Na co dzień Maję Wolf nie tylko można spotkać w jej galerii sztuki przy ul. św. Ducha w Toruniu. Malarka jest również aktywna na innych płaszczyznach artystycznych m.in. organizuje wystawy dzieł sztuki oraz prowadzi warsztaty z rysunku i malarstwa. W ramach cyklu wywiadów MŚP rozmawiamy z malarką o jej dorobku artystycznym i zdobytych dotychczas międzynarodowych nagrodach. Pytamy czy pomysł na biznes jakim jest galeria sztuki ma obecnie sens, a samo kolekcjonowanie obrazów czy ikonografii to nadal skuteczna forma przyszłego zysku finansowego?
Na stronie internetowej prowadzonej przez panią galerii sztuki zobaczyłem spis ponad 30 różnego rodzaju nagród za prace artystyczne. Które z nich są dla Pani najważniejsze i dlaczego?
Są to głównie nagrody za malarstwo, prawie wszystkie w międzynarodowych konkursach. Najważniejsze oczywiście są pierwsze nagrody. To one pozwoliły mi nabrać pewności siebie i zacząć dbać o rozwój własnej artystycznej kariery. Dla mnie były to dwie nagrody w American Art Awards 2022, jednym z największych artystycznych konkursów międzynarodowych (ponad 6 tysięcy zgłoszonych prac, artyści z 72 krajów). Jest to największy konkurs w kategorii surrealizm.
Przeprowadziła się pani z Grudziądza do Torunia licząc na to, że miasto jest otwarte na artystów?
Galerię w Toruniu prowadzę od 2009 roku. W czerwcu będzie 15 lat mojej działalności. Trafił Pan w sedno! Przeniosłam się do Torunia, bo miałam wyobrażenie o mieście możliwości dla artystów. Otwierając galerię przekonałam się, że wyobrażenia to jedno, a rzeczywistość, to zupełnie coś innego. Ale zostałam w Toruniu, bo bardzo lubię klimat starówki. Dziś to głównie internet jest dla mnie miejscem pozyskiwania kontaktów do osób zainteresowanych sztuką. Jeśli ktoś przyjeżdża do galerii stacjonarnej, to ma już wiedzę o galerii, ofercie i o mnie ze stron internetowych. Przypadkowi klienci, to przypadek.
Wobec tego jak po kilku latach przebywania w Toruniu, ocenia pani podejście jego władz, instytucji do szeroko pojętej sztuki?
Działam w sektorze prywatnym, a w Polsce instytucje i galerie prywatne to dwa różne światy, dlatego nie znam zza kulis podejścia władz Torunia do sztuki w instytucjach. Natomiast podejścia władz do artystki z międzynarodowymi nagrodami, prowadzącej 15 lat na starówce własną galerię sztuki z wystawami, nie mogę ocenić. Nie zabiegałam nigdy o zainteresowanie władz miasta. Władze to doceniły i też się mną nie zainteresowały.
Nie tylko zajmuje się pani malarstwem, lecz również uczy innych tej sztuki, poza tym prowadzi terapię poprzez malowanie. To rzeczywiście działa?
Badanie wpływu sztuki na człowieka i zmian postrzegania siebie i świata przez sztukę jest dla mnie wiedzą, którą najbardziej chcę zgłębiać i robię to od lat. Bardzo się cieszę, że z roku na rok przybywa osób, które lubią otaczać się sztuką, chcą wiedzieć więcej i sami próbują swoich sił. Łatwiej się działa ze świadomym odbiorcą. To dla mnie bardzo motywujące. Tak, terapia poprzez sztukę działa. Sztuka wpływa na nasze otoczenie. Buduje nastrój, wytwarza samopoczucie. Odpowiednio stosowana może budować i wzmacniać pewność siebie, dać odpoczynek zmęczonemu umysłowi. Rozwija empatię, myślenie, uczy planowania, pobudza kreatywność.
Tego rodzaju metoda relaksu zdobywa większą popularność w Polsce?
Coraz częściej sztuka jest z powodzeniem wykorzystywana w pracy psychologów, psychoterapeutów, w szpitalach, w resocjalizacji, czy w pracy z niepełnosprawnymi dziećmi i dorosłymi. Pracuję właśnie nad autorskim kursem on-line, który niebawem będzie dostępny na rynku. Korzystam w nim z kilkunastu lat doświadczeń w prowadzeniu warsztatów artystyczno-rozwojowych jako instruktorka. Zależy mi, aby łączyć wszystko, co w sztuce najlepsze i podawać w najbardziej atrakcyjnej formie. Łączę naukę rysunku i malarstwa z ćwiczeniami rozwojowymi. Mieszankę podaję w bardzo przystępnej formie poprzez zabawę. Cały czas doświadczalnie zgłębiam wiedzę jak skutecznie uczyć i jak motywować ludzi do nauki i rozwoju.
Jednak malarstwo to też prowadzona przez panią od 2009 roku galeria sztuki "Maya" w Toruniu. To właściwy kierunek rozwoju biznesu?
Rynek sztuki w Polsce jest dość płytki, a przez to podatny na wszelkie wahania nastrojów społecznych i sytuację gospodarczą. Do tego Toruń to małe miasto, a same ambicje nie wystarczą, żeby utrzymać galerię. Obserwowałam likwidację kilkunastu prywatnych galerii w Toruniu, często po już po dwóch latach działalności. To, że galeria „Maya” jest na rynku tyle lat zawdzięczam dywersyfikacji przychodów i obserwacji rynku. Bywają okresy, kiedy to sprzedaż galeryjna jest głównym źródłem przychodów, bywają takie, kiedy moja działalność artystyczna generuje największe przychody, a bywały też takie, kiedy to właśnie przychody z warsztatów wiodły prym.
Jaka jest konkurencja na rynku w regionie kujawsko-pomorskim w tego rodzaju dość specyficznym biznesie?
Ta specyficzność polega też na tym, że każdy dzieło jest oryginalne, a każdy artysta inny. Każdy z nas ma inny gust i wybiera innych artystów. Dlatego prowadzenie galerii zawsze było dla mnie ogromną przyjemnością. Zapraszając do swojej galerii artystę, zapraszam do współpracy wyjątkowego twórcę i jego wyjątkową sztukę. Nawiązując współpracę z inną galerią nawiązuję przyjazne stosunki w celu wymiany wiedzy, doświadczeń i dostępności artystów. Gdybym uważała innych artystów i galerie za konkurencję, moja galeria nie miałaby racji bytu. W dobie internetu granice terytorialne nie mają znaczenia. Jeśli ktoś pokocha prace Mai Wolf, to zakupi je on-line, lub przyjedzie do Torunia bez względu na to, czy mieszka w Toruniu, w Krakowie, czy w Stanach Zjednoczonych.
Może pamięta pani ciekawy przypadek, historię zakupu dzieła, którą warto przy tej okazji wspomnieć?
Jeśli chodzi o przypadki, to przez lata nagromadziło się ich mnóstwo… Najlepiej zapadają w pamięć te najbardziej emocjonalne, a najbardziej emocjonalne dla mnie są te, związane ze sprzedażą moich obrazów. Jest ich całe mnóstwo… Panie dzwoniące sprzed witryny zamkniętej galerii w weekend, proszące żebym przyjechała otworzyć, ponieważ jutro wyjeżdżają za granicę i koniecznie muszą przywieźć ze sobą upatrzony obraz Mai Wolf… Pani, która przychodzi oprawić w ramy bardzo słabe prace gdzieś z Chin, z którą wdaję się w niebezpieczną ale sympatyczną rozmowę z cyklu: porozmawiajmy o tym, czy o gustach się nie dyskutuje. Przy kolejnej wizycie Pani wychodzi z galerii z zakupionymi moimi pracami. Klientka kupuje mój obraz on-line i przyjeżdża odebrać go osobiście. Wchodzi do galerii, rozmawia ze mną, a potem nagle rzuca mi się na szyję, gdy po godzinie rozmowy dociera do niej, że właśnie rozmawia z autorką zakupionego obrazu Mają Wolf.
We współczesnych czasach dość łatwo nabyć litografie znanych malarzy. To opłacalna inwestycja czy pani zdaniem warto jednak bardziej postawić na obrazy malowane na płótnie niż ich wielokrotne "odbitki"?
Grafika w nakładach kilku, kilkudziesięciu egzemplarzy sprawdzała się dawniej, sprawdza się i teraz. Oczywiście, że lepiej mieć oryginał niż inkografię. Ale lepiej mieć limitowaną inkografię niż masową reprodukcję z jakiejś drukarni. Nie każdy kupujący może sobie pozwolić na oryginał ulubionego artysty, a inkografia, grafika daje taką możliwość ze względu na przystępną cenę. Ceny limitowanych nakładów rosną wraz z cenami prac oryginalnych, więc jest to też inwestycja. Dodatkowo w przypadku żyjącego artysty, jest to inwestycja w tego artystę. Wsparcie udzielone artyście przez zakup inkografii pozwala mu się dalej rozwijać i zabezpiecza mu byt, także w przypadku, kiedy ten nie może tworzyć (np. w czasie choroby). Dochód pasywny, pozwala artyście na utrzymanie cen nawet w kryzysie. To z kolei dla inwestujących jest gwarancją, że cena rynkowa jego prac jest stabilna. Także ten medal ma dwie strony. Dbając o artystę, pośrednio dbamy o wartość swojej kolekcji. Obszernie piszę o tym na swoim blogu, podejmując różne zagadnienia m.in. dlaczego warto kupować grafiki i które z nich mają największą wartość? Jak inwestować w sztukę nie wydając fortuny? Dlaczego wydawanie inkografii jest ważne dla rozwoju kariery artystycznej?
Kolekcjonowanie dzieł sztuki przy skromnym budżecie jest w ogóle warte zachodu?
Z mojego doświadczenia wynika, że znakomita większość zaczyna kupno od pracy za niewielką kwotę. Nieduży wydatek, niewielkie ryzyko. To zrozumiałe. Szczęśliwie ja zwykle współpracuję z ludźmi, którzy po prostu sztukę lubią. Nie traktują jak inwestycji za wszelką cenę, nie trzymają w sejfach, magazynach, tylko zwyczajnie lubią się nią otaczać i cieszyć. Powiedziałabym, że wykorzystują bardziej jej aspekt estetyczny i terapeutyczny. Ten biznesowy pozostaje w tyle głowy, choć nie dominuje. Niski budżet oznacza inkografie, grafiki, następnie rysunki, potem małe formaty obrazów znanych twórców (zależy jeszcze co dla danej osoby oznacza „skromny budżet”). Wzrost cen w czasie, w tym przypadku jest raczej pewny i zwykle stabilny (aż do śmierci artysty). Niski budżet może też oznaczać zakup obrazu u młodego artysty. Ale tu może być różnie. W ciągu kolejnych pięciu lat ceny prac takiego artysty mogą wzrosnąć nawet kilkukrotnie. Ale mogą też pozostać bez zmian, jeśli ścieżka jego kariery się zatrzyma. Trzeba umieć ocenić nie tylko same prace, ale też ich potencjał oraz cechy artysty, jego determinację do rozwoju i umiejętność zaplanowania artystycznej kariery.
Jakie rady miałaby pani dla osób, które chciałby kolekcjonować obrazy dla zysku finansowego?
Kolekcjonowanie sztuki to proces wieloletni. To inwestycje na co najmniej kilka lat i z takim nastawieniem warto do tego podchodzić. Późniejsza sprzedaż obrazu, to „moment” liczony w tygodniach, miesiącach. Jak na każdym rynku trzeba umieć wybrać odpowiedni czas na zakup i na sprzedaż. Dlatego warto kupować te obrazy, do których jesteśmy przekonani, inwestując „wolne” pieniądze. Przez „wolne” rozumiem takie, których nie będziemy musieli odzyskać w pośpiechu za kilka miesięcy. Przy odrobinie szczęścia i dobrej orientacji na rynku możemy nawet po kilku, kilkunastu latach sprzedać obraz po wielokrotnie wyższej cenie. Oczywiście większe kwotowo zyski są przy droższych obrazach. Ale już przy niewielkich kwotach, wzrost ceny ulubionego artysty daje wiele satysfakcji. Zwłaszcza, że przy późniejszej sprzedaż dzieła (po upływie pół roku), nie będzie źródłem powstania przychodu zgodnie z ustawą o PIT, a co za tym idzie sprzedaż nie będzie podlegała opodatkowaniu podatkiem PIT.
Zamierza pani pozostać w Toruniu? Widzi tu swoją przyszłość?
Kiedyś galeria stacjonarna była mi potrzebna do rozwoju. Dziś mamy internet. Artysta może sprzedawać swoje dzieła on-line, prowadzić kursy, brać udział w konferencjach, wystawach i zdobywać nagrody międzynarodowe bez wychodzenia z domu. Życie toczy się dynamicznie, a postęp determinuje zmiany.
Dziękuję za rozmowę.