Ogólnopolskie Porozumienie Organizacji Samorządowych apeluje o likwidację przepisów, które ograniczają długość sprawowania funkcji przez samorządowców: wójtów, burmistrzów i prezydentów miast. Według OPOS dwukadencyjność zmarginalizowała te urzędy do "niepewnego i relatywnie krótkiego epizodu w karierze zawodowej". Zgodnie z tymi przepisami wójtowie, burmistrzowie i prezydenci, którzy w ostatnich wyborach samorządowych zostali wybrani na drugą kadencję nie będą mogli po raz trzeci ubiegać się o sprawowanie tej funkcji.
Dwukadencyjność w samorządach została wprowadzona w 2018 r. w celu zwiększenia udziału obywateli w wybieraniu, funkcjonowaniu i kontrolowaniu organów publicznych. Ma to także zapobiegać "betonowaniu" lokalnych układów oraz spowodować większą rotację władzy. Dwukadencyjność ma na celu zapewnienie świeżego spojrzenia na zarządzanie gminami. Według pomysłodawców ma sprzyjać dłuższym, strategicznym planom rozwoju, gdyż zwalnia od presji reelekcji, a co za tym idzie chęci przypodobania się wyborcom.
Dwukadencyjność, jak można się było domyśleć, nie podoba się samorządowcom. Od lat ją krytykują i proponują inne rozwiązania, jak choćby trójkadencyjność czy całkowite zniesienie ograniczeń. Ogólnopolskie Porozumienie Organizacji Samorządowych domaga się zniesienia przepisów ograniczających sprawowanie funkcji samorządowych. Według tej organizacji funkcjonujące rozwiązanie zniechęca do kandydowania na te stanowiska wójta, burmistrza czy prezydenta.
- Dwukadencyjność zmarginalizowała urząd wójta, burmistrza i prezydenta do niepewnego i relatywnie krótkiego epizodu w karierze zawodowej, który w swej drugiej kadencji może być nacechowany poszukiwaniem nowej ścieżki rozwoju – czytamy w stanowisku OPOS.
Sygnatariusze stanowiska zwracają uwagę na to, że podczas ostatnich wyborów samorządowych w ponad 400 gminach w całym kraju, na stanowisko wójta, burmistrza i prezydenta, ubiegał się tylko jeden kandydat. Argumentują to tym, że nowe regulacje prawne i ograniczenia sprawiają, że te stanowiska są coraz mniej atrakcyjne i konkurencyjne względem sektora prywatnego. Na spadek atrakcyjności tych stanowisk wpływa także ograniczona perspektywa rozwoju zawodowego oraz brak stabilności zatrudnienia po zakończeniu drugiej kadencji – czytamy. Zniechęca to osoby wykwalifikowane i doświadczone do ubiegania się o funkcję wójta, burmistrza i prezydenta miasta. Narzucone ramy czasowe utrudniają długofalowe zarządzanie rozwojem gmin czy miast.
Członkowie Ogólnopolskiego Porozumienie Organizacji Samorządowych uważają, że o tym, kto powinien kandydować na urząd, powinna pozostać wyłącznie w gestii społeczności lokalnych bez ingerencji na szczeblu centralnym. Tym bardziej, że "inicjatorzy tych rozwiązań nie wprowadzili analogicznych rozwiązań względem osób wybieranych do rad gmin, powiatów i sejmików województw, a co za tym idzie w stosunku do wyboru pośredniego starosty powiatu czy marszałka województwa, a także co szczególnie znamienne, względem parlamentarzystów".
Ten temat poruszyliśmy niedawno w rozmowie z burmistrzem Brodnicy Jarosławem Radaczem, który podziela argumentację OPOS. "Samorząd to naprawdę nie jest łatwa praca. Nauczyć się samorządu to także wymaga kilku ładnych lat – tak, żeby tę funkcję sprawować należycie. Gdy przychodzi nowy burmistrz, to przez te pierwsze 5 lat albo się autopromuje, albo się tego samorządu uczy. Potem przychodzi druga kadencja a z nią świadomość, że na niej się skończy. Czy w takiej sytuacji będzie on nadal miał tyle w sobie zapału, sił i energii, żeby realizować jak najkorzystniej zadania dla własnej społeczności? Praca bez motywacji to nic dobrego. Obawiam się, że takie ograniczenie może wręcz doprowadzać do opóźnień rozwojowych. Przychodzi, jak to się mówi kolokwialnie, nowa miotła, zaczyna wymieniać pracowników, a nie zawsze są to fachowcy, czasami liczą się jakieś kwestie polityczne. Tymczasem dla samorządu ciągłość jest najważniejsza." Cała rozmowa TUTAJ.