- Nie da się prowadzić kociej hodowli bez pasji - mówi Dorota Pietrzak, hodowczyni kotów rasowych. Nasz cykl "Różne oblicza MŚP"

Biznes Opinie
Styl Życia
#
Fot. Dorota Pietrzak
#

W ramach cyklu MŚP tym razem odwiedziliśmy dość nietypowy biznes. Na powierzchni kilkuset metrów kwadratowych wita nas 20 dorosłych kotów, 6 kocurów kryjących i kilka puszystych, małych kociąt ras: norweski leśny, rosyjski niebieski oraz brytyjczyków. Od 16 lat zafascynowana kocim światem pani Dorota Pietrzak, prowadzi w Toruniu hodowlę kotów rasowych "Mruczalscy" i jak sama nam mówi: - Siedzenie z kociakami i praca w domu jest najwspanialsza na świecie.

 

 

Kocia hodowla to ciężka harówka 24 godziny na dobę?


Obecnie w domu mamy dwadzieścia kotów, dodatkowo sześć kocurów kryjących oraz kocięta z ostatnich miotów. Generalnie wiele osób wyobraża sobie, że jest to super biznes. Myślą, że jak urodzi się pięć kociąt, a każdego z nich następnie sprzeda się po trzy tysiące złotych to nagle mamy piętnaście tysięcy zysku w kieszeni. Tak słodko niestety nie jest. Trzeba bowiem odliczyć między innymi: jedzenie, żwirek, szczepienia, różnego rodzaju nieplanowane wizyty u weterynarza, a przede wszystkim czas, który poświęca się codziennie kotom. Kłopot jest też z wyjazdami oraz ze zniszczonym sprzętem w domu – ciągła wymiana firan, pokryć w kanapach czy zakup nowych drapaków. Z drugiej strony siedzenie z kociakami i praca w domu jest najwspanialsza na świecie. Tego wszystkiego nie da się robić bez pasji.  


Nie wierzę jednak, że czasami nie planuje pani urlopu?


Na szczęście obok nas mieszkają znajomi, którzy też posiadają hodowlę kotów. Gdy wyjeżdżamy raz w roku na wakacje, wyręczają nas i całymi dniami siedzą z naszymi zwierzakami. To są jedyne osoby, którym jestem w stanie zaufać.


Hodowla kotów od początku była pomysłem na biznes? Jak zaczęła się pani przygoda z czworonożnymi futrzakami?


Tak naprawdę pierwotnie miałam w domu koty dachowce. Wówczas mój znajomy, który już hodował koty rasowe, powiedział mi, że taką samą pracę mogę poświęcić także tym zwierzętom. Dodatkowo rasowe koty to także przyjemność ich prezentowania na kocich wystawach, na których mogą zdobyć tytuły. Przy okazji hodowli kotów rasowych mogą zwrócić mi się także koszty utrzymania stada.


Właśnie, a jeśli jesteśmy już przy wspomnianych kosztach. Hodowla kotów generuje ich dość sporo: to nie tylko wymiana żwirku w kuwetach, zakup jedzenia, regularne szczepienia oraz wizyty kontrolne u weterynarza. Jak duże pieniądze pochłania prowadzenie tak dużego stada kilkudziesięciu kotów?


Przede wszystkim za samą karmę i żwirek w kuwetach płacę miesięcznie około trzech tysięcy złotych. Nie liczę weterynarza, bo to są bardzo zmienne koszty. Na przykład w tym miesiącu wydałam dwa tysiące złotych na nagłe operacje kotów rasowych pozahodowlanych. Nie liczę też dodatkowych opłat takich jak utrzymanie kociąt, bo one potrafią jeść bardzo dużo oraz wyjazdów na wystawy, na których prezentujemy nasze koty i dzięki nim otrzymujemy rodowody i licencje hodowlane. Poza tym wyjazd na wystawę generuje też inne opłaty m.in. za wystawę, noclegi oraz wyżywienie. W hodowli takiej jak moja, aby wyjść na zero, trzeba sprzedać dwa koty miesięcznie.


To się udaje?


Nie zawsze, bo czasami zdarza się tak, że w jednym miesiącu sprzedam pięć kociąt, a potem nie będę mieć ani jednego na sprzedaż. 


Która nie zawsze jest priorytetem? Zdarzało się pani odmówić niedoszłemu właścicielowi wydania kociaka? 


Zawsze zastanawiam nad dobrem kota i robię „casting” na opiekuna: jeśli z kimś mi się źle rozmawia przez telefon i nie „czuję” danej osoby to kociak tam nie trafi. Parę lat temu miałam do czynienia z sytuacją, że pewna pani chciała bardzo kupić jedno kociątko brytyjskie. Stwierdziłam wtedy, że rzucę zaporową cenę, aby pozostało w hodowli. Wówczas kot brytyjski kosztował od trzech do trzech i pół  tysiąca złotych. Powiedziałam kwotę czterech tysięcy pięciuset złotych, bo wiedziałam, że to totalnie irracjonalna cena. Jakie okazało się moje zdziwienie, kiedy przyszli właściciele kotka, zapłacili mi dokładnie tyle pieniędzy. 


Może dziesięciu tysięcy złotych by nie przebili?


Nie chciałam „rzucać” aż takich kwot, ale jak widać czasami można się przeliczyć. 


Popyt na koty rasowe jest stały przez cały rok?


Najgorszym okresem są wakacje. To trudny czas dla hodowców, ponieważ bardzo wiele osób wyjeżdża na wczasy i nie myśli o tym, aby kupować zwierzaka. Natomiast jak tylko za oknem zrobi się trochę chłodniej to wówczas ludzie chcą się bardziej przytulać do futrzaków. 


Czyli popularność na koty w czasie pandemii zdecydowania wzrosła? 


Dokładnie tak. Ile bym nie miała kociąt, tyle bym ich sprzedała. Naprawdę był to okres, w którym ludzie zamknięci w domach, chcieli mieć zwierzaka. Kot był idealny, ponieważ nie można było wówczas wychodzić na zewnątrz. 
Na szczęście nie narzekam na chętnych na moje koty. Teraz są wakacje, a moje kocięta są już zarezerwowane. Jest to po prostu kwestia kontaktu z klientami. Często ludzie nabywają u mnie koty z polecenia lub zjawiają się w hodowli osoby, które już wcześniej kupiły u mnie jednego kota, a teraz przychodzą po drugiego, trzeciego lub po więcej. Śmieję się, że koty są jak chipsy, bo na jednym się nie kończy.


Skoro w mieszkaniu jest już kuweta dla jednego i drugiego kota to warto też zastanowić się nad sprzątaniem po trzecim futrzaku...


[śmiech – przyp.red.] O to dokładnie chodzi! Naprawdę jestem zdziwiona, że mam już rezerwacje na koty, a nie dałam jeszcze ogłoszeń na portalu ogłoszeniowym w internecie. 


Każdy może założyć hodowlę kotów w Polsce? Jak duże pieniądze trzeba wyłożyć na początek startu tego rodzaju działalności?


Hodowla jednego czy dwóch kotów jest absolutnie nieopłacalna. Żeby miało to ręce i nogi to kotek – moim zdaniem – powinno być minimum dziesięć. Z kolei w ciągu roku kotki praktycznie wydają na świat osiem miotów, ale średnia ilość kociąt w miocie to zaledwie dwa lub trzy. Według przepisów hodowlanych kotka może mieć trzy mioty na dwa lata. 
Do rejestracji hodowli trzeba podejść etapami. Cena kota hodowlanego jest znacznie wyższa niż tego „na kolanka”, ponieważ w tym przypadku trzeba dostać zgodę hodowcy do powielania genów, które on sobie już wypracował. Cena kotki hodowlanej wynosi od tysiąca do tysiąca dwustu euro. Są też oczywiście droższe kotki hodowlane, jeśli posiadają jakiś unikatowe geny. W przypadku kocura-reproduktora cena jest znacznie wyższa i wynosi od tysiąca pięciuset euro do dwóch tysięcy, a czasami nawet trzech. Moim zdaniem, jeżeli ktoś chce naprawdę rozpocząć przygodę z kocią hodowlą, to powinien najpierw wymyślić sobie jaką rasę chce hodować. Ważne, aby ona współgrała z charakterem właściciela. Po wyborze rasy, należy poczytać o hodowlach oraz zasięgnąć opinii w klubach zrzeszających hodowców. Hodowlę należy zaczynać od jednej kotki, pojechać z nią na krycie, i stwierdzić czy damy radę, bo to jest naprawdę bardzo dużo pracy. Sam poród u kotki nie należy do łatwych. Rzadko, któraś z nich rodzi bez problemów, najczęściej wypycha dziecko patrzy na nas i mówi wzrokiem „zrób coś”. Muszę pomagać moim „dziewczynom” przy porodach. Zresztą zdarzają się przypadki, że kotka nie może urodzić i trzeba jechać do weterynarza  na cesarkę. 


W Polsce nadal zdarzają się tzw. pseudohodowle. Co pewien czas media obiegają informacje o tym, w jak skrajnych warunkach ludzie potrafią przetrzymywać zwierzęta. Na co zwracać uwagę po przyjeździe do hodowli przy okazji zakupu rasowego kota? 


Na świecie mamy World Cat Congress, w której zrzeszane są federacje regionalne. Wszystkie te kluby, które należą do WCC, respektują swoje przepisy. Jeżeli już jedna federacja uzna daną rasę kota to prędzej czy później następne też muszą tak uczynić. W Polsce hodowcy najczęściej należą do WCF-u lub FIFe (Międzynarodowa Federacja Felinologiczna – przyp.red.]. Kluby WCF-owskie to m.in. PZF, IBSCC, Stowarzyszenie Koty Rasowe oraz Stowarzyszenie Hodowców Kotów. Natomiast w FIFe występuje ich znacznie więcej, i w każdym przypadku zakupu kota, trzeba je sprawdzać. Ponadto na rodowodzie otrzymanym od hodowcy musi znaleźć się znaczek WCF albo FIFe. W Polsce jest także bardzo dużo klubów, takich jak na przykład Stowarzyszenie Właścicieli Psów i Kotów Rasowych. One też wydają rodowody, ale są nic nie warte, bo z tym dokumentem nie można pojechać na żadną wystawę ani zarejestrować kota do hodowli. Co jest moim zdaniem w tym przypadku dużym oszustwem – koty z tego typu rodowodami kosztują również kilka tysięcy złotych. Sporo osób się na to nacina i kupuje takiego zwierzaka.

Hodowla kotów przynosi wiele profitów dla właścicieli, którzy traktują te zwierzęta z ogromną pasją, ale na co dzień to przede wszystkim ciężka praca. Jakie są negatywne aspekty tego rodzaju biznesu? Z czym należy się liczyć przede wszystkim?


Roszczeniowość klientów to kwestia, która jako jedna z pierwszych przychodzi mi na myśl. Nowi właściciele kota myślą, że jak go dostają to już z wieczną gwarancją. Tak naprawdę nie mają chęci bycia odpowiedzialnym za tego kota. Uważają czasami, że jest to zabawka, a nie żywe zwierzę. Wszystkie koty, które sprzedaję, mają przeprowadzone niezbędne badania. Jednak nie jestem w stanie odpowiadać za zwierzę, które wyjeżdża ode mnie do nowego domu. Kot w nowym środowisku zawsze może na przykład zjeść coś, co mu zaszkodzi i pojawia się problem. Jeżeli cokolwiek się dzieje z kotem to nie czekamy tylko od razu ruszamy do weterynarza. Nie bawimy się w doktora. Staram się zawsze tłumaczyć nowym właścicielom, że kot to nie jest radio lub pralka, że od tak można coś w środku wymienić i będzie działać. Podobnie jest z zakupem rośliny w sklepie ogrodniczym – przecież jeśli po dwóch tygodniach nam padnie w domu to nikt tej reklamacji nie przyjmie. Tak jak już wspominałam - staram się roszczeniowych ludzi odrzucać od razu podczas „castingu” i nie sprzedawać im moich kociaków. Najbardziej jednak denerwuje mnie, kiedy ludzie chcą negocjować ze mną cenę. Odpowiadam im wtedy, że może być ona rzeczywiście niższa, ale kocięta nie pojawią się u weterynarza, będą jeść „Kiciusia” z Biedronki, a na koniec zamknę je w klatce, aby nie sprzątać całego domu. Wtedy na pewno będzie taniej... 

Dziękuję za rozmowę