W tym tygodniu, w supermroźny ranek, Ciechocinek na symbol sukcesu mi nie wyglądał. Ulice puste, jak w środku pandemii, klimat mocno posezonowy i nawet parking można było znaleźć bez problemu… Tak się jednak składa, że Ciechocinek symbolem sukcesu jest autentycznym. Ba, to w końcu perełka naszego biznesu zdrowotnego. A w tym biznesie, jak chyba w żadnym innym, to reszta kraju ogląda nasze plecy.
Bo dzisiaj w Polsce tylko zachodniopomorskie – ze swoimi nadmorskimi kurortami – wyprzedza nas w kategorii turystyki zdrowotnej, mierzonej m.in. obsługą ruchu uzdrowiskowego. Na podium jest jeszcze Dolny Śląsk, ale szczerze mówiąc, hen, hen za nami. Więcej niż co piąty kuracjusz w Polsce trafia właśnie do nas. I co ważne – to taki biznes, który choć obsługuje klientelę starszą i bardzo starszą, to perspektywiczny jest jak mało który. Bo ta klientela rośnie i wraz ze starzeniem się społeczeństw, i wraz ze świadomością prozdrowotną ludzi, i wraz z ich zasobami finansowymi (już teraz, jeśli chodzi o tak zwanych kuracjuszy komercyjnych, to przyjeżdża do nas prawie co czwarty!).
Tyle, że taki biznes trzeba doglądać mocno, żeby pomysły się nie zestarzały i żeby nadążyć za zmianami preferencji klientów. W którą stronę idzie Ciechocinek, razem z Inowrocławiem i Wieńcem tworzący naszą skromną uzdrowiskową trójcę? Muszę przyznać, że w ciekawą. Raz - w inwestycje sportowe, a raczej sportowo-zdrowotne i budowę nowej specjalizacji. Dwa - w podnoszenie atrakcyjności samej miejscowości, bo wiadomo, że kuracjusz musi mieć co robić, a tu się nawet walka o listę UNESCO szykuje (była o tym mowa m.in. w ubiegłym tygodniu, na spotkaniu marszałka z parlamentarzystami). Trzy wreszcie – w otwarcie się na świat i to świat bardzo szeroki, bo w grudniu Uzdrowisko Ciechocinek podpisało choćby porozumienie z chińską prowincją Hubei i naszą TARR.
Ot, tak trochę optymizmu w środku tej paskudnej zimy. Bo, szanowni państwo, mamy w kujawsko-pomorskim nie pojedynczą firmę, ale całą biznesową gałąź, której sukcesy podgląda reszta Polski.