Sylwester, czyli trzy sukcesy i jedna porażka. Komentarz Ryszarda Warty

Puls Dnia
Region Raport
Biznes Opinie
t
Fot. UM Toruń

Tydzień przed toruńskimi sylwestrem z Polsatem pisałem na kujawy-pomorze.info, że dla miasta będzie to bardzo trudny egzamin – z zarządzania całą tą miejską infrastrukturą, z koordynacji działań miejskich instytucji ze służbami państwowymi, z dobrego ułożenia współpracy z partnerami tego trudnego logistycznie przedsięwzięcia. A stawka była przy tym najwyższa, bo chodziło w końcu nie tylko o dobrą zabawę, ale i o bezpieczeństwo tysięcy ludzi uczestniczących w tej imprezie. Zbyt wiele podczas masowych imprez wydarzyło się na świecie nieszczęść, by podchodzić do tego choćby ze śladową ilością lekceważenia.

 
I ten egzamin został zdany – na celującym poziomie.  Sylwester 2024 po toruńsku, współorganizowany przez samorządy miasta i województwa, produkowany przez SOS Music we współpracy z telewizją Polsat okazał się imprezą bezpieczną, zorganizowaną sprawnie i udaną. Wisienką na torcie była ta doprawdy popisowa akcja z porannym sprzątaniem starówki. Można? Można! I to był sukces numer jeden. 


Swój sukces zaliczył też Polsat, który w tradycyjnym już sylwestrowym boju dużych telewizji o największy udział w telewizyjnej widowni pewnie zdystansował swą konkurencję.

 
Pełne prawa do tego sukcesu ma wreszcie  publiczność, te kilkanaście tysięcy ludzi z całego regionu, ale też i z innych części kraju, którzy pokazali, że można bawić się szampańsko, ale jednocześnie odpowiedzialnie. W wielu wypowiedziach ludzi odpowiedzialnych za organizację imprezy powtarzały się  pochwały i podziękowania właśnie dla uczestników zabawy - mówił o tym na przykład brygadier Sławomir Grudziński, szef komendy miejskiej PSP - za bezproblemowe stosowanie się do wymogów bezpieczeństwa, co organizatorom i tym, którzy odpowiadali za bezpieczeństwo bardzo ułatwiało pracę. I to byłby sukces numer trzy.  

  
Ten wątek sylwestrowej imprezy jako egzaminu, jako próby mającej pokazać, jak miasto radzi sobie z tak trudnym wezwaniem organizacyjnym, pojawił się zresztą na  piątkowym briefingu prasowym organizatorów: w wypowiedziach marszałka Piotra Całbeckiego, prezydenta Pawła Gulewskiego, czy jego zastępcy Rafała Pietrucienia. Miasto wyrobiło sobie papiery na organizację najpoważniejszych imprez, zdobyło doświadczenie, przetestowało metody działania przy planowaniu i obsłudze takich wydarzeń. Teraz pozostaje tylko mieć nadzieję, że cały  ten kapitał nie pójdzie  w piach, a będzie pracował przy kolejnych wydarzeniach.  
 

Jest jeszcze jedna ważna nauka płynąca z tego sylwestra: w żaden sposób nie można ulegać fali hejtu – bo niestety ten, jaki pojawił się w przestrzeni medialnej i wymierzony był przeciwko tej  imprezie, też miał rekordowe rozmiary. I dla pełnej jasności - nie mam na myśli tych głosów, które wynikały z autentycznej troski o to, czy wszystko będzie zorganizowane tak, jak trzeba – bo takie krytyczne spojrzenie zawsze jest potrzebne. I nie chodzi tu także o rzeczową dyskusję o tym, czy miasto potrzebuje takiej imprezy, o jej lokalizacji, o tym np. na ile efektywny jest ten sposób promocji miasta i regionu. OK, o wszystkim tym można i trzeba dyskutować, bo bez debaty demokracja, także na tym lokalnym, czy regionalnym poziomie jest jedynie wydmuszką.  
 

Czymś jednak zupełnie innym było to kompletnie nieodpowiedzialne straszenie ludzi tym, że impreza organizowana ma być na zasadzie „jakoś to będzie”, to budowanie poczucia zagrożenia wizją z kosmosu wziętej liczby 40 tysięcy ludzi, którzy podobno mieli demolować starówkę, to nachalne narzucanie narracji, według której toruński sylwester miał być promocją disco polo – tak jakby ów ikoniczny już Zenek Martyniuk był jedynym wykonawcą, jaki pojawił  się estradzie. Przeglądając te materiały, czytając te komentarze, miałem wrażenie, że ich autorzy aż przebierają nóżkami, byle tylko coś się stało, byle tylko znalazł się powód do przekonywania, że w Toruniu nic sensownego wydarzyć się nie może. Cała ta propaganda klęski poniosła równie widowiskową porażkę. Tym jednak blamażem specjalnie bym się nie martwił.