Biznes i zarządzanie. To nowy przedmiot wprowadzany właśnie do szkół ponadpodstawowych. Zastąpi dotychczasowe Podstawy przedsiębiorczości. Ma być bardziej praktyczny i zbliżony do realiów. Kto będzie uczyć tego przedmiotu? Czy nauczyciele sprostają oczekiwaniom resortu edukacji? Wreszcie, co zrobić, by polska szkoła lepiej przygotowywała młodzież do szybkiego wejścia na rynek pracy? Rozmawiamy o tym z Kujawsko-Pomorskim Kuratorem Oświaty Markiem Gralikiem oraz dr. Krzysztofem Matelą – wiceprezesem Zarządu Business Centre Club.
Jakie kwalifikacje do nauczania tak praktycznego przedmiotu mają nauczyciele?
Marek Gralik: Powiedzmy sobie szczerze, że to nie są ludzie z biznesu, którzy zajmowali się wcześniej przedsiębiorczością. Są to nauczyciele, którzy od strony teoretycznej poznali zakres podstawy programowej nowego przedmiotu i którzy do tej pory uczyli Podstaw przedsiębiorczości. Podam przykład. W szkole, w której kiedyś pracowałem tego przedmiotu uczyła rusycystka. Ukończyła studia podyplomowe, które dały jej odpowiednie uprawnienia.
I to wystarczyło, by przygotować młodzież do prowadzenia biznesu?
Nie oczekujmy od nauczycieli, aby znali się na prowadzeniu firmy tak jak pan czy inni przedsiębiorcy tkwiący po uszy w biznesie. Dotychczasowe doświadczenia związane z przedmiotem Podstawy przedsiębiorczości pokazały nam, że to nauczanie nie przynosiło efektów, a sam przedmiot był traktowany na zasadzie sobie a muzom. Teraz to ma się zmienić. Mamy zupełnie nową podstawę programową. Młodzież nie będzie się już uczyła teorii spółek handlowych i funkcjonowania rad nadzorczych. Przedmiot będzie realizowany na podstawie projektów biznesowych.
Może najłatwiej byłoby zapraszać na lekcje przedsiębiorców, którzy na co dzień prowadzą swoje biznesy?
Właśnie do tego dążymy. Kuratorium nie może jednak narzucać tego dyrektorom szkół czy nauczycielom. Wiele będzie zależało od ich inwencji. Może się zdarzyć nauczyciel, który przedmiot będzie prowadził, ale przy okazji zanudzi uczniów na śmierć, bo będzie się wykazywał postawą „ja swoje zrobiłem i się nie czepiajcie”. Mamy jednak także pasjonatów i to na nich nam najbardziej zależy. Chcemy, by Biznesu i zarządzania uczyli nie ci, którym brakuje godzin do uzupełnienia i chcą sobie dorobić. To nie mają być ludzie, którzy myślą, że mogą być bibliotekarzami, a jak się nie uda to nauczycielami przedsiębiorczości albo religii. Będziemy szukać także tych nauczycieli, którzy prowadzą działalność gospodarczą.
A kto będzie weryfikował kompetencje nauczycieli prowadzących ten przedmiot? Dyrektorzy szkół nie są przedsiębiorcami i nie mają odpowiedniej wiedzy, by to robić.
To prawda. Dyrektorzy będą tylko sprawdzać, czy nauczyciele prowadzący przedmiot Biznes i zarządzanie mają kwalifikacje formalne. W tym roku szkolnym wszyscy pedagodzy uczący dotąd Podstaw przedsiębiorczości stają się automatycznie nauczycielami Biznesu i zarządzania. Dopiero ruszą studia podyplomowe dla tych nauczycieli, którzy w przyszłości zechcą uczyć tego przedmiotu. Na to potrzeba jednak czasu. Ja bym na razie nie oczekiwał w tym pierwszym roku rewolucji i tego, że uczniowie od razu staną się przedsiębiorcami.
A czego od tego przedmiotu oczekuje Ministerstwo?
Z pewnością absolwenta, który poradzi sobie w życiu zawodowym w sferze zarządzania choćby swoimi pieniędzmi, czasem itd. Ale liczymy przede wszystkim na tych uczniów, którzy wybiorą profil rozszerzony. To właśnie oni najbardziej będą zainteresowani tematyką i zagadnieniami poruszanymi w ramach przedmiotu. Moim zdaniem uczniowie, którzy pójdą na tak zwane rozszerzenie Biznesu i zarządzania będą wywierali niesamowicie dużą presję na nauczycieli, by oni się szybko dokształcali. Podobnie jest z informatyką. Nauczyciel formalnie może mieć kwalifikacje do nauczania tego przedmiotu, ale – kolokwialnie mówiąc – uczeń go zagina. I wtedy taki nauczyciel nie ma wyjścia. Musi się doszkolić.
Dziękuję za rozmowę