Z prezydentem Grudziądza Maciejem Glamowskim - o inwestycjach, pieniądzach, kontaktach interpersonalnych i kandydowaniu w następnych wyborach - rozmawiają Ryszard Warta i Mariusz Załuski
Z jednej strony miasto otwarte na inwestycje, z ustabilizowanymi wreszcie finansami. Z drugiej strony ośrodek, w którym zarabia się gorzej niż w innych miastach na prawach powiatu w regionie, z bezrobociem ponad czterokrotnie wyższym niż w Bydgoszczy… W którym obrazie jest więcej prawdy o dzisiejszym Grudziądzu?
Grudziądz to miasto dynamicznych zmian, co jest dostrzegane zarówno przez mieszkańców, jak i ludzi, którzy wpadają tu na chwilę. Dla jednych i drugich to o wiele bardziej atrakcyjne miejsce pod względem oferty kulturalnej i rozrywkowej. To miasto, z którego można być dumnym, biorąc przyjezdną rodzinę na spacer. Trzeba jednak również pamiętać, że jest to miasto, które musimy przedefiniować. Niemal wymyślić od nowa.
Utrata wielkich zakładów przemysłowych i jednostek wojskowych wymusiła proces przemian w strukturze społecznej. Musimy zadbać o szkolnictwo, dające rynkowi pracy bardziej wyspecjalizowanych i lepiej wykształconych, elastycznych pracowników. Musimy zapraszać inwestorów, dających perspektywę zawodowego rozwoju. Musimy też – i konsekwentnie to robimy – rozwijać rolę centrotwórczą Grudziądza dla naszego regionu. Dlatego, że Grudziądz jest obecnie miastem o gigantycznym potencjale, zarówno gospodarczym, jak i tym związanym z jego historyczną tożsamością. To miasto doskonale skomunikowane drogowo poprzez trasy A1, S5 na zachód, a za chwilę w kierunku Warmii i Mazur, a więc leżące na przecięciu głównych szlaków komunikacyjnych. Te elementy korzystnie współtworzą obecny obraz miasta.
Dodajmy do tego, że Grudziądz odbudowuje swoje znaczenie silnego ośrodka gospodarczego i cieszy się coraz większym zaufaniem inwestorów. Mamy tereny inwestycyjne, oraz – dzięki szkolnictwu zawodowemu na wysokim poziomie – odpowiedni kapitał ludzki.
A wracając do tego ciemniejszego obrazu, płac i bezrobocia…
Grudziądz miał bardzo trudny punkt wyjścia. Kiedy zachodziły w Polsce przemiany gospodarcze, notował ogromne bezrobocie i upadek wielu firm. To było bezrobocie ponad 30-procentowe, więc jeśli dziś mówimy o wartości poniżej 10 proc. – co obiektywnie jest wysokim poziomem – to dla nas z historycznej perspektywy jest ono niskie.
W dużej mierze zresztą to bezrobocie ma charakter strukturalny, socjalny. Jak wspomniałem, przed nami działania polegające nie tylko na tworzeniu nowoczesnego rynku pracy, ale złożony proces społeczny zmieniający definicję społeczną. Infrastruktura jest bardzo ważna, jednak trzeba tchnąć w nią ducha.
Czyli zapewne mimo 8,9 proc. bezrobocia nie jest łatwo znaleźć odpowiednich fachowców.
Prawda jest taka, że w Grudziądzu przedsiębiorcy poszukują pracowników i często brak jest ludzi do pracy. Oczywiście brakuje fachowców, dlatego też na przykład uruchomiliśmy w szpitalu pakiet dla medyka, żeby ściągnąć rezydentów, stażystów. To samo dotyczy profesji technicznych.
Przejdźmy do tego jaśniejszego obrazu. Lista nowych inwestycji, planowanych lub już realizowanych w Grudziądzu, jest rzeczywiście imponująca. Elektrownia CCGT przy Skowronkowej, nowoczesna instalacja termicznego przetwarzania odpadów, którą zbudować chce miejska spółka OPEC, cały pakiet inwestycji w ramach grudziądzkich ZIT, Młyn Energii, Muzeum „Flis”…
Tak jak powiedziałem – mamy potencjał, który trzeba przekuć na sukces miasta. Zmieniamy się w wielu obszarach, co zmienia postrzeganie Grudziądza przez inwestorów. Nasza strefa przemysłowa zapełnia się bardzo szybko. Powstają tam nowe fabryki. Są to inwestycje o wartości kilkudziesięciu milionów złotych, a PSSE rozpoczęła w pobliżu węzła autostradowego A1 budowę hal do wynajmu dla firm produkcyjnych. To kolejne przedsięwzięcie za 50 milionów. Wspomniana inwestycja Grupy Orlen, czyli budowa elektrowni gazowo-parowej, to jest już projekt o wartości prawie 2 miliardów złotych. Czegoś w podobnej skali nie było w Grudziądzu od dziesiątków lat. Wiąże się to z przebudową całego układu drogowego, wpływami podatkowymi dla miasta, miejscami pracy dla firm podwykonawczych…
To jeden obszar, związany z przedsiębiorczością, ale mocno też inwestujemy w szkolnictwo zawodowe, żeby kształcić fachowców nie tylko dla Grudziądza, ale również dla pobliskich gmin, gdzie także są tereny inwestycyjne. Rewitalizując zabytki, inwestujemy z kolei w naszą tożsamość historyczną.
Przedstawiciele Pomorskiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej bardzo się chwalą tym, co się dzieje w Grudziądzu, a jak ta współpraca wygląda od strony miasta? Są jakieś mankamenty?
Nie ma, współpraca układa się bardzo dobrze. Dzięki niej udało nam się uzbroić grunty, a także wspólnie – na podstawie umowy partnerskiej z PSSE – zbudować drogę. Dzięki temu już dziś powstają tam zakłady pracy. Wspólnie utworzyliśmy ponadto ośrodek robotyki i automatyki przy naszym Centrum Kształcenia Zawodowego.
To co w takim razie dzieje się z tymi zarobkami? Spośród czterech miast na prawach powiatu w naszym regionie tylko w Grudziądzu mamy taką sytuację, że w powiecie grudziądzkim przeciętne wynagrodzenie jest wyższe niż w mieście. Z czego to wynika?
Z zaszłości, z trudnego punktu wyjścia w latach 90. Ciągle gonimy średnią. Myślę, że zwiększenie konkurencyjności, zabieganie o fachowców spowoduje wzrost średniej płacy. To jednak jest proces.
Początek transformacji to rzeczywiście nie był najlepszy okres dla Grudziądza. Ale generalnie przez te trzy dekady nie było w Polsce dobrego pomysłu na takie średnie miasta, można odnieść wrażenie, że impulsy rozwojowe je omijały. Jak za 15 lat powinien wyglądać Grudziądz? Jaka powinna być funkcja tego miasta w naszym regionie?
Postrzeganie takich miast jak Grudziądz w ostatnim czasie mocno się zmieniło. Teraz bardzo liczy się jakość życia, a tego typu miasta, jak nasze, mogą ją zapewnić w wyższym stopniu niż duże aglomeracje.
Mają bowiem one swoje problemy, a Grudziądz to „miasto 15 minut”, bo w ciągu kwadransa możemy się znaleźć praktycznie w każdym jego punkcie, a jednocześnie mamy wszystkie atrybuty ciekawego ośrodka: latem tętniącą życiem starówkę, rozmaite atrakcje. Jesteśmy też doskonale skomunikowani. Z Torunia jedzie się do nas 40 minut, z Bydgoszczy 50, bez problemu można też korzystać z atrakcji Trójmiasta. Liczymy, że Koleje Dużych Prędkości jeszcze lepiej nas skomunikują z innymi ośrodkami.
No tak, w planach KDP Grudziądz jest w każdej wersji…
Dokładnie tak. Dziś jesteśmy wykluczeni kolejowo, ale to się zmieni. Miasta wielkości Grudziądza są więc dziś zupełnie inaczej postrzegane, mają zupełnie inne możliwości rozwoju, mogą zapewnić naprawdę wysoką jakość życia. Patrzę więc z optymizmem na perspektywy rozwoju Grudziądza, choć oczywiście niepokoi mnie demografia, ale to jest problem całej Polski.
W ciągu dekady z kujawsko-pomorskiego „ubyło” 90 tysięcy ludzi. To tak, jakby zniknął prawie cały Grudziądz.
Trzeba na to spojrzeć z troską. Bez jakiegoś wyraźnego impulsu będziemy mieli wszyscy problem.
Wspomniał pan KDP. Byliśmy na spotkaniu w sprawie KDP, organizowanym przez marszałka Piotra Całbeckiego i wyraźnie wybrzmiewał tam niepokój choćby przedstawicieli Urzędu Marszałkowskiego, że po realizacji projektu w pierwotnej wersji – w której Grudziądz miałby znacznie lepsze połączenia z Gdańskiem niż z Bydgoszczą czy Toruniem – pana miasto mentalnie szybko znajdzie się w województwie pomorskim. Coś jest na rzeczy?
Układ kolejowy naszego miasta pochodzi z lat 70. XIX wieku, z okresu zaborów. Żadna modernizacja tego starego układu nie spowoduje, że będziemy lepiej skomunikowani z wielkimi ośrodkami. W budowie szprych KDP upatrujemy więc wielką szansę. Podzielam pewne sugestie marszałka, że te koleje powinny integrować województwo. I uczestniczymy tu w różnych rozmowach, dotyczących skorygowania przebiegu, akcentując jednak swoje stanowisko, że to Grudziądz jest dla nas priorytetem. Tak wykluczone kolejowo nie jest u nas żadne duże miasto.
Nie obawia się pan takiego scenariusza, że dzięki świetnym połączeniom KDP, co rano tutejsi fachowcy – też ci wykształceni w nowych grudziądzkich szkołach – będą po prostu mknęli do pracy w Trójmieście?
Nie obawiam się. Dzisiaj spotykam wiele osób, które wracają do Grudziądza. Po studiach, po okresie pracy w większych miastach. Żeby zapobiec takim tendencjom, dbamy o dobry klimat dla przedsiębiorców. Do naszego szpitala przyjeżdżają młodzi ludzie, który właśnie u nas chcą robić specjalizację, a nigdy dotąd nie mieszkali w Grudziądzu.
Kilka lat temu, jeszcze za prezydentury pana poprzednika, prezydenta Malinowskiego, głośno było o fiasku planów stworzenia w Grudziądzu wydziału Uniwersytetu Mikołaja Kopernika i o wycofaniu się uczelni z tego miastu. Padały wtedy gorzkie słowa, że to porażka zarówno Grudziądza jak i toruńskiego uniwersytetu. Czy tę lukę udało się wypełnić?
Tu mamy jeszcze dużo do zrobienia. Jeśli chodzi o szkolnictwo średnie, to staliśmy się silnym ośrodkiem, choć oczywiście cały czas musimy inwestować w tego rodzaju szkoły. Dobrym przykładem może być wspomniane już Centrum Programowania Robotów Przemysłowych, mamy między innymi szkoły techniczną, budowlaną, rolniczą, które ściągają uczniów nie tylko z Grudziądza, ale z całego regionu.
A wracając do szkolnictwa na poziomie wyższym: rozwój campusu UMK miałby sens, gdyby w Grudziądzu powstał unikalny wydział, czyli na przykład wydział nauk o zdrowiu w oparciu o nasz szpital, kształcący np. pielęgniarki czy ratowników medycznych. Taka współpraca utrzymałaby się. Istniejący w Grudziądzu oddział zamiejscowy UMK opierał się jednak na dublowaniu pewnych kierunków czy specjalności, które były też dostępne w Toruniu. Wobec utrzymującego się dodatkowo niżu demograficznego taki oddział stracił rację bytu.
Poszliście więc w stronę uczelni technicznej…
Dosłownie dwa miesiące temu została podjęta decyzja, o którą zabiegaliśmy od lat, o powstaniu Publicznej Uczelni Zawodowej w Grudziądzu. Takiej szansy Grudziądz nigdy wcześniej nie miał. Uczelnie tego typu tworzone były w miastach, które utraciły status miast wojewódzkich, także w mniejszych od naszego. Teraz taka uczelnia powstała u nas, choć oczywiście jesteśmy dopiero na początku drogi. Myślę, że ma ona duże szanse nie tylko w dziedzinie technicznej, chcielibyśmy też rozwijać kierunki medyczne. Jako szpital podpisaliśmy umowę z Politechniką Bydgoską w zakresie kształcenia na kierunku lekarskim. Chcemy więc budować Grudziądz akademicki w oparciu o uczelnie publiczne. Także nasze szkoły średnie mają podpisane umowy z uczelniami, np. z UMK w Toruniu, UKW w Bydgoszczy, politechnikami w Gdańsku i Bydgoszczy. Pozwala to uczyć na wyższym poziomie.
Wraca nam ciągle tej szpital. Szpital w Grudziądz to trochę jak Kopernik w Toruniu, kojarzy się automatycznie. Jest nowa dyrektor i stary dług, dziś to już 530 milionów, to gigantyczny garb, który trudno zdjąć. Co zrobić, żeby ten szpital wyprowadzić na prostą?
Szpital jest naszym aktywem. Po pierwsze to bardzo dobra placówka medyczna, mająca znakomity personel, obejmująca obszar zamieszkiwany przez pół miliona ludzi. Tak się historycznie stało, że jesteśmy bodajże jedynym miastem, które jest organem tworzącym dla tak dużego szpitala.
To jest placówka strategiczna i to nawet nie z punktu widzenia naszego regionu, ale i państwa. Szczególnie było to widoczne w czasie pandemii. Będziemy starali się o rozwój tego szpitala, chcielibyśmy, by stawał się on szpitalem klinicznym, bo jeśli chodzi o potencjał, to niczym nie odstaje od tego typu placówek. Liczę także, że nasz szpital uznany zostanie za element infrastruktury krytycznej, za której utrzymanie odpowiedzialność bierze też państwo. Pandemia, a potem wojna w Ukrainie, pokazały, że państwo musi mieć tego typu placówki. Samorząd nie może sam odpowiadać za ich utrzymanie.
W podpisanej kilka dni temu umowie koalicyjnej mówi się o oddłużeniu palcówek szpitalnych, mówi się też o zniesieniu limitów. To są wszystko szanse, które pojawiają się przed naszym szpitalem. Mam nadzieję, że zostaną one wykorzystane.
Na ile ten kryzys finansowy szpitala wziął się z błędów w jego zarządzaniu, a na ile jest po prostu wypadkową permanentnego kryzysu całego systemu opieki zdrowotnej w Polsce?
Rzeczywiście cały system jest niedoskonały, niedoszacowany, procedury medyczne nieodpowiednio wycenione. To jedna rzecz. Nierozstrzygnięte jest, kto ma finansować infrastrukturę, bo NFZ finansuje same procedury medyczne, ale nie finansuje już zakupu aparatury, co też powinno być systemowo rozwiązane. Wiadomo, że mamy bardzo szybki postęp w technologiach medycznych, trzeba odtwarzać sprzęt, a to wszystko kosztuje dziesiątki milionów złotych.
My, jako organ tworzący dla szpitala, musielibyśmy na sam sprzęt przeznaczać pieniądze rzędu 50-70 mln złotych rocznie. Jeden robot do operacji urologicznych, który chcemy zakupić, to koszt około 15 mln zł, a mówię tu o jednym tylko urządzeniu. To pokazuje, jak wielkie środki są potrzebne, by odtwarzać tę infrastrukturę, utrzymać jakość świadczonych usług i utrzymać dobry personel, bo pracownicy chcą się rozwijać, a do tego niezbędny jest nowoczesny sprzęt.
Swego czasu mówiono, że grudziądzki szpital jest za duży.
Tak, mówiono, że jest przeinwestowany, że jest za duży, ale dzisiaj widać, powtórzę to: zwłaszcza po doświadczeniu pandemii, że tego typu placówki są niezbędne. Przyzwyczailiśmy się że nie ma wojen, nikt nie wyobrażał sobie pandemii, ale ostatnie trzy lata pokazały, że tego typu myślenie trzeba zmienić. Jesteśmy świetnie zlokalizowani, łatwo dostępni, w prosty sposób możemy to wykorzystać w momencie zagrożenia. Zwróćmy uwagę, że w czasie pandemii tworzono szpitale tymczasowe. Dziś okazuje się, że taki szpital na warszawskim stadionie narodowym kosztował 100 milionów. My mamy obecnie 700 łóżek, a za chwilę możemy mieć 1100. Takim potencjałem i możliwościami dysponujemy.
Patrzę ze spokojem na przyszłość szpitala, ale oczywiście rozwiązanie jego problemów musi nastąpić we współpracy z rządem. Muszą to być rozwiązania centralne, uwzględniające strategiczne znaczenie grudziądzkiej lecznicy. Druga sprawa to oczywiście uporządkowanie systemowe ochrony zdrowia. Dotyczy to zarówno spraw finansowych, wyceny procedur, finansowania infrastruktury, także spraw kadrowych. Ktokolwiek będzie dyrektorem szpitala, ktokolwiek będzie prezydentem, pewnych problemów i tak nie rozwiąże. Jeśli brakuje w Polsce medyków, jeśli jest luka pokoleniowa w personelu pielęgniarskim, położnych, diagnostów itd., to my, na poziomie samorządowym, nie jesteśmy w stanie tego rozwiązać. O to musi zadbać państwo.
Wspominał Pan trudne czasy. Rzeczywiście, gdy w roku 2018 obejmował Pan urząd, brakowało 50 milionów do zamknięcia budżetu i wydawało się, że właściwie może być już tylko lepiej. Tymczasem wybuchła pandemia, przyszła wojna w Ukrainie, kryzys energetyczny. Nie miał Pan momentów zwątpienia, czy rzeczywiście decyzja, by zostać prezydentem, była właściwa?
Nie, takich chwil nie było. Kocham to miasto, bycie prezydentem to pewna misja, zawsze chciałem pracować na rzecz mieszkańców i rozwoju Grudziądza. Rzeczywiście, ta kadencja jest wyjątkowa i trudna. Nie chcę narzekać, ani się żalić, ale w roku 2018, gdy odbywały się wybory, nikomu do głowy nie przyszło to, co może nas spotkać. Pandemia, wojna, kryzys energetyczny, inflacja… To wszystko nowe wyzwania, do których nie byliśmy przygotowani, ale poradziliśmy sobie i z tego jestem dumny. To praca mieszkańców Grudziądza, którzy na przykład przy przyjmowaniu uchodźców z Ukrainy świetnie zdali egzamin, to także praca mojego zespołu, ludzi pracujących w urzędzie, w spółkach i jednostkach naszego samorządu.
Mówi Pan o misji prezydenckiej. Rozumiemy, że wiosną przyszłego roku zawalczy Pan o jej wydłużenie o drugą kadencję?
Jest wiele projektów, które chciałbym kontynuować, więc zdecydowanie tak, będę walczył o reelekcję. Oczywiście, wszystko jest w rękach mieszkańców.
Mówi się, że jest Pan trudnym szefem w takich kontaktach interpersonalnych… Czy z perspektywy pięciu lat zarządzania miastem, a przecież z każdym miesiącem człowiek się czegoś uczy, widzi Pan dziś rzeczy, które zrobiłby Pan inaczej?
Kwestie personalne są najtrudniejsze. Podejmowanie decyzji personalnych nigdy nie jest łatwe, a przyszło mi je podejmować. Z pewnością pięć lat to duży bagaż doświadczeń i dziś patrzę na wiele rzeczy inaczej, może z jakąś większą roztropnością. Każdy popełnia błędy i z pewnością ja także je popełniałem. Ale nawet z błędów można wycisnąć wiele dobrego, o ile pokornie wyciąga się z nich wnioski i je koryguje. Właśnie tak staram się postępować.