Mniej teorii, więcej praktyki. Tak szkoły mają uczyć biznesu. Dwugłos

Biznes Ludzie
Biznes Opinie
Autor
Anonim
Dzieci w szkole uczą się biznesu
123rf
gov.pl

Biznes i zarządzanie. To nowy przedmiot wprowadzany właśnie do szkół ponadpodstawowych. Zastąpi dotychczasowe Podstawy przedsiębiorczości. Ma być bardziej praktyczny i zbliżony do realiów. Kto będzie uczyć tego przedmiotu? Czy nauczyciele sprostają oczekiwaniom resortu edukacji? Wreszcie, co zrobić, by polska szkoła lepiej przygotowywała młodzież do szybkiego wejścia na rynek pracy? Rozmawiamy o tym z Kujawsko-Pomorskim Kuratorem Oświaty Markiem Gralikiem oraz dr. Krzysztofem Matelą – wiceprezesem Zarządu Business Centre Club.

 

Jakie kwalifikacje do nauczania tak praktycznego przedmiotu mają nauczyciele?


Marek Gralik: Powiedzmy sobie szczerze, że to nie są ludzie z biznesu, którzy zajmowali się wcześniej przedsiębiorczością. Są to nauczyciele, którzy od strony teoretycznej poznali zakres podstawy programowej nowego przedmiotu i którzy do tej pory uczyli Podstaw przedsiębiorczości. Podam przykład. W szkole, w której kiedyś pracowałem tego przedmiotu uczyła rusycystka. Ukończyła studia podyplomowe, które dały jej odpowiednie uprawnienia.


I to wystarczyło, by przygotować młodzież do prowadzenia biznesu?


Nie oczekujmy od nauczycieli, aby znali się na prowadzeniu firmy tak jak pan czy inni przedsiębiorcy tkwiący po uszy w biznesie. Dotychczasowe doświadczenia związane z przedmiotem Podstawy przedsiębiorczości pokazały nam, że to nauczanie nie przynosiło efektów, a sam przedmiot był traktowany na zasadzie sobie a muzom. Teraz to ma się zmienić. Mamy zupełnie nową podstawę programową. Młodzież nie będzie się już uczyła teorii spółek handlowych i funkcjonowania rad nadzorczych. Przedmiot będzie realizowany na podstawie projektów biznesowych.


Może najłatwiej byłoby zapraszać na lekcje przedsiębiorców, którzy na co dzień prowadzą swoje biznesy?
Właśnie do tego dążymy. Kuratorium nie może jednak narzucać tego dyrektorom szkół czy nauczycielom. Wiele będzie zależało od ich inwencji. Może się zdarzyć nauczyciel, który przedmiot będzie prowadził, ale przy okazji zanudzi uczniów na śmierć, bo będzie się wykazywał postawą „ja swoje zrobiłem i się nie czepiajcie”. Mamy jednak także pasjonatów i to na nich nam najbardziej zależy. Chcemy, by Biznesu i zarządzania uczyli nie ci, którym brakuje godzin do uzupełnienia i chcą sobie dorobić. To nie mają być ludzie, którzy myślą, że mogą być bibliotekarzami, a jak się nie uda to nauczycielami przedsiębiorczości albo religii. Będziemy szukać także tych nauczycieli, którzy prowadzą działalność gospodarczą.


A kto będzie weryfikował kompetencje nauczycieli prowadzących ten przedmiot? Dyrektorzy szkół nie są przedsiębiorcami i nie mają odpowiedniej wiedzy, by to robić.


To prawda. Dyrektorzy będą tylko sprawdzać, czy nauczyciele prowadzący przedmiot Biznes i zarządzanie mają kwalifikacje formalne. W tym roku szkolnym wszyscy pedagodzy uczący dotąd Podstaw przedsiębiorczości stają się automatycznie nauczycielami Biznesu i zarządzania. Dopiero ruszą studia podyplomowe dla tych nauczycieli, którzy w przyszłości zechcą uczyć tego przedmiotu. Na to potrzeba jednak czasu. Ja bym na razie nie oczekiwał w tym pierwszym roku rewolucji i tego, że uczniowie od razu staną się przedsiębiorcami.


A czego od tego przedmiotu oczekuje Ministerstwo?


Z pewnością absolwenta, który poradzi sobie w życiu zawodowym w sferze zarządzania choćby swoimi pieniędzmi, czasem itd. Ale liczymy przede wszystkim na tych uczniów, którzy wybiorą profil rozszerzony. To właśnie oni najbardziej będą zainteresowani tematyką i zagadnieniami poruszanymi w ramach przedmiotu. Moim zdaniem uczniowie, którzy pójdą na tak zwane rozszerzenie Biznesu i zarządzania będą wywierali niesamowicie dużą presję na nauczycieli, by oni się szybko dokształcali. Podobnie jest z informatyką. Nauczyciel formalnie może mieć kwalifikacje do nauczania tego przedmiotu, ale – kolokwialnie mówiąc – uczeń go zagina. I wtedy taki nauczyciel nie ma wyjścia. Musi się doszkolić.

Dziękuję za rozmowę


 

linkedin

Jest Pan przedsiębiorcą, doradcą biznesowym i naukowcem. Czy miał Pan kiedyś okazję podzielić się swoją wiedzą z uczniami?


Krzysztof Matela: Mój syn, gdy był uczniem gimnazjum, przyniósł do domu podręcznik z zakresu przedsiębiorczości. Przeczytałem go i uznałem, że jest słaby, bo zawiera wiele błędów. Skontaktowałem się z dyrektorką szkoły i zaoferowałem, że poprowadzę zajęcia z praktyki biznesowej. Jakie pytanie zadała mi wtedy pani dyrektor? Czy mam uprawnienia pedagogiczne. Tak się składa, że ja mam te uprawnienia, ale w przypadku takiego przedmiotu nie to jest przecież najważniejsze. Ta historia pokazuje jak w soczewce istotny problem. Nie ma chęci i otwartości na współpracę.


Może to był wyjątek, sytuacja precedensowa?


Moim zdaniem nie. Takie podejście jest powszechne. Podam inny przykład. Sąsiadka ma córkę. Jej klasa w ramach zajęć z przedsiębiorczości miała realizować temat rekrutacji. Powiedziałem więc, że z marszu mogę poprowadzić zajęcia, bo na co dzień się tym zajmuję. Po dwóch miesiącach ta nauczycielka przestała odbierać moje maile i telefony. Podsumowując, ktoś tam powiedział, że teraz będziemy uczyć młodzież Biznesu i zarządzania, a wcześniej były to Podstawy przedsiębiorczości. Ok, to jest semantyka. Tymczasem ekonomia jest jedna. I kto będzie te dzieciaki uczył? Nadal pani od historii, WF-u, czy matematyki po kursie przedsiębiorczości? I żeby było jasne. Ja nie mam pretensji do nauczycieli, tylko do systemu. System nie jest zainteresowany współpracą z praktykami biznesu. Gdyby był, to dyrektorzy dawno by do nas dzwonili, prosząc o doradztwo.


A może przedsiębiorcy powinni przygotować nauczycieli do prowadzenia tego przedmiotu?


Jakiś czas temu byłem na konferencji, podczas której dyskutowano na temat kompetencji nauczycieli. Wyszedłem wówczas z inicjatywą i zaproponowałem, że ich przygotuję do prowadzenia zajęć z zakresu przedsiębiorczości. Usłyszałem, że to super pomysł. Więc powiedziałem – zadzwońcie, dogadamy szczegóły. Nigdy nie zadzwonili. A przedsiębiorcy chętnie by się zgodzili na taką współpracę, bo mają pewien rodzaj długu wobec społeczeństwa. Powtórzę. System nie jest zainteresowany praktyczną edukacją uczniów.


Jak taka praktyczna lekcja prowadzona przez Pana mogłaby wyglądać?


Wrócę do historii z czasów szkolnych mojego syna. Poprowadziłem wtedy te zajęcia. Mówiłem na czym polega przedsiębiorczość i jak założyć biznes. Powiedziałem im także, że celem biznesu jest zysk. Dla nich to było odkrywcze, w podręczniku czytali o funkcjach społecznych biznesu, ale nie o tym co jest najważniejsze. Następnie poprosiłem, by napisali CV. Podczas kolejnej lekcji omówiliśmy zasady rekrutacji, po czym ochotnicy wzięli udział w prowadzonej przeze mnie rozmowie rekrutacyjnej. W jej trakcie podpowiadałem uczniom jak mają o sobie mówić i jakich błędów unikać. Dzieciaki były zachwycone. Po latach spotkałem jedną z uczennic, która była wtedy w tej klasie. Usłyszałem, że to była jej najlepsza lekcja w gimnazjum.


Czy takie praktyczne podejście do zajęć przekłada się w życiu dorosłym na postawy probiznesowe?


Oczywiście. Nie mam co do tego żadnych wątpliwości. Edukacja to podstawa. Jeśli dzisiaj będziemy dobrze uczyć przedsiębiorczości w szkołach, to za 10 lat będziemy mieć dobrych przedsiębiorców. I nikt nie będzie wierzył w bzdurne reklamy o superpożyczkach i miniratkach. To są normalne raty kredytu. Każdy przedsiębiorca dobrze to wie.

Dziękuję za rozmowę.

 

  • W Kujawsko-Pomorskiem kwalifikacje do nauczania Biznesu i zarządzania ma 413 pedagogów. Do tej pory uczyli oni Podstaw przedsiębiorczości. Teraz automatycznie przejmą nowy przedmiot. Biznes i zarządzanie w maju 2027 roku pojawi się na maturze.
     
  • Nauczyciele nie kwapią się do tego, by zapraszać praktyków biznesu do prowadzenia lekcji na temat przedsiębiorczości – twierdzi dr Krzysztof Matela, doradca biznesowy, finansista, menedżer i wykładowca akademicki, wiceprezes Business Centre Club.