Kilkadziesiąt ofiar śmiertelnych. Kilka tysięcy internowanych. Wiele tysięcy poddanych najróżniejszego typu represjom: od wyroków skazujący na drakońskie kary po wyrzucenie z pracy, relegowanie ze studiów, zablokowanie na lata, a czasem na zawsze możliwości rozwoju. Wiele tysięcy „zachęconych” do emigracji.
Na terenie dzisiejszego województwa kujawsko-pomorskiego - trzy miejsca przetrzymywania internowanych: Potulice, Bydgoszcz-Fordon i podwłocławski Mielęcin. W styczniu 1982 roku ówczesne Toruńskie było jednym z tych, wśród 49 województw, o największej liczbie internowanych. W toruńskim było to 80 osób. Więcej, według stanu na 5 stycznia 1982, było tylko w województwach: gdańskim (257), wrocławskim (197), katowickim (191), kieleckim (179) i warszawskim (108).
To tylko liczby. Taki, statystyczny skrót skutków wprowadzonego równo 42 lata temu stanu wojennego, to jeden tylko, bardzo zresztą niedoskonały obraz tego dramatu. Jak statystycznie opisać poczucie krzywdy, niesprawiedliwości, traumę, dewastujące psychicznie poczucie bezradności wobec brutalnej przemocy aparatu państwa wobec własnego społeczeństwa?
Wprowadzony 13 grudnia stan wojenny to przykład – nie jedyny przecież - wydarzenia, który był jednocześnie taktycznym sukcesem i strategiczną klęską. Na poziomie taktycznym ta operacja się niestety udała: rozbite zostały legalne struktury „Solidarności”, ekipa generała Jaruzelskiego wzmocniła swój autorytet wśród pozostałych reżimów bloku i w oczach blokowych z Kremla, a przede wszystkim – bo z doraźnych celów, ten był najważniejszy – skutecznie udało się sterroryzować społeczeństwo, zastraszyć je, wepchnąć w stan wygodnej dla autorytarnej władzy apatii.
Strategicznie to była klęska. Rządzący w powojennej Polsce komuniści nigdy nie mieli demokratycznej legitymacji, stan wojenny nie mógł ich więc jej pozbawić. Zawsze jednak dbali o podtrzymywanie mitu, jakoby działają w interesie społeczeństwa i z jego przyzwoleniem. Tymczasem to wielkie państwowe przestępstwo - w końcu stan wojenny ogłoszony został nawet wbrew peerelowskiemu prawu, a WRON była tworem pozakonstytucyjnym - pokazało, że na poziomie krajowym, nie licząc geopolityki pojałtańskiego podziału Europy, jedyną podstawą funkcjonowania całego tego systemu politycznego jest tylko i wyłącznie przemoc. I dlatego skazany jest on na porażkę.
Stan wojenny to historia, ale demony, które w tamtej Polsce sprzed 42 lar trymufowały – poczucie bezkarności, przekonanie, że prawo musi ulec politycznemu celowi, ta arogancka wiara, że tylko jedna opcja ma monopol na patriotyzm, że władza zawsze wie lepiej, a społeczeństwo da się ogłupić tępą propagandą - żywe są do dziś. I do dziś trzeba się ich strzec.