Z katastrofą demograficzną na rynku pracy jest trochę tak, jak z tym wilkiem ze znanej bajki. Tyle razy nią straszyliśmy - a na rynku jakoś wszyscy, choć z kłopotami, to jednak dawali sobie dzielnie radę - że demograficzny wilk spowszedniał nam, wychudł i zmarniał. Tyle, że tak naprawdę, to przesadnie nie niepokojony wyrósł nam na całkiem dorodny problem. I nie ma idealnych pomysłów, co z nim począć.
Opublikowany właśnie raport Polskiego Instytutu Ekonomicznego wystraszyć może nawet tych, co to niejeden dramatyczny raport czytali. Szczególnie w takich regionach, jak nasz kujawsko-pomorski zakątek - narażonych przecież dodatkowo na „odsysanie” zasobów przez tłustszych sąsiadów. Tendencje są bowiem takie, że w ciągu nieco ponad dekady, do 2035 roku, ubędzie nam z rynku pracy 2,1 mln osób – znikały będą osoby dziś 50plus, a napływ pracowników z młodszych generacji będzie znacznie niższy. A to oznacza, że zniknie co ósmy pracownik, co może już zmienić sposób funkcjonowania naszej gospodarki. A także, jak prognozują fachowcy z PIE, wydatnie zmniejszyć PKB Polski. Swoją drogą ten wilk nie wyskoczył nagle zza krzaka, był tu od dawna, ale mieliśmy i duży napływ cudzoziemców, i rezerwy krajowe, więc jakoś tak niespecjalnie rzucał się w oczy.
Oczywiście są pomysły, jak temu zaradzić, ale szczerze mówiąc żaden nie jest idealny, prosty i tani. Ani aktywizacja biernych zawodowo, ani zwiększanie wydajności choćby dzięki automatyzacji, ani dopływ cudzoziemców. Swoją drogą ktoś powiedział kiedyś, że zatęsknimy za pracownikami z Ukrainy, ale nie dodał, że tak szybko… Rzecz jasna w takich sytuacjach pojawia się też zwykle kwestia podniesienia wieku emerytalnego, ale to już w ogóle temat taki, że politycy, jak o nim słyszą, szukają bezpiecznego schronienia.
Cóż, niektórzy menadżerowie lubią mawiać, że największym problemem bywają ludzie. Okazuje się, że zdecydowanie większym problemem jest brak ludzi.
Raport Polskiego Instytutu Ekonomicznego TUTAJ.