Maria Mazurkiewicz (PiS) i Tomasz Lenz (PO), kandydaci do Senatu RP w okręgu 11 (Toruń, oraz powiaty toruński i chełmiński) byli gośćmi przedwyborczej debaty zorganizowanej przez toruńską Izbę Przemysłowo-Handlową. Do prowadzenia dyskusji zaproszenie zostali dziennikarze: Tomasz Kaczyński z ototorun.pl i Radio Toruń, Marek Nienartowicz z „Nowości” oraz Ryszard Warta reprezentujący portal kujawy-pomorze.info.
Dyskusja była wielowątkowa, dotycząca głównie tematów gospodarczych - ale nie tylko i długa, ponad dwugodzinna. Poniżej kolejna część jej najciekawszych fragmentów.
Inflacja: lepiej się przyzwyczaić?
Inflacja. Kilka dni temu prof. Adam Glapiński, prezes Narodowego Banku Polskiego obwieścił z dużą satysfakcją, że inflację mamy już na poziomie poniżej 10 procent. Pomijając już to, że oficjalny komunikat o wskaźnikach cen ogłasza GUS, to powody do radości są niewielkie. Według danych Eurostatu za lipiec 2023 przy średniej inflacji dla całej UE w wysokości 6,1 proc. Polska z wynikiem z 10,3 pozostaje na szarym końcu stawki. Większa inflacja jest tylko na Słowacji i Węgrzech. Niższą inflację mają zarówno mniejsze kraje jak Litwa czy Łotwa, jaki i większe: Niemcy, Francja czy Rumunia. I jeszcze jedno przypomnienie: wprawdzie premier Morawiecki wciąż mówi o putinflacji, sugerując, że problem rozpoczął się po wybuchu wojny na Ukrainie, już wiele miesięcy przed rosyjską pełnowymiarową agresją, inflacja w Polsce zaczęła dynamicznie rosnąć. Już w kwietniu 2021 mieliśmy 4,3 proc. czyli wyraźnie przekroczony cel inflacyjny, w lutym 2022 roku, gdy wojna się zaczęła, było to już 8,5 proc. czyli wszystkie czerwone światła już się świeciły. Pytanie jest takie: skąd się bierze taka podatność polskiej gospodarki na inflację i czy to nie jest tak, że po prostu do stosunkowo wysokiej inflacji musimy się przyzwyczaić?
Maria Mazurkiewicz: Musimy pamiętać, że funkcjonujemy nie tylko w obrębie naszych decyzji gospodarczych, tylko są one ściśle połączone z decyzjami innych państw i te wszystkie unijne kwestie należy wziąć po uwagę. Wiem, że być może niektórzy z państwa powiedzą, czy pomyślą że nie uznają teorii która jest mi bardzo bliska: nie możemy udawać, że nie mamy świadomości tego, jaki jest wpływ Niemiec na gospodarkę europejską. Ktoś, kto nie zauważa, że w krajach w których weszło Euro natychmiast spadał poziom gospodarki, to nie umie analizować.
To jest trochę tak, jakby mąż miał pretensję do żony, że w mieszkaniu jest bałagan, a nie brał pod uwagę, że zalewają ich sąsiedzi góry. Jeżeli my próbujemy analizować pewne zjawiska w oddzieleniu od całej reszty, to nigdy nie uzyskamy właściwym wniosków. Można się oczywiście przerzucać liczbami, ale nie o to chodzi.
Myślę, że ważniejsze jest to, co zrobimy dalej, na ile decyzje, jakie będą podejmowane, także decyzje nawet drobnych przedsiębiorców, bo one też się składają się na to, co się w kraju dzieje. Były te wszystkie rozwiązania pandemiczne, przepraszam - zakładam, że państwo tego nie robili, ale na pewno znają państwo takie osoby, które korzystały z tarcz osłonowych, wcale nie w celu osłaniania kogokolwiek: kupiono sobie nowy samochód, kolejny telewizor, coś takiego. Niestety mnóstwo takich sytuacji było. Pada pytanie: czy to, co dzieje się, wykorzystuje tylko dla siebie: jak mogę ugrać inflację, jak mogę ugrać zmiany w prawie, czy też w jakikolwiek sposób biorę pod uwagę dobro wspólne.
Tomasz Lenz: Spójrzmy na problem inflacji trochę szerzej. Fakt- faktem, że działania rządów europejskich w walce z covidem wiązały się z tym, że w ramach różnych programów proponowano różne formy dopłat, a to z kolei powodowało, że na rynku znalazło się sporo pieniędzy i to napędziło inflację. Kiedy do tego doszło różne kraje, dostrzegając ten problem, zaczęły sobie lepiej lub gorzej radzić. Rzeczywiście, nie ma się z czego cieszyć, że inflacja jest już poniżej 10 procent. To znaczy, że koszty naszego życia w skali roku są o jedną dziesiątą wyższe. Wolałbym usłyszeć, co zrobić, żeby inflacja była niższa, żeby nie była tak bolesna.
Mamy taką sytuację, że z tą stosunkowo wysoką inflacją możemy zostać na wiele miesięcy – jeśli nie lat. Dla gospodarki najlepiej jest, gdy inflacja utrzymuje się na poziomie jedno-, dwuprocentowym. Dziesięcioprocentowa inflacja utrudnia działalność biznesową, zniechęca do inwestycji , utrudnia utrzymanie domowego budżetu i zawsze wpływa na gospodarkę negatywnie. Polska stała się krajem nieatrakcyjnym dla inwestorów i my sami w związku z inflacją wstrzymujemy się z inwestowaniem w nasze własne firmy. PO złożyła projekt ustawy o obligacjach antytinflacyjnych, żeby ściągnąć pieniądze z rynku, ale nikt się tym nie zainteresował, wiele takich projektów jest trzymanych w szufladzie u pani marszałek Witek.
Na koniec o interesie publicznym. Nie uważam, że jest to celowe, byłbym zdruzgotany, gdyby to się okazało celowe, ale jeżeli mamy wysoką inflację, to mamy też wyższe wpływy do budżetu. Mam nadzieję, że nie wynika to z jakiegoś wyrachowania: budżet potrzebuje większych wpływów, więc może tej inflacji nie będziemy szybko zbijali, bo potrzebujemy więcej pieniędzy na wydatki. A być może pani kurator widziała słupek przewidywanego na przyszły rok deficytu budżetowego, który jest „pi razy oko” pięć razy wyższy niż ten w zeszłym roku.
Maria Mazurkiewicz: Jeżeli miałoby to tak wyglądać, jak zinterpretować sytuację, że kiedy pojawiła pandemia, nagle zabrakło różnego rodzaju artykułów? Nie dlatego, że nie zostały wyprodukowane z powodu pandemii, tylko dlatego, że zostały one zamknięte w magazynach, po to by mogły się pojawić na rynku za czas jakiś, z odpowiednio wysoką ceną i z informacją, że to przez pandemię.
Tomasz Lenz: Może pani podać jakieś konkretne przykłady?
Maria Mazurkiewicz: Tak, to na przykład materiały budowlane. Wiele szkół nie mogło skończyć swoich inwestycji dlatego, że nagle budowlańcy powiedzieli im, że nie możemy kupić pewnych produktów, bo nie ma, po czym przyszli za miesiąc i mówią, że są, ale trzy razy droższe. To nie były produkty wyprodukowane w czasie pandemii.
(Głosy z sali: nieprawda, kłamstwo, pani nas obraża)
Maria Mazurkiewicz: Niestety, ale takie sytuacje miały miejsce. To nie musi być przykład wielkich przedsiębiorców: ktoś na targowisko widzi, że kiełbasa, która wcześniej kosztowała 25 złotych nagle kosztuje 50 zł. Gdy pytał, jak to, przecież jeszcze wczoraj było za 25 zł, słyszał: „bo pandemia, a po za tym moja córka musi dom skończyć.
(głosy z sali: bzdura)
Tomasz Lenz: żeby rozładować atmosferę powiem tylko, że w czasie pandemii na pewno zabrakło jednego towaru: nigdzie nie było drożdży, a żona ciągle chciała coś piec.