Czasami mówi się, że takie historie, to tylko w kinie. A czasami jest tak, że kinu się o takich historiach nawet nie śniło. Tym razem też kino – dokumentalne – musiało dogonić prawdziwe życie i zmierzyć z opowieścią niezwykłą. I powstał pełnometrażowy dokument „Ta, którą kocham”, film objeżdżający światowe festiwale. Co ciekawe, i główna bohaterka, i reżyser, to rodowici torunianie.
„Daria mieszka w Meksyku z pięcioletnią córką Daphne i mężem Dave'em. Jej spokojnym życiem wstrząsa odkrycie, że nie jest jedynym dzieckiem swojej matki, a jej biologiczne rodzeństwo mieszka w Polsce. Daria jedzie do rodzinnego Torunia, by wyjaśnić zagadkę przeszłości i skonfrontować się z mamą Wiesią i babcią Adelą. Spotyka też swojego odnalezionego na nowo brata, Mariusza. Ilu jeszcze braci i sióstr odkryje Daria? I dlaczego jej matka oddała te wszystkie dzieci do adopcji? Wiesia i Adela opierają się rozmowie, ale Daria krok po kroku zbliża się do prawdy. Pomagają jej profesjonalni badacze genealogiczni oraz przyjaciele z dzieciństwa. Jakie głęboko skrywane sekrety uda się Darii odkryć?”. To opis filmu z Warszawskiego Festiwalu Filmowego. W paru zdaniach starający się streścić zupełnie nieprawdopodobną historię.
Jak to się wszystko zaczęło?
Jak w ogóle twórca „Ta, którą kocham”, Paweł Hejbudzki, trafił na tę historię?
- Zaczęło się w ten sposób, że mój kolega z liceum zadzwonił do mnie i opowiedział, że zdarzyło się w jego życiu coś strasznego. To był początek 2019 roku. – opowiada reżyser – Jego mamę zamordował wujek, chciał też zabić jego tatę. To zresztą była w Toruniu głośna sprawa, morderstwo na ulicy Boboli, morderca zmarł potem w Okrąglaku.
Paweł Hejbudzki wspomina, że kolega zadzwonił dosłownie tydzień po tym morderstwie z kolejną informację, że znalazła go jego… siostra, o której nie miał pojęcia. Okazało się bowiem, że nie był synem małżeństwa, które go adoptowało, ba, jego matka biologiczna podobno ciągle mieszka w Toruniu.
- Zobacz, co się stało w moim życiu, mówił do mnie – opowiada reżyser – jedna moja mama zmarła, a druga jakby powstała z martwych. Siostra znalazła go poprzez Facebooka. Stwierdził: wyobraź sobie, że ona jest z Mexico City i się z nią niedługo spotkam. Może chciałbyś to nakręcić?
Reżyser chciał. Tak powstał film „Ta, którą kocham”.
Brat pani Darii był już wtedy po wizycie w USC w Toruniu, dowiedział się, że nie był kiedyś Mariuszem, tylko miał inne imię, kiedy się urodził. Okazało się też, że jego mama i tata dalej żyją.
Daria przyjeżdża do Polski
Paweł Hejbudzki skontaktował się z Darią: - Powiedziała mi: słuchaj Paweł, przyjeżdżam w październiku, chcę znaleźć moje rodzeństwo, chcę całą tę sytuację wytłumaczyć razem z moją biologiczną mamą.
Okazuje się jeszcze, że pani Daria rozmawiała w Meksyku z wróżem, który powiedział jej, że odnajdzie rodzeństwo i ostatni raz zobaczę swoją mamę. I rzeczywiście tak się stało. W samym sercu toruńskiej starówki, na ulicy Kopernika. Potem pani Daria zaczęła odkrywać kolejne rodzeństwo.
- Miała taką firmę, która pomagała jej szukać rodzeństwa. W ciągu kolejnych dwóch tygodni odkryła pięcioro z nich – mówi Paweł Hejbudzki - Mama nie chciała się przyznać, w jaki sposób to robiła, ale niestety rozdawała dzieci, czy może raczej sprzedawała. Darię jako jedyną zostawiła przy sobie.
Pani Daria po spotkaniu z bratem była w szoku, jak bardzo jest on podobny do mamy, nawet mimiką, tym co robi. A spotkanie z mamą? Okazało się zresztą, że rzeczywiście – tak jak mówił wróż - ostatni raz widziała wtedy swoją mamę. Kobieta zmarła w maju 2021 roku.
- I nasza przygoda rozpoczęła się na nowo, chcieliśmy skończyć ten film, bo tajemnicę do końca dzierżyła babcia Darii – mówi Paweł Hejbudzki. – Dodam, że Daria przerwała pewną klątwę rodziną - jej mama miała potworny problem z alkoholem.
Bo film opowiada nie tylko o poszukiwaniu rodzeństwa, ale przede wszystkim o rodzinnych tajemnicach. I rodzinnych relacjach. Główna bohaterka szuka odpowiedzi na pytanie, dlaczego mama całe życie ją okłamywała.
Zdjęcia w Toruniu
- Dostaliśmy zgodę na nakręcenie sceny, w której Daria postanawia rozprawić się ze swoją przeszłością i pali tapczan przed Zamkiem Dybowskim. Tapczan, na którym jej mama była wykorzystywana seksualnie przez ojczyma. – mówi Paweł Hejbudzki.
Nakręcenie tej sceny było możliwe dzięki uzyskaniu urzędowej zgody. To nie jedyny przykład wsparcia filmowców przez urzędy. W trudnym momencie pomógł im samorząd województwa. Były to czasy pandemii, Departament Promocji Urzędu Marszałkowskiego wyasygnował środki – m.in. na hotele, paliwo – za co twórcy są bardzo wdzięczni.
Film realizowany był w trzech krajach – w Polsce, Meksyku, i w Holandii (tam właśnie, w Hadze zmarła matka głównej bohaterki).
Obraz „Ta, którą kocham” był pokazywany na prestiżowym Warszawskim Festiwalu Filmowym - w konkursie międzynarodowym były tylko dwie produkcje z Polski. Kupiła go już TVP, ale nie wiadomo jeszcze, kiedy będzie pokazany. Twórcy chcieliby oczywiście zrobić pokaz w Toruniu, nie wiadomo obecnie gdzie, ale prawdopodobnie w Centrum Sztuki Współczesnej.
Paweł Hejbudzki to toruńczyk, wyjechał z rodzinnego miasta w wieku 19 lat na studia, ale, co ciekawe, ciągle jest zameldowany w Toruniu. Pani Daria całe dzieciństwo spędziła również w Toruniu - do 14 roku życia mieszkała na starówce.
- Z Panią Darią, bohaterką pełnometrażowego filmu dokumentalnego „Ta, którą kocham” oraz jego reżyserem, Paweł Hejbudzkim rozmawiają Ryszard Warta i Mariusz Załuski
Jak Pani po latach odnajduje Toruń, wracając tu po tych wszystkich przeżyciach? Jakoś inaczej patrzy Pani ma miasto?
Pani Daria (D): Zupełnie inaczej. Teraz patrzę na Toruń, jak na piękne miasto, do którego wracam z wielką przyjemnością. Wcześniej, kiedy ktokolwiek mówił: przyjedziesz do Polski, do Torunia, to kojarzyło mi się to z traumami i problemami. Teraz to dla mnie piękne miasto, gdzie mogę fajnie spędzić czas. Dzięki temu filmowi zamknęłam ciężki rozdział w moim życiu.
To musiała być trudna decyzja, by zgodzić się na udział w filmie dotykających tak intymnych, traumatycznych, jak sami Pani powiedziała, spraw… Długo się Pani zastanawiała?
D. Nie, decyzja była szybka, ale później myślałam o jej konsekwencjach.
Rozumiemy, że reżyser miał taką siłę przekonywania?
Paweł Hejbudzki (PH). Brat Darii, który dowiedział się, że jest jej bratem mniej więcej rok wcześniej - przedtem też był przekonany, że jest jedynakiem - skontaktował mnie z Darią i powiedział, że Daria będzie aktywną bohaterką, która chce odkryć prawdę. Zadzwoniłem do Darii i ona podjęła tę decyzję podczas rozmowy telefonicznej. Powiedziała: tak, chcę szukać mojego rodzeństwa, wiem, że jest go więcej, nie tylko brat Mariusz, którego znalazłam na Facebooku.
Daria jest odważna, wzięła to na „klatę”. Robiąc filmy dokumentalne wiem, że muszę zadbać o swych bohaterów, pojawiam się z nimi na spotkaniach, czuję się za nich odpowiedzialny. Nie robię filmów tak, żeby im zaszkodzić, ale żeby w jakiś sposób im pomóc.
Był taki moment, że żałowała Pani tej decyzji?
D: Gdy się zdecydowałam, nie wiedziałam, że będę miała konfrontację z moją mamą, że będą nawet sceny kręcone z mamą. Dowiedziałam się tego, kiedy już przyleciałam do Polski.
PH: Pierwsza scena zaczęła się od konfrontacji z mamą, w kamienicy przy ulicy Kopernika w Toruniu, gdzie mieszkała rodzina Darii.
Mama nie miała oporów?
PH. Z uwagi na to, że była pod wpływem ogromnych emocji, wręcz w szoku, chciała, moim zdaniem, wydobyć z siebie to, co przez cale życie skrywała. Dzięki temu obie bohaterki mojego filmu nawiązały ze sobą jakąś formę relacji. Udało nam się w filmie zarejestrować takie lekkie pęknięcie w tym pozytywnym kierunku.
D: Nie widziałam mamy przez dłuższy czas. Gdy zaczęliśmy kręcić film, to było pierwsze nasze spotkanie po ośmiu czy dziewięciu latach.
PH: Kamera była tu katalizatorem, a ja lubię takie sytuacje w filmie. Bardzo szybko udało się odczytać emocje.
Postawiliście mamę pani Darii przed faktem dokonanym, zjawiliście się u niej z kamerą?
PH: Daria powiedziała: mamo, wchodzi ze mną ekipa filmowa.
O czym ten film jest - oczywiście poza opowiedzeniem tej niesamowitej, dramatycznej rodzinnej historii - w szerszym wymiarze? O tym, że każdy ma naturalną chęć do odkrywania rodzinnych tajemnic, o tym, że nigdy nie ucieknie się o swych rodzinnych relacji?
PH. Ja bym to ujął jeszcze bardziej uniwersalnie: to film o poszukiwaniu przez główną bohaterkę miłości swojej mamy. Ona szuka jakichkolwiek ziaren miłości, które mogłaby jej okazać mama. Nawet przez katalizator, jakim jest kamera.
Wyjechała Pani z kraju mając 14 lat, co się później działo, jak Pani trafiła aż do Meksyku?
D: Przez czternaście lat mieszkałam z mamą w Holandii, potem zaczęłam podróżować po świecie. Trafiłam do Hiszpanii, mieszkałam tam przez siedem lat. Później przeniosłam się do Meksyku, gdzie teraz mieszkam.
A jak zareagował Pani mąż, nie odradzał udziału w tym filmie?
D: Nie, jego stosunek był bardzo pozytywny. Uważał, że to jest moja decyzja, jeśli będę mogła w ten sposób pogodzić się z przeszłością, znaleźć odpowiedzi na ważne dla mnie pytania. Szanował moją decyzję i bardzo mnie w tym projekcie wspierał.
PH: I sam zresztą wziął udział w tym filmie, jako taki naturalny mentor Darii w jej ciężkiej podróży w przeszłość.
On też bywa w Polsce?
D: Tak, zawsze zimą przyjeżdżamy z córeczką na wakacje do Polski.
Mówiła Pani, że decyzję wzięcia udziału w tym filmie podjęła Pani bardzo szybko, ale czy nie było momentów, żeby jednak z tego zrezygnować, wycofać się?
D: Miałam dużo takich momentów. Zdarzało się, że kłóciłam się z reżyserem. Ta konfrontacja z mamą była bardzo ciężka, dużo emocji, dowiadywanie się prawdy. Rodzina miała bardzo dużo tajemnic, które w momencie nagrywania wyszły na jaw. I to były takie chwile, kiedy nie chciałam tego kontynuować.
Brat widział film?
D:. Tak, był bardzo przejęty.
PH: Po raz pierwszy widział swoją biologiczną mamę.
D: Brat nie miał wcześniej okazji jej poznać, dopiero zobaczył ją w filmie. Tymczasem całe życie mieszkał zaledwie dwa kilometry od niej, ale nie znali się. Ja też go nie znałam. Potem okazało się, że mieliśmy nawet wspólnych kolegów.
W jakiś sposób zawaliliście mu Państwo jego świat.
PH: Jemu akurat nie, bo Daria poznała go na rok przed zdjęciami. Doszło do takiego pęknięcia informacji wewnątrz rodziny, jeden z wujków wygadał się przed bratem Darii, że jest on adoptowany.
D: On przez całe życie o tym nie wiedział, ale zawsze czuł się jakiś inny, czuł, że coś jest nie tak.
PH: Samo spotkanie Darii z bratem było niesamowite. Okazało się, że mama Mariusza była do niego niezwykle podobna fizycznie, ale także mentalnie, charakterem.
D: Mieszkałam z mamą, ale nas nie łączyło takie podobieństwo, a brat rzeczywiście, w każdym tego słowa znaczeniu bardzo jest podobny do swojej matki. Nawet w mimice.
Takiego podobieństwa zazwyczaj nabywa się mieszkając z kimś przez lata, codziennie się z nim kontaktując, przejmując jego zachowania. Tutaj tego nie było.
D: To przechodzi w genach. Paweł, który znał Mariusza jeszcze od liceum, poznając moją matkę widział to podobieństwo.
PH: Dla mniej to było fascynujące, gdy zobaczyłem, że ona jest po prostu taka sama jak on. Miała taką wewnętrzną siłę, że ludzie się do niej przyklejali. Miała na przykład niesamowitą dykcję. Gdy coś mówiła, to wszyscy jej słuchali, bo miała tyle rzeczy do opowiedzenia, częściowo zresztą nie wiadomo, czy prawdziwych. Nie dało się jej nie słuchać. Gdy poznałem Darię, nie widziałem podobieństwa między nią, a Mariuszem. Pracując nad filmem poszliśmy jednak bardzo daleko, zrobiliśmy nawet badania genetyczne, znaleźliśmy całe rodzeństwo Darii.
Ma Pani kontakt jedynie z panem Mariuszem, czy także z pozostałym swoim rodzeństwem?
D: Wiem o reszcie mojego rodzeństwa, ale już nie chciałam ich bliżej poznawać. Zawsze myślałam, że jestem najstarsza, ale okazało się, że mam jednak starsze rodzeństwo, ale też i młodsze. Oni jednak o tym nie wiedzą. Uważam, że można by im było zrobić krzywdę.
PH: Jako ekipa absolutnie nie naciskaliśmy, żeby Daria z tym danymi szła do nich, po to żebyśmy to potem mogli sfilmować i mieć strasznie wzruszające sceny. Tak się robi w niektórych programach telewizyjnych. My, tak jak już mówiłem, przyjaźnimy się ze swymi bohaterami, chcemy im jakoś pomóc i myślę , że Darii ten film pomógł
A dlaczego to właśnie Pani została z mamą? To pierwsze pytanie, jakie nasuwa się poznając tą historię.
D: To pytanie zadawałam sobie przez całe życie i zadawałam je mamie. Miałam wiele pretensji do niej. W filmie będzie można zobaczyć, że w jakiś sposób mam do niej żal, dlaczego nie zostałam oddana do adopcji, tylko moje rodzeństwo. Tak naprawdę, na to pytanie mama nigdy nie była mi w stanie odpowiedzieć. I do tej pory nie znam odpowiedzi, dlaczego to akurat ja z nią zostałam.
Gdzie odbyła się premiera filmu?
PH. W Szanghaju. Na największym tamtejszym festiwalu filmowym z sekcją filmów dokumentalnych. Bardzo się z tego cieszę, bo miałem możliwość oglądać to na wielkim ekranie, z bardzo dobrym dźwiękiem i obserwować przy okazji, że chińska publiczność odebrała ten film bardzo uniwersalnie. Poszukiwanie rodzeństwa, to zawsze budzi zainteresowanie, ale wiedziałem, że najmocniejszą historią będzie poszukiwanie w sobie czegoś, czego nigdy nie było – miłości. Daria dopuściła nas z kamerą do swej intymności, rozumiała, po co my to robimy.
Cała ta historia jest jeszcze jednym potwierdzeniem, że żaden scenarzysta nie wymyśli tego, co życie może ułożyć.
PH: W tym przypadku życie ułożyło tyle historii, że można by z tego wszystkiego zrobić serial.
Nie kusi Pana, żeby na podstawie tej historii nakręcić fabułę?
PH: Oczywiście że tak. W dokumentalnym filmie niewiele da się pokazać z tego, jak pojemna jest historia. W dokumencie fascynuje mnie to, że wchodzę w jakiś świat, poznaję historie i mógłbym to w przyszłości przełożyć na fabularny film. Na razie zrobiłem jeden krótki metraż fabularny, w 2015 roku. Dostałem się z tym filmem na festiwal w Gdyni i wygrałem go, w konkursie studenckim. Wróciłem do dokumentu, bo chciałem się nauczyć opowiadać.
Czy o tej całej historii rozmawiała Pani ze swoją córką? Wiemy, że to jeszcze mała dziewczynka, ale pewnie już coś do niej dociera, widzi, że mama gdzieś wyjeżdża, powstaje film…
D: Córeczka nie wie zbyt wiele, poza tym, że mam rodzeństwo, słyszała o moim bracie. Nie wie jeszcze o całym rodzeństwie.
Ta rozmowa jeszcze przed Panią.
D:Tak.
Film "Ta, którą kocham"
- Scenariusz i reżyseria: Paweł Hejbudzki
- Zdjęcia: Maciej Magowski
- Muzyka: Mateusz Cwaliński
- Producent: Filip Luft
- Realizacja filmu dofinansowana została ze środku budżetu samorządu województwa kujawsko-pomorskiego.