Czekaliśmy na święta, czekaliśmy, i, jak to zawsze bywa, gdy już przyszły, to równie szybko się skończyły. Jedni więc świętowali, a inni, ku ich uciesze i rozrywce, rywalizowali. Działo się więc sporo na żużlowych torach i to nie tylko w Lany Poniedziałek. A to właśnie ten drugi dzień świąt był zawsze wyjątkowo żużlowy.
Powiem szczerze, że nie jest mi łatwo zrozumieć niektóre kroki, na jakie w ostatnich latach zdecydowano się w polskim żużlu. Odziedziczyli obecni działacze rozmaite tradycje, całkiem ciekawe, przez kibiców lubiane, a dla dyscypliny wyjątkowo charakterystyczne. Ba, charakterystyczne na tyle, że razu pewnego nawet w telewizyjnych „Milionerach” padło pytanie, w jakim to sporcie sezon ligowy zwykł się zaczynać właśnie w drugi dzień świąt Wielkiej Nocy. Pytano tu, rzecz jasna, o żużel, wszak tradycja rzecz święta, ale rzecz w tym, że właśnie w żużlu w ostatnich latach się z nią rozprawiono, jednym zamaszystym ruchem wykreślając Lany Poniedziałek z ligowego kalendarza. Owszem, w tym roku zawodnicy wolnego i tak nie mieli, ale to już nie liga była, a tylko i aż Złoty Kask, zaś mecze o punkty zakończyli żużlowcy już w świąteczną niedzielę, nie mając przez to szansy, by choć ten jeden najważniejszy świąteczny dzień spędzić z bliskimi.
A jak jest z takimi datami gdzie indziej? W skokach narciarskich Turniej Czterech Skoczni niezmiennie kończy się w Trzech Króli, a po drodze zahacza o Nowy Rok, w piłce nożnej fani Premier League wiedzą od lat, że piłkarze zawsze grają w drugi dzień świąt Bożego Narodzenia. Dat tego typu jest wiele, w różnych dyscyplinach można budować o nie narrację, tworzyć jakąś opowieść, podkreślać, że ten dzień jest nie tylko świętem takim czy innym, ale też świętem danej dyscypliny. W polskim żużlu czymś takim była właśnie liga w Lany Poniedziałek, która wraz z pytaniem w „Milionerach” trafiła w końcu pod strzechy, co jednak nie przeszkodziło decydentom ten termin z ligowego kalendarza wykreślić.
I żeby pozbyto się w żużlu tylko tego! W ciemno można było przez lata zakładać, że indywidualnego mistrza Polski poznamy 15 sierpnia. I co? I też w ostatnich latach od tej tradycji postanowiono odejść, przez co choćby rok temu żużlowcy ścigali się w zupełnie przypadkowych terminach. Szczęśliwie chociaż w tym roku tradycyjna data powróci - finałowa runda IMP, tak jak dawniej, znowu odbędzie się 15 sierpnia.
Wyrzucono za to na dobre z żużla zwyczaj jeszcze inny, wyjątkowo oryginalny i barwny. Od lat sześćdziesiątych mistrz Polski rokrocznie zakładał przechodnią czapkę przywiezioną z dawnego ZSRR przez naszą kadrę, co to miała ją wytrzasnąć w sposób nie do końca wyjaśniony - według jednych czapka miała być otrzymana w bratnim darze od lokalnego matadora żużlowych torów Kadyrowa, według innych porwana z głowy kolejarza tuż przed odjazdem pociągu. Na czapce mistrzowie haftowali (znaczy się ich żony) swe nazwiska, a ona sama przez dekady stała się nakryciem głowy kultowym. Aż tu nagle po agresji Rosji na Ukrainę ówczesny przewodniczący Głównej Komisji Sportu Żużlowego stwierdził, że czapki rosyjskiego pochodzenia, w dodatku z Kadyrowem wiązanej, co tam, że wcale nie z Ramzanem, wręczać więcej nie można. Trafiła więc czapka do Muzeum Sportu i Turystyki w Warszawie, co w samo sobie złym miejscem dla niej nie jest, nawet jest miejscem dobrym, ale nie wymyślono na jej miejsce zupełnie nic nowego.
Da się w sporcie walczyć o medale bez żadnej dodatkowej opowieści i historii, ale pewne daty, miejsca, wydarzenia czy symbole powodują, że narracja tworzy się sama. Za takie promocyjne samograje, jakie miał żużel, działacze i marketingowcy z wielu dyscyplin daliby się pokroić - było w speedwayu kilkadziesiąt lat tradycji wręczania jedynej w swojej rodzaju i zupełnie wyjątkowej w polskim sporcie czapki, była nieco krótsza, ale też barwna i ciekawa tradycja ligowej jazdy w Lany Poniedziałek, było wreszcie święto żużla indywidualnego i data 15 sierpnia. I oto w ostatnich latach popisowo skreślono to wszystko - i dobrze, że na pocieszenie chociaż do sierpniowego terminu zechciano po przerwie powrócić.
Tradycja rzecz święta. Szkoda, że nie w naszym speedwayu.
PS. A tak na marginesie, to dla naszych klubów świąteczny czas był bardzo udany. Bydgoszczanie i grudziądzanie wygrali, a remis torunian też złym wynikiem nie jest, choć niedosyt zostawia.
- 150-lecie uzdrowiska w Inowrocławiu
- Piernikowy biznes w Toruniu. Korzenne ciastka można upiec niemal wszędzie
- Do 2050 roku co trzeci obywatel Polski będzie seniorem