Grają! Jeszcze w pierwszy weekend marca rozpoczęła się na dobre futbolowa wiosna, bo nasi piłkarze z drugo- i trzecioligowych klubów wybiegli na boiska i po zimowej przerwie wrócili do ligowego grania. A w mediach znowu głośno o piłkarskich zarobkach.
Poczytać można było ostatnio w papierowym wydaniu „Gazety Wyborczej”, i to wcale nie na sportowych stronach, okazałe opracowanie dotyczące tego, ile to dostają z miejskich środków piłkarze w polskiej Ekstraklasie. Głównym przykładem stał się Radomiak, sportowo średniak, ale z kadrą szeroką i zaskakująco hojnie nagradzaną miejskimi stypendiami. Oto na liście sportowych stypendystów władz Radomia znalazła się cała plejada piłkarzy, często zagranicznych i raczej nie czujących żadnej więzi z miastem. I gdyby to były jeszcze jakieś super gwiazdy - rzecz w tym, że nawet ci, którzy grają pojedyncze minuty, a na co dzień wiecznie grzeją ławę, z pieniędzy podatnika zgarniają miesięcznie po kilkanaście tysięcy złotych indywidualnego stypendium. I patrząc na komentarze widać, że coraz większą liczbę mieszkańców miasta to oburza.
Radomskie problemy to oczywiście nie nasze zmartwienie, ale temat zarobków w futbolu wraca i wracać będzie nieustannie, szczególnie, gdy mowa o środkach publicznych. Przy swojej popularności futbol generuje zyski ogromne, a te trafiają także do piłkarzy, ale taki to paradoks, że kibic prędzej zaakceptuje idące w dziesiątki milionów euro rocznie kontrakty światowych gwiazd, w swojej dziedzinie autentycznych wirtuozów, niż kwoty nieporównywalnie niższe, za to wypływające z miejskiej kasy i trafiające do zupełnych przeciętniaków, którzy dziś są tu, jutro będą tam, ale miejskim stypendium oczywiście nie wzgardzą.
A u nas, na poziomie II i III ligi? Miejskie dotacje dla piłkarzy (i, rzecz jasna, nie tylko dla nich) też naturalnie są, ale jednak nie tak wysokie i przede wszystkim nie na takich zasadach, że sowity zastrzyk z publicznej kasy trafia wprost na indywidualne konto konkretnego zawodnika. Pensja dla piłkarza nie pochodzi więc w tak dużym stopniu z budżetu miasta, ale i na niskim poziomie potrafi być całkiem wysoka. Jeśli jesteś drugoligowcem, to masz niemal gwarancję, że będziesz żył na poziomie przebijającym większość społeczeństwa, bo choć zarobki zaczynają się od kilku tysięcy złotych miesięcznie, to według różnych źródeł kończą się nawet na tysiącach kilkunastu, o których zwykły Kowalski może tylko pomarzyć. Piłkarz będący więc graczem bardzo przeciętnym nawet jak na polskie warunki, ktoś, kto tak naprawdę jest zupełnie anonimowy poza tymi miastami, w których akurat grał w trakcie swojej drugoligowej kariery, przy rozsądnym gospodarowaniu pensją nie tylko zbuduje sobie poduszkę finansową, ale w parę lat odłoży bardzo solidną kwotę.
Trzecioligowiec ma już gorzej, bo jest to granie ni to w pełni zawodowe, ni to broniące się przed przynajmniej częściowym amatorstwem, bez telewizyjnych transmisji, bez tłumów kibiców na trybunach, za to w wielu klubach wiążące się z łączeniem futbolu ze zwykłą pracą. Finansowo ta piłkarska perspektywa zbyt różowa zatem nie jest, w dodatku sportowo również nie, bo z III ligi przebić się wyżej bywa naprawdę trudno. Klubów gra w niej multum, a w ostatnich latach z każdej z czterech grup liczących po osiemnaście drużyn awans czekał tylko na tę jedną jedyną, która grupę wygrywała, zaś już nawet miejsce drugie było warte dokładnie tyle samo, co na przykład miejsce jedenaste. Poszli w końcu działacze w PZPN po rozum do głowy i trzecioligowym wicemistrzom dali kolejną szansę w postaci meczów barażowych, najpierw między sobą, a potem z drugoligowcami, ale aż do tego roku szansy takiej nie było wcale.
I w tym tkwi teraz nadzieja dla kujawsko-pomorskich klubów, a dokładnie mówiąc dla Zawiszy. W czołówce naszej grupy III ligi chrapkę na coś więcej ma kilka klubów, a że strata bydgoszczan do lidera jest już kilkupunktowa, to awansować bezpośrednio łatwo nie będzie, ale ma Zawisza szansę niewątpliwie, by zakręcić się chociaż w walce o baraże. Tym bardziej, że rundę wiosenną zaczął od dwóch wygranych, w przeciwieństwie do Elany Toruń i Wdy Świecie, które na wiosennym koncie zapisały sobie na razie po jednym remisie i jednej porażce, podobnie zresztą, jak walcząca o utrzymanie w II lidze grudziądzka Olimpia.
I tak to będzie się toczyła piłkarska rywalizacja klubów naszych i nie tylko naszych. Jest o co grać, i sportowo, i finansowo.