Z inwestycjami jest tak, że nawet jak większości z nas serce radują, to często są też tacy, którzy nosem kręcą. Z różnych przyczyn zresztą, bo inne będą motywacje biznesu, któremu rośnie konkurencja, a inne ludności okolicznej, która zwykle chciałaby, żeby obok ich działek niczego nie było poza wieczną zielonością.
Wokół inwestycji iskrzy więc jak nasz region długi i szeroki, ale czy można to iskrzenie zminimalizować? Można. Tyle że trzeba to zrobić zanim rozpocznie się wielkie wbijanie łopat i romantyzm budów. Tak sobie o tym myślałem podczas spotkania z przedstawicielami LPP w Brzeskiej Strefie Gospodarczej przed paroma dniami. LPP, jak na giganta przystało, zaczyna tam inwestycję gigantyczną – centrum dystrybucyjne na duży kawał Europy i 1500 miejsc pracy. Zorganizowali więc rundkę spotkań - i z dziennikarzami, i z radnymi, i z radami rodziców – na których w miłych okolicznościach rozwiewali obawy na każdy temat. Jakie obawy? Ot, choćby o godziny pracy budowlańców, o system dojazdów na plac budowy oraz ewentualne zniszczenia dróg i utrudnienia, czy o skalę programów pomocowych dla mieszkańców. Jasne, rozwiewali na poziomie dosyć ogólnym, ale pytać nie zabraniano. I tak się zastanawiałem, czy jako aktywista społeczny mógłbym jeszcze o coś prelegentów zahaczyć, ale w sumie to nic mi do głowy nie przyszło. Widać oni też zadali sobie wcześniej to pytanie i odrobili lekcję.
W sumie byłaby to też dobra lekcja dla naszych inwestorów w kujawsko-pomorskich miastach dużych i małych, jak wyprzedzać problemy i gasić ogniska, zanim zapłoną. Teraz oczywiście inwestycja się zacznie i życie powie sprawdzam. Mnie na przykład najbardziej interesuje to, jak przebiegnie szybka rekrutacja 800 pracowników w okolicy, gdzie bezrobocie teoretycznie jest wysokie, a praktycznie niekoniecznie. Ale to już zupełnie inna historia.