Serdecznie współczuję kolegom z Departamentu Promocji Urzędu Marszałkowskiego. Sejmik zadecydował o wsparciu kandydatur i Bydgoszczy, i Torunia w walce o Europejską Stolicę Kultury, więc przed nimi wyzwanie trudne, a nawet nieco ekwilibrystyczne. Będą bowiem zapewne wspierać oba miasta, ale tak sprytnie, żeby pokazać nasze kandydatury jako ciekawsze od innych, ale nie od siebie nawzajem. A to sztuka prawdziwa. I wypada tylko podziękować prezydentowi Wojtkowskiemu, że nie zgłosił do ESK również Włocławka.
Cóż, mamy więc powtórkę z rozrywki - jak pamiętamy w staraniach o ESK 2016 wystartowało 11 miast, w tym tylko dwa z jednego województwa, leżące o rzut berecikiem od siebie Bydgoszcz i Toruń. Wzbudziliśmy wtedy w reszcie Polski niekłamany podziw. A jak się to skończyło, wiadomo.
Ale taki to nasz urok. Brałem jakiś czas temu udział w konferencji na temat rozwoju Polski w najbliższych dekadach. Pan naukowiec z warszawskiej SGH – a więc bez bydgoskich czy toruńskich sentymentów - porównywał nas tam gospodarczo z innymi regionami, ciągle operując terminem „obszar bydgosko- toruński”. W przerwie kawowej udałem się więc wyprowadzić go z mylnego błędu, co do funkcjonowania takiego obszaru, grającego do jednej bramki. Pan naukowiec spojrzał na mnie zdziwiony i stwierdził, że przecież w końcu chyba wszyscy zrozumieją, że to dla nas jedyne sensowne rozwiązanie w konfrontacji z dużymi aglomeracjami. No cóż, mogłem mu tylko odpowiedzieć, że zdecydowanie nas nie docenia.
Na zdjęciu – bydgoski festiwal Pozytywka 2023