami marszałek Całbecki stwierdził, że Ciechocinek to perła, którą trzeba „doszlifować”. Rozumiemy, że to „doszlifowywanie” to m.in. poprawa całej infrastruktury, razem z samorządem miejskim i wojewódzkim.
Tak, ale dyskutując o Ciechocinku, musimy na to patrzeć w szerszej perspektywie – rozwoju także gmin ościennych. Wszystkich gminy z doliny ciechocińskiej stanowiłyby z jednej strony naturalny bufor, a z drugiej strony mogłyby gospodarczo bardzo na tym rozwoju skorzystać. Umówmy się, Nieszawa na przykład jest przecież miastem umierającym. Raciążek jest gminą wiejską, która na razie nie może pochwalić się niczym szczególnym, a ma przecież fascynującą historię. I na tych elementach można by spokojnie budować chociażby turystykę historyczną, w oparciu na przykład o ruiny Zamku Biskupów Kujawskich, bogatą historię Nieszawy. W Aleksandrowie odbywa się już co roku piknik rycerski – dlaczego nie miałby się odbywać w Raciążku?


Stymulowałoby to lokalną społeczność do wymyślania kolejnych atrakcji. Myślenie o rozwoju gospodarczym Ciechocinka i absorbcji większej liczby turystów w mojej ocenie powinno dotyczyć również okolicznych gmin. Jednym z priorytetów dla regionu, które wymienił marszałek, związanych z uzdrowiskowością, jest też kwestia –  stopnia wodnego w  Siarzewie.


Wchodzi pan na śliski grunt. Zaraz odezwą się przeciwnicy…
Wiem, że są i zwolennicy, i przeciwnicy. Ale to na pewno byłby impuls rozwoju gospodarczego dla Ciechocinka i okolicznych gmin, a szczególnie dla gmin Nieszawa i Raciążek. Tylko trzeba się do tego solidnie przygotować. Wyobraźmy sobie, że dziś startuje tu inwestycja za kilkaset milionów złotych, przyjeżdża kilka tysięcy robotników, trzeba zorganizować transport, bazę noclegową, infrastrukturę  drogową, nawet możliwość zrobienia przez nich zakupów czy wypoczynku.


Jak się wydaje, dla okolicznych gmin Ciechocinek już jest bardzo ważnym pracodawcą.
Jest, to prawda, ale nie przyzwyczajajmy się do tego, że naszym jedynym biznesem jest to, co związane jest z uzdrowiskiem. Pandemia coś nam już pokazała, kiedy przez 8 miesięcy praktycznie nie pracowaliśmy.
 

No ale potem było odbicie.
Było, widzieliśmy je jeszcze w ubiegłym roku, mimo, że musieliśmy podwyższyć ceny. 
Co ciekawe, przy okazji prób zmian przez poprzednią ekipę ustawy uzdrowiskowej, robiliśmy różne badania. Z branżą uzdrowiskową związanych jest pośrednio lub bezpośrednio 100 tysięcy ludzi. My mamy na przykład 400 pracowników, ale pośrednio więcej, bo mamy np. dostawców pieczywa, mięsa, mąki, jajek. Wiedzą panowie, ile bochenków chleba rocznie kupujemy?


Nie mamy pojęcia.
Rocznie kupujemy 43 tysiące bochenków chleba. Do tego bułki, rogale… To jest taka skala. A jesteśmy jednym z 23 gestorów branży uzdrowiskowej w Ciechocinku, choć oczywiście największym. To pokazuje, ile osób pracuje w tej „otulinie”, jaki to biznes. Bez pracowników z okolicznych gmin nie moglibyśmy obsłużyć tej rzeszy kuracjuszy.


Rzeszy, która – jak już wspomnieliśmy – będzie rosnąć…
Oczywiście, społeczeństwo się starzeje, ale też jest bardziej świadome. I tego, należy dbać o siebie, i tego, że co mniej więcej półtora roku można skorzystać ze skierowania z NFZ.


Na wzrost grupy docelowej ma też wpływ wzrost zasobności społeczeństwa, bo nawet ci, którzy nie dostaną skierowań, mogą przyjechać do uzdrowiska. Rośnie popyt, a co zrobić żeby rosła też odpowiednia podaż? Jakie tu są bariery?
Gdybym powiedział, że zdecydowana większość gestorów branży uzdrowiskowej nie dostrzega tego potencjału, to pewnie bym przesadził. Ale wkładając już ten kij w mrowisku – nie zawsze widzę świadomość tego, że podnoszenie standardu obiektów, zwiększanie zakresu usług i ich jakości wpływa na sukces finansowy.


Mamy przykłady obiektów, które bazują tylko na NFZ, wychodząc z założenia, że to klient „łatwy”, o którego nie trzeba dbać. Ma skierowanie  i musi przyjechać dokładnie w to miejsce. Mamy go trzy tygodnie i po trzech tygodniach mamy kolejnego, jeszcze - mówiąc kolokwialnie – łóżko nie wystygnie. Do tego płatnik jest rzetelny, a stawki wreszcie bliskie faktycznym kosztom… 


Coraz więcej jednak obiektów nastawia się na inną ofertę: podnosi standard, rozszerza usługi komercyjne, zmniejszając jednocześnie kontrakt z NFZ, pozostawiając np. więcej pokoi dla kuracjuszy „komercyjnych”. I ten trend będzie trwał, aczkolwiek widzę też pewne status quo. Liczba podmiotów, czyli szpitali uzdrowiskowych i sanatoriów, od lat praktycznie się nie zmienia, jest ich około 280.

 
Mamy w województwie trzy uzdrowiska: Winiec, Inowrocław i Ciechocinek. Czy oferta w ramach tych trzech ośrodków jest w jakiś sposób  profilowana, one bardziej się uzupełniają czy raczej konkurują?
Każde uzdrowisko ma swój profil uzdrowiskowy, to wynika z jego statusu. My na przykład specjalizujemy się w górnych drogach oddechowych, w układzie ruchu, układzie nerwowym, schorzeniach kręgosłupa, tym wszystkim, co jest związane z motoryką człowieka. Nie prowadzimy profilu związanego z ginekologią i sprawami kobiecymi, nie mamy też oferty dotyczącej leczenia schorzeń dolnych dróg oddechowych. Jeśli chodzi o te trzy uzdrowiska to tak wprost nie konkurujemy ze sobą. Relacje z koleżankami i kolegami z Wieńca i Inowrocławia są relacjami bardzo partnerskimi, mamy świadomość, że z tego tortu każdy jest w stanie wykroić dla siebie kawałeczek, nie stosujemy cen dumpingowych, czy jakiś  wariackich promocji. Oczywiście, rozpychamy się na rynku jak każdy, ale nie podbieramy sobie klientów.


Mamy też w Ciechocinku taką naszą wewnętrzną specjalizację, związaną z Domem Zdrojowym, w którym działa Kujawsko-Pomorskie Centrum Diabetologii i Chorób Przemiany Materii, mamy dobrych diabetologów, bo widzimy rosnące zapotrzebowanie w tym obszarze. Cukrzyca zaczyna rozszerzać się w zastraszającym tempie, mamy niestety 15-16 letnie dzieci z objawami cukrzycy typu 2. Jesteśmy zresztą, jako Uzdrowisko Ciechocinek SA,  jednym z ostatnich podmiotów organizujących lecznictwo uzdrowiskowe dzieci.  Nasz szpital dziecięcy im. dra Markiewicza jest jednym z ostatnich dziecięcych szpitali uzdrowiskowych w Polsce. Z ubolewaniem stwierdzamy, że z roku na rok tych małych kuracjuszy przyjeżdża coraz mniej, choć przecież dzieci, które mają problemy z nadwagą czy cukrzycą wcale nie ubywa, tylko przybywa. Nie ma niestety na to systemowej odpowiedzi. O tym niedobrym trendzie rozmawialiśmy z każdym ministrem zdrowia. Jeśli to się nie zmieni, to za jakiś czas dzieci z tego rodzaju problemami  zdrowotnymi nie będziemy mieli gdzie leczyć.

 
Z czego to się bierze? Przecież powszechnie się podkreśla rosnącą liczbę dzieci z różnego rodzaju kłopotami zdrowotnymi, od tych diabetologicznych zaczynając, na psychologicznych i psychiatrycznych kończąc. Tymczasem oferta w tym zakresie, jak pan mówi, maleje…
Powodów jest wiele. Od lat tłumaczyło się to tak: „a bo lekarze nie wypisują skierowań”.  W mojej ocenie najważniejszym  problemem jest kwestia edukacji rodziców. Jeżeli rodzic jest świadomy tego, że jego dziecko ma problem z daną jednostką chorobową, to powinien być także świadomy tego, że jeśli nie zareaguje w odpowiedni czasie, to ten problem będzie narastał. Jeśli mamy 15-letniego chłopca z wagą 150 kg, to jakim on będzie za jakiś czas pracownikiem, mężem, ojcem… Zaraz się zaczną problemy z cukrzycą, kręgosłupem, sercem.

Są miejsca w Polsce, gdzie dzieci mogą przyjechać na te 28 dni i poddać się gruntownej rehabilitacji. Nie jesteśmy w stanie zabezpieczyć tego dziecka przez cały rok, ale wskazujemy rzeczy, które następnie w środowisku domowym należy realizować, dajemy wytyczne, są spotkania z psychologami, dietetykami, diabetologami. Dajemy wędkę, ale potem to już od rodziców zależy, jak ona zostanie wykorzystana. Na spadającą popularność leczenia uzdrowiskowego dla dzieci wpłynęło na pewno pojawienie się sporej liczby ośrodków leczenia ambulatoryjnego, dziennego, bez noclegu. Nie wszyscy rodzice są gotowi, by oddać swe dziecko na 28 dni, nawet pod opiekę wykwalifikowanego personelu medycznego, pedagogicznego i opiekuńczego. Sam jest jestem ojcem trójki dzieci i samemu jest mi trudno wyobrazić sobie, że dziesięciolatka czy siedmiolatkę wysyłam do sanatorium.

Ciechocinek szuka klientów w kraju, także poza jego granicami i to bardzo daleko. Mamy na myśli porozumienie Uzdrowiska Ciechocinek, Toruńskiej Agencji Rozwoju Regionalnego i Prowincji Hubei w Chinach. Jak rozumiemy, ma ono doprowadzić także do zainteresowania Chińczyków możliwością skorzystania z oferty uzdrowiskowej w Ciechocinku...
To nie jest przypadek, że to porozumienie zostało zawarte. Jako województwo mamy kontakty z prowincją Hubei już od wielu lat. I to nie była pierwsza delegacja chińska goszcząca w Ciechocinku. Już poprzednio Chińczycy byli zachwycenie tężniami i prosili nas nawet o plany, bo chcieli  zbudować podobne u siebie, tylko tak z dziesięć razy dłuższe i trzy razy wyższe.

   
Oni mają bardzo duże problemy ze smogiem, a w związku z tym z chorobami górnych dróg oddechowych, stąd wizyta w Ciechocinku, Wieńcu i Inowrocławiu nie była przypadkowa. Nastawiają się na turystykę medyczną. Nie jest też tajemnicą, że nasi lekarze balneolodzy jeździli do Chin, byli tam zatrudniani, żeby ich uczyć zasad medycyny uzdrowiskowej na bazie naturalnych produktów. Oni też mają naturalne zasoby solanek czy borowin. Chińczycy widzą w naszym województwie potencjał uzdrowiskowy i liczą na współpracę nie tylko w zakresie wspomnianej już turystyki medycznej, ale także wymiany know-how. Mają bardzo pragmatyczne podejście i na pewno byliby w stanie zaaplikować nasze metody lecznicze u siebie.

          
Wspomniał pan wcześniej o ustawie o leczeniu uzdrowiskowym. To nie są  bardzo stare przepisy, bo z 2005 roku, ale trochę lat już mają.  Czy jej zapisy odpowiadają jeszcze aktualnej sytuacji polskich uzdrowisk?  
Nie, nie odpowiadają. Jeszcze przez byłego ministra Konstantego Radziwiłła powołany został zespół przy ministerstwie zdrowia do opracowania zmian. Byłem jego członkiem z ramienia Konfederacji Lewiatan. Powstał kompletny dokument z  projektami aktów prawnych, rozporządzeń, zmian w ustawie o leczeniu uzdrowiskowym, będący kompromisem wszystkich środowisk, które zostały do tej dyskusji zaproszone: m.in. balneologów, rehabilitantów, fizjoterapeutów, pracodawców, były także  konsultacje ze stroną związkową. Powstał  bardzo obszerny dokument, który niestety trafił na półkę i nigdy nie został zaaplikowany.  
 

Co należy zmienić?
Nie chcę wchodzi w taką kuchnię naszej działalności, np. spraw dotyczących sposobów rozliczania, ale podam przykład jednej z kwestii, które były żywo dyskutowane. Chodzi o konieczność budowania czy adaptowania pomieszczeń na tak zwane wypoczywalnie przy bazach zabiegowych. Jeśli kuracjusz przyjeżdża i ma swój pokój, to po co musimy wygospodarowywać dodatkowe pomieszczenia na wypoczywalnie, skoro może on swobodnie wypocząć w swoim pokoju?

W ciągu ostatnich trzech lat bardzo dużo się mówiło także o bardzo poważnej zmianie, która wiązałaby się z możliwością wyboru uzdrowiska oraz obiektu, do którego można jechać w ramach skierowania z NFZ. Dziś jest tak, że jeśli mam jednostkę chorobową pasującą do pięciu uzdrowisk, to NFZ przypisuje mnie do jednego z tych pięciu uzdrowisk, a w nim do konkretnego obiektu i tu nie ma możliwości wyboru. To jest kłopot, bo jeśli trzeba jechać np. ze Szczecina do Horyńca, w województwie podkarpackim, to sama podróż jest już dość karkołomnym zadaniem dla osoby starszej. Możliwość wyboru niestety daje fory popularniejszym i lepiej do tego  przygotowanym uzdrowiskom.  Ciechocinek, chociażby przez swoje położenie, atrakcyjność i rozpoznawalność, byłby bardzo popularny, a wspomniany Horyniec, czy Polańczyk troszeczkę mniej, ale jak ktoś lubi góry to byłby z tych kierunków także bardzo zadowolony.

 
Jest sporo sanatoriów i uzdrowisk, które nie nadążają za trendem zmiany podejścia jakościowego i mentalnego, nie odpowiadają na rosnące oczekiwania, jakie stawiają nowi kuracjusze czy klienci i trochę ten okres przespali. Oni mają świadomość, że w sytuacji wyboru nie zawsze będą wybierani. 


Tym bardziej, że dziś łatwo jest internecie sprawdzić, gdzie jest fajnie…        
Tak, łatwo można sprawdzić, ale nie tylko opinie, ale także to, jaka jest kadra medyczna, gdzie są masaże wykonywana przez masażystów, a nie tylko łóżka masujące, czy leczy się autentyczną solanką, czy wodą z rozrzedzoną solą itd. Z punktu widzenie spółki, która bardzo mocno stawia na budowanie marki, na świadomość wysokiej jakości świadczeń, nie obawiałbym się takiego rozwiązania, ale jestem w stanie wyobrazić sobie koleżanki i kolegów z mniej popularnych destynacji i ich obawy, bo wtedy rzeczywiście mielibyśmy już ostrą walkę konkurencyjną. Paradoksalnie, mogłoby to spowodować skurczenie się tego rynku: w wypadku mocnych uzdrowisk mielibyśmy przyrost klienteli, ale w tych mniejszych, dla których to jedyny biznes, mogłoby to prowadzić do bardzo poważnych problemów.

   
Dużo mówiliśmy o tym, jak zmienia się oferta uzdrowiskowa - obiekty są modernizowane, doskonalone są techniki i metody  rehabilitacyjne. A jak się zmieniają klienci tego rodzaju usług? Czy na przykład z perspektywy uzdrowiska widać to, jak bardzo się nasze społeczeństwo rozwarstwia, jeśli chodzi o status materialny? 
Pierwsze, co widzimy, to na pewno fakt - a mówię to na podstawie doświadczeń 12 lat pracy w Uzdrowisku  - że klienci stają się coraz bardziej wymagający. Są bardziej świadomi, a przez to bardziej wymagający. Nie boimy się tego. Myśmy też przestawili w naszych głowach myślenie. Wiemy, że to nie jest wcale tak zwany łatwy klient, którego trzeba wrzucić do solanki, przesmarować borowiną, a po trzech tygodniach wyjeżdża i mamy z nim święty spokój. Nie, dla nas każdy klient: ten, który przyjeżdża do nas ze skierowaniem z NFZ i ten, tzw. komercyjny, jest klientem, który ma do nas wrócić, chcemy, żeby do nas wrócił.

Oczywiście, że rozwarstwienie jest, było zresztą zawsze, zauważamy, że społeczeństwo staje się coraz bardziej majętne, a widać to choćby w tym, że nawet ci, którzy przyjeżdżają ze skierowaniami, chętnie dokupują sobie dodatkowe zabiegi. Generalnie, klienci mają świadomość, czego mogą  oczekiwać,  czego chcą, umiejąc sobie sami zaplanować pobyt, a ich  portfel  staje się coraz głębszy. Lecznictwo uzdrowiskowe to na pewno segment, w który warto dziś inwestować i który będzie rozwijał.        
 

Dziękujemy za rozmowę.