Pamiętamy. Rok temu odszedł Adam Jóźwiak, dziennikarz kujawy-pomorze.info

Puls Dnia
Region Raport
Adam Jóźwiak
Fot. Mariusz Załuski

Jeszcze w szpitalu, do którego trafił niespodziewanie – i jak się wydawało „na chwilę” - martwił się, czy dajemy radę. Pisał do nas: „oby najbliższe dni były jeszcze lepsze. Niedługo wrócę do Was z nowymi siłami, zdrowy i działamy”.

Nic dziwnego, że się przejmował, w końcu ruszyliśmy z portalem raptem niecałe dwa tygodnie wcześniej. No a potem przyszła ta straszna wiadomość, której nikt się nie spodziewał. Adam Jóźwiak, popularny toruński dziennikarz, z którym razem uruchomiliśmy kujawy-pomorze.info, zmarł. Stało się to równo rok temu.

Kiedy po raz pierwszy usłyszałem o Adamie? Byłem kiedyś u rzeczniczki bardzo ważnego urzędnika, która co chwila z lekką irytacją spoglądała na telefon. „Bo ten Jóźwiak ciągle dzwoni i czegoś ode mnie chce” - stwierdziła w końcu. Pomyślałem sobie wtedy, że warto zapamiętać to nazwisko, bo widać, że dziennikarz robi dobrą robotę. Po to przecież jest, żeby dzwonić, pytać i "czegoś chcieć".

Poznaliśmy się tak naprawdę parę miesięcy przed startem portalu, kiedy kompletowaliśmy zespól. Adam był dla nas oczywistym wyborem i – jak się okazało – my dla niego też. Nie wahał się ani chwili, szczególnie ucieszyła go możliwość rozwoju, to, że będzie pisał dłuższe problemowe teksty, robił wywiady na ważne tematy. Nie zdążył, dane nam było pracować razem jedynie dwa miesiące. Ostatnim wyzwaniem, nad jakim pracował, był cykl cotygodniowych felietonów sportowo-biznesowych. W końcu był spośród nas największym kibicem.

Adam był urodzonym dziennikarzem, wcześniej pracował w kilku redakcjach radiowych i internetowych. Był też kibicem Legii Warszawa i Skry Bełchatów, lubił książki Żulczyka i filmy Smarzowskiego. Miał świetną rodzinę i masę przyjaciół. Był też po prostu niezwykle pogodnym człowiekiem, taką odtrutką na wszelkich frustratów, który zawsze rano witał nas jakąś zabawną historyjką, dowcipnym komentarzem o tym, co dzieje się w polityce czy w mediach, wzruszał nas swymi relacjami z podróży do swych rodzinnych stron w okolicach Kutna.

Wciąż mamy w oczach, jak podczas kolegiów siadał po turecku na podłodze – bo tak, jak tłumaczył jest najwygodniej, jak stawiał na biurku maskotkę, która – jak mówił - towarzyszy mu we wszystkich redakcjach, w których pracował.

Nikomu z nas nawet do głowy by nie przyszło, że ta, którą razem tworzyliśmy, będzie ostatnią.