Jak informuje Onet, odpady z bydgoskiego Nitro-Chemu znalazły się nie tylko na dzikich składowiskach – środowisko też już jest nimi zainfekowane. Po publikacjach portalu minister Aktywów Państwowych Jacek Sasin potwierdził, że podległy mu producent trotylu zabierze swoje odpady z nielegalnych składowisk. Okazuje się jednak, że po ponad tygodniu od ukazania się tekstu Onetu, groźne odpady nadal znajdują się tam, gdzie były, ponieważ, jak stwierdziła prokuratura… stanowią "dowody w śledztwie".
Dlaczego w ogóle dochodziło do tego procederu? Otóż sama spółka Nitro-Chem posiada w toczącym się postępowaniu status pokrzywdzonej. Wywożenie toksycznych odpadów na nielegalne składowiska umożliwiła umowa na unieszkodliwianie odpadów, podpisana przez byłego prezesa tej spółki Krzysztofa K. Umowa ta pozbawiała Nitro-Chem jakiejkolwiek kontroli nad opuszczającymi jej teren odpadami. Dziś Krzysztof K. ma zarzuty udziału w zorganizowanej grupie przestępczej.
Przypomnijmy, że Nitro-Chem już od połowy 2020 r. wiedział, że wyjątkowo niebezpieczne odpady (prawdopodobnie nawet 1000 ton) wywożono na dzikie składowiska. Dodajmy, że część z nich trafiła do wody, a niektóre z nich zakopywano w ziemi. Dziennikarze Onetu są bowiem w posiadaniu dokumentu - postanowienia Prokuratury Okręgowej w Płocku w sprawie przeciwko Michałowi S. i innym podejrzanym o popełnienie przestępstwa z artykułu 183 Kodeksu karnego, dotyczącego nieodpowiedniego postępowania z odpadami. Grozi za to kara od 3 miesięcy do 5 lat więzienia.
Wywożone nielegalnie odpady, a zwłaszcza toksyny przedostające się do środowiska powodują nie tylko raka, zmiany genetyczne, ale też wady płodu.
- Jeżeli chodzi o wody żółte, to przede wszystkim są one żrące — powiedział serwisowi Onet dr inż. Duszczyk. - Jeżeli zaś chodzi o wody czerwone, to zawierają one bardzo duży ładunek związków organicznych, od pochodnych sulfonowych (głównie kwasu toluenodinitrosulfonowego), poprzez różnego rodzaju sole, po nitrotolueny w formie wolnej.
Ekspert wskazuje również na negatywne efekty toksyn, lecz oddalone w czasie. Według nich mają one działanie rakotwórcze i mutagenne, czyli mogą wpływać na zmiany w naszym kodzie genetycznym. Jeżeli są to zmiany mutagenne, to mogą wpływać na rozwój płodu. Przykładowo skażenie wód gruntowych w Hinkley w Kalifornii faktycznie przełożyło się na efekty mutagenne. Więc i w tym przypadku nie wiadomo, czy skażenie wodami czerwonymi nie będzie mieć odwleczonego w czasie skutku.
Minister działa? Ale nic się nie dzieje
Ze względu na liczne publikacje prasowe dotyczące afery z toksycznym odpadami, 10 sierpnia Jacek Sasin napisał na Twitterze, że polecił podległej sobie Polskiej Grupie Zbrojeniowej "rozwiązać problem z odpadami spółki Nitro-Chem". W tym samym wpisie zadeklarował, że "odpady zostaną ponownie przekazane do utylizacji".
Jednak mimo tej deklaracji nic w tej sprawie nie uległo zmianie. Odpady nadal znajdują się na działkach, na których przestępcy je porzucili. Jak informuje Onet: „sprawa wydawała się rozwiązana, ale już wtedy osoby blisko związane z Nitro-Chemem i PGZ alarmowały nas, że wszystkie strony będą próbowały przeciągnąć sprawę usunięcia odpadów do jesiennych wyborów. Jeżeliby się to udało, sprawa miała "umrzeć śmiercią naturalną".
Wedle informacji dziennikarzy Onetu łącznie jest siedem tego rodzaju składowisk toksycznych odpadów. Tylko na dwóch z nich zalegają co najmniej dziesiątki ton odpadów z Nitro-Chemu, co potwierdzili powołani przez prokuraturę biegli oraz niezależne badania. Na kolejnych odpadów bydgoskiej spółki jest znacznie więcej.
Dziennikarze Onetu kontaktowali się również z właścicielami składowisk, gdzie porzucono odpady.
— Nie mam żadnych informacji na ten temat, by odpady na nieruchomości mojej mandantki zostały zajęte jako dowody rzeczowe. A staram się być z tym zagadnieniem na bieżąco. W żadnym z postępowań, w których uczestniczyłem jako pełnomocnik pokrzywdzonej, nie istnieje w obrocie aktualne rozstrzygnięcie o zajęciu, zatrzymaniu rzeczy czy uznania ich jako całość za dowód rzeczowy – powiedział Onetowi adwokat Wiktor Niemiec, który reprezentuje właścicielkę działki w Nowym Prażmowie Małgorzatę Wojnicką.
— Odpady na mojej działce nie zostały zabezpieczone w żadnej sprawie. Gdyby były dowodem w jakimś śledztwie, to zostałyby zabezpieczone taśmą, a przecież tu żadnych taśm nie ma. Te odpady można zabierać choćby dziś – powiedział Onetowi z kolei Wojciech Stańko, właściciel działki w Rojkowie, na której dziennikarze portalu byli 21 sierpnia.
Także Prokuratura Regionalna w Łodzi, która prowadzi śledztwo dotyczące "składowania lub zrzutu odpadów" w łącznie dziesięciu miejscach na terenie województwa mazowieckiego, potwierdziła, że w tej sprawie – a także innych tego rodzaju sprawach – nie ma mowy o zabezpieczaniu odpadów.
Ogromne koszty utylizacji
Niestety, ale kwestia utylizacji odpadów jest pilna, ponieważ wysokie temperatury mogą spowodować samoczynny zapłon, a nawet eksplozję toksyn, których jeszcze większa ilość z łatwością może przedostać się do gleb i wód. Okazuje się jednak, że koszty ich utylizacji są ogromne.
Przyjmując, że na nielegalne składowiska trafiło tysiąc ton odpadów to daje 4,5 mln zł kosztów utylizacji. Tym samym jest to więcej niż dochód netto Nitro-Chemu w 2022, wynoszący 4,3 mln zł. Jak poinformował Onet podsekretarz stanu w Ministerstwie Aktywów Państwowych Andrzej Śliwka według deklaracji Nitro-Chemu koszt utylizacji jednego pojemnika odpadów wynosi 4,5 tys. zł. Według wyliczeń serwisu Onet w czasie nielegalnego procederu ze spółki mogło zostać wywiezione nawet 4-5 tys. ton odpadów.
Otwartym pozostaje pytanie – ile z nich ostatecznie trafiło na składowiska? Przy 5 tys. ton odpadów koszt ich utylizacji wyniósłby 22,5 mln zł. Cena ostateczna zależy jednak od stanu rozkładu odpadów toksycznych: „jeśli chodzi o składowane przez długi czas w złych warunkach odpady, to mamy do czynienia z tzw. bombami biologicznymi. A wtedy cena utylizacji może wzrosnąć do 6 tys. zł lub więcej za tonę, co dodatkowo powiększa podane kwoty i stawia pod znakiem zapytania rentowność firmy” – pisze Onet.