Dlaczego choinka jest bogato zdobiona? Czemu święta to smak suszonych owoców, grzybów czy orzechów i dlaczego są pełne iluminacji? Te tradycje pochodzą jeszcze z czasów naszych pradziadków, dla których każdy element świąt na Kujawach i Pomorzu miał wymiar magiczny.
O świątecznych tradycjach rozmawiamy z Hanną Łopatyńską - kustoszem Działu Folkloru i Kultury Społecznej Muzeum Etnograficznego w Toruniu.
Czy obecne święta Bożego Narodzenia różnią się od tych sprzed lat?
Oczywiście, że tak! Już same przygotowania do świąt są inne niż kiedyś. Musimy pamiętać, że dawniej praktycznie wszystkie potrawy były wykonywane własnoręcznie w domu z produktów wyprodukowanych w gospodarstwie. Teraz te przygotowania wyglądają zupełnie inaczej. Oczywiście bardzo często przygotowujemy sami potrawy, ale zdarza już się, że niektóre z nich na przykład pierogi czy ciasto kupujemy gotowe, zamawiamy w piekarniach. Te przygotowania zajmują mniej czasu niż dawniej.
Czy do przygotowań zaangażowana była cała rodzina?
Tak, ale wiadomo, że każdy miał swoje zadania. Sprawami kuchennymi zajmowały się wyłącznie kobiety. Angażowały do pomocy dzieci. Mężczyźni mieli inne zadania. Musieli na przykład przynieść z lasu choinki i gałęzie. Gałęziami dekorowano i ozdabiano nie tylko dom, ale także budynki, gdzie mieszkały zwierzęta. Wierzono, że dzięki temu przyszły rok będzie dobry, zdrowy dla zwierząt i dostatni dla wszystkich.
Czy to znaczy, że ozdoby nie były tylko dekoracjami, ale miały znaczenie także symboliczne?
Musimy zdawać sobie sprawę, że to, co my dzisiaj uznajemy za świąteczne dekoracje, kiedyś miało także głębokie sensy. Bardzo często wywodzące się jeszcze z czasów przedchrześcijańskich. Te zielone gałęzie, o których wspomniałem, czy to w postaci samych tylko gałązek, czy podłaźniczki powieszonej nad stołem, czy choinki, wiążą się z taką wiarą w dobroczynną moc wiecznie zielonych gałęzi. Również, to co dzisiaj możemy potraktować za ozdobę, czyli elementy ze słomy miały głębokie znaczenie. Mogły to być na przykład pająki słomiane lub słoma rozłożona w różnych miejscach. To miało zagwarantować dostatek, ponieważ słoma jest symbolem bogactwa. Później miało to również nadany taki dodatkowy sens związany z chrześcijaństwem. Słoma musiała znaleźć się w domu, ponieważ Jezus urodził się stajence, gdzie tej słomy było pod dostatkiem. Również z jednej strony dekoracją, a z drugiej takim magicznym rekwizytem były ozdoby wykonane z opłatka. Wieszano je na choince pod powałą. To były wycinanki z opłatków, ale takie bardziej misterne kompozycje przestrzenne, zwane światami. To wiązało się z przekonaniem, że opłatek ma dobroczynne właściwości. Jeżeli będzie on w domu, to wszyscy domownicy będą zdrowi szczęśliwi i beztroscy.
Powiem szczerze, że nie spotkałem się nigdy z ozdobami z opłatka. Jakie jeszcze tradycje zmieniły się przez lata?
Na pewno zmienił się dobór potraw na Wigilię. Cały czas istnieje przekonanie, że powinno się w Wigilię pościć, chociaż to już nie jest wymagane przez Kościół. Jednak katolicy trzymają się tej zasady, że potrawy są postne. Same potrawy się zmieniają, ale ich składniki są cały czas niezmienne, czyli od zawsze musi w nich znajdować się mak, zboża, orzech, suszone owoce. Niewielu z nas zdaje sobie sprawę, że to są składniki, które występowały na przedchrześcijańskich stypach zadusznych, a Boże Narodzenie przypada na czas dawnych przedchrześcijańskich świąt zadusznych. Mak ułatwiał kontakt z zaświatami, ponieważ jest środkiem usypiającym. Suszone owoce to symbol nieśmiertelności. Grzyby pochodzą z lasu, a lasy, tak jak zaświaty, były uznawane za taką tajemniczą, niedostępną przestrzeń. Muszą zawsze znaleźć się na stole ryby. To była taka w miarę łatwo dostępna postna potrawa, a teraz czasami pojawiają się na stołach wigilijnych także owoce morza. To jest ciekawe zjawisko, że wprowadzamy coś nowego, ale bazujemy na tych dawnych tradycyjnych zwyczajach.
A jakie tradycje nie przetrwały?
Wiele tradycji wiązało się z dawną magią agrarną. Musimy sobie zdawać sprawę, że kiedyś dobrobyt społeczeństwa opierał się głównie na urodzaju i na tym, czy się zwierzęta dobrze chowały. Teraz nie jest to dla nas aż tak istotne. I dlatego te zwyczaje, które miały zagwarantować ten dostatek, teraz już odchodzą na plan dalszy. Nawet jeżeli gdzieś tam istnieją, to już bez refleksji, że to robimy po to, żeby był urodzaj. Kiedyś udawano się do sadu i obwiązywano słomą pnie drzew czy uderzano w nie siekierą i straszono, że jeżeli nie będą rodzić, to je zetną. Miało to podobno zagwarantować urodzaj owoców. Takim zwyczajem, który był kiedyś bardzo popularny, ale teraz już zanika, chociaż wiem, że na Kujawach jeszcze jest żywy, to dzielenie się opłatkiem kolorowym ze zwierzętami. Zwierzęta gospodarcze były traktowane niemalże jak członkowie rodziny. Ale mam zdjęcie już zrobione w XXI wieku, gdzie gospodarz dzieli się z krowami niebieskim opłatkiem. Gdy teraz ubieramy choinkę, to często staramy się, żeby było na niej bardzo dużo ozdób, żeby była ładna. Ci, którzy dawniej ubierali choinkę czy podłaźniczkę, wierzyli, że im więcej tych ozdób, tym przyszły rok będzie bardziej dostatni i bogatszy. To też miało takie znaczenie magiczne. Teraz dekorujemy choinkę, ale już nie myślimy o tych sensach związanych z magią agrarną i wegetacyjną.
Potocznie mówi się o magii świąt, ale zdaje się, że kiedyś to było coś zupełnie innego.
Tam magia faktycznie oddziaływała. Wierzono, że ona faktycznie istnieje. Teraz to tylko atmosfera. Wierzono, że jeżeli zrobimy coś, to automatycznie będziemy mieli trochę lepiej w życiu. Teraz ta magia ogranicza się do świątecznych iluminacji. Jest tak pięknie, kolorowo, jasno. To światło, które teraz stwarza tę magiczną atmosferę, kiedyś miało zupełnie inne znaczenie, ponieważ wierzono, że odstrasza zły moce. W takich momentach granicznych roku, na przykład w Boże Narodzenie, rozpalano świece, lampy, pochodnie, żeby z jednej strony duchy i demony odstraszyć, a z drugiej, żeby ogrzać dobre dusze zmarłych, które w Wigilię są wśród nas. W interpretacji chrześcijańskiej światło jest symbolem Chrystusa. Teraz iluminacje świąteczne mają walor estetyczny, a kiedyś światło również miało zupełnie inny sens.
Jednym z najpopularniejszych zwyczajów wilijnych jest puste miejsce przy stole. Skąd się wziął?
To stary zwyczaj i jest to nawiązanie tak jak w przypadku potraw, do świąt zadusznych. Zostawiamy wolne miejsce, ale rozmaite są interpretacje. Każdy tłumaczy to tak, jak mu pasuje, Jedni zostawiają to miejsce dla duszy bliskiej osoby zmarłej, drudzy dla Jezuska, który ma się narodzić. Jeszcze inni stawiają pusty talerz dla jakiejś samotnej osoby, zbłąkanego wędrowca, który może zapukać w Wigilię do nas i powinniśmy go przyjąć. Zwyczaj jest stary, ale interpretacje rozmaite.
Jak długo świętowano? Tyle, co teraz?
Święta trwały dłużej. My teraz świętujemy dwa dni. Czasami sobie jeszcze przedłużamy do Sylwestra. Kiedyś ten czas Bożego Narodzenia trwał od Wigilii do Trzech Króli. Bywało, że jak goście, którzy przyjechali do nas na Wigilie, to zostawali do 6 stycznia. Nawet było takie powiedzenie, że gdy jest Trzech Króli, to można już uwalniać gości, którzy przyjechali na opłatek. Teraz pewnie nie wszystkim by się to podobało. Był to czas obwarowany licznymi zakazami. Na przykład nie można było wykonywać prac z użyciem ostrych przedmiotów, ponieważ można było zranić dusze, które w tym czasie z nami przebywały na ziemi. Unikano prac związanych z nićmi, wełną, przędzeniem. Motanie nici groziło tym, że będą nam się w ciągu roku wilki motać po oborze. Starano się prac unikać i spędzano czas na wzajemnych odwiedzinach, śpiewaniu kolęd czy jakichś spotkaniach towarzyskich. To był to taki trwający 12-14 dni czas świąteczny.
Czy święta w naszym regionie były w jakiś sposób wyjątkowe? Czy jakieś tradycje były znane tylko u nas?
Te najważniejsze zwyczaje były takie jak w innych regionach. Ciekawostką jest to, że w innych częściach Polski kolędowanie zaczyna się w drugi dzień świąt. Tymczasem na ziemi chełmińskiej, Kociewiu, Borach Tucholskich kolędnicy pojawiali się już w adwencie. Chodzili z maszkarami zwierzęcymi. Nazywano ich gwiżdżami, gwiazdkami. Na Kujawach popularne było kolędowanie właśnie z szopkami. Często tymi kolędnikami byli bezrobotni zimą murarze, którzy własnoręcznie wykonane szopki obnosili. Recytowali też teksty czasami przez siebie ułożone, czasami zasłyszane od ojca czy dziadka. Te odwiedziny kolędników to była wielka atrakcja. Oczekiwano ich. Poza tym wierzono kiedyś w sprawczą moc słowa. Te życzenia, które składali kolędnicy, jeżeli za nie zapłaciliśmy, to była gwarancja, że się spełnią. Takim ciekawym zwyczajem, który nie jest tak bardzo znany w innych regionach, było na ziemi chełmińskiej wypiekanie ciasta obrzędowego. Gospodynie wypiekały zwierzątka, owieczki, krówki, później po poświęceniu, pokruszone dodawały zwierzętom do paszy. Te pieczywa obrzędowe były czasami traktowane jako dary dla kolędników.
Dziękuję za rozmowę.