Kto najwięcej ugrał na poniedziałkowej debacie prezydenckiej? Organizator, czyli „Super Express”. Pokazał – miedzy innymi mędrcom z wielkich telewizji – że da się zrobić ciekawą debatę nawet na 13 kandydatów, jak się ma pomysł, a nie pozwala na nudziarskie deklamacje wyuczonych odpowiedzi na oczywiste pytania. No a kto przegrał? Niestety, mam wrażenie smutne, że gospodarka i przedsiębiorczość. Wielcy nieobecni debaty. A jak już obecni, to w wydaniu mocno negatywnym, jako ten krwiożerczy deweloper, dybiący na maluczkich nieboraków, który swoją drogą zaczyna funkcjonować w naszej przestrzeni internetowej jak lekko już mityczny potwór.
I jasne, wiem, że pan prezydent Polski gospodarką się bezpośrednio nie zajmuje. Ale nie zajmuje się też bezpośrednio bardzo wieloma sprawami, o których rozprawiano w poniedziałek ochoczo i soczyście. Takie debaty mają nam pokazać, że tak powiem, wieloaspektowe spojrzenie kandydata na Polskę naszą kochaną. Wizję, pryncypia i kierunki. W poniedziałkowej debacie zaś bardzo dużo mówiono – i słusznie - o ludziach, którzy muszą korzystać z systemu państwa mniej lub bardziej opiekuńczego, ale jakoś kompletnie zapominano o tych, którzy muszą do tego systemu dosypywać, żeby się nam nie rozsypał. I rozumiem przedstawicieli lewicy, ale miałem wrażenie, że Polska liberalna gdzieś schowała się wystraszona. No bo czego dowiedział się polski przedsiębiorca z naszego ukochanego MŚP, ciężką pracą co dnia utrzymujący siebie, swoją firmę, pracowników i płacący podatki do wspólnej kasy, żeby można było realizować te wszystkie cudne projekty? Że mało kto się nim przejmuje, chyba że za ofertę dla niego uznać pomysły podatku katastralnego i skrócenia tygodnia pracy. Miałem wrażenie, że hasło „Gospodarka, głupcze!” ze starej amerykańskiej kampanii sprzed ponad trzech dekad, aktualne dziś jak rzadko, utonęło w debacie o aborcji, polityce Izraela, kompletnie paranoicznie nakręconej dyskusji o Centrach Integracji Cudzoziemców i porażających występach paru dziwaków.
Cóż, polityka ery cyfrowej tak się różni od polityki, jak media społecznościowe od mediów. I nie ma co tu biadolić, takie czasy. Królem jedynym i złotym są zasięgi. Reszta ma nie przeszkadzać.