Jak nakręcić złe emocje? Centra Integracji Cudzoziemców, czyli w czym jest problem. Komentuje Mariusz Załuski

Puls Dnia
Region Raport
Biznes Opinie
obcokrajowcy
Fot. 123rf

Tak się składa, że dosyć często bywam w Trójmieście. A jak już często tam bywam, to też często korzystam z popularnego dyskontu przy Marynarki Polskiej. I tak ja często niego korzystam, tak też często mam wrażenie, że jako Polak rodowity jestem wśród klientów delikatną mniejszością, bo większość to jednak obcokrajowcy. I to z krajów bardzo zamorskich. 

W czym tkwi tajemnica? Szczerze mówiąc w niczym specjalnym. To dzielnica w dużej mierze przemysłowa, a obok owego dyskontu są po prostu hostele robotniczne, gdzie mieszkają pracownicy z krajów zamorskich, zatrudnieni w pobliskich firmach. I tak sobie pomyślałem o moich współzakupowiczach, kiedy przez internet zaczęła przewalać się megakampania przeciwko Centrom Integracji Cudzoziemców. Kampania generalnie tak odwracająca kota ogonem, jak rzadko. Bo, zostając przy moich współzakupowiczach - gdyby nie ci legalnie pracujący cudzoziemcy, to pewnie ów dyskont miałby kłopot, a pobliskie firmy, to już nawet wielki problem, bo nie sposób znaleźć dziś Polaków do tego rodzaju pracy.

I jasne, rozumiem, mamy kampanię wyborczą, trzeba wymyśleć polaryzator, który nakręci złe emocje. Ale kiedy poważni i wydawałoby się odpowiedzialni ludzie nadymają temat sugestiami, że CIC mogą się stać jakimiś centrami pobytowymi dla tabunów nielegalnych imigrantów, to jakoś nie mogę uwierzyć, że naprawdę wierzą w to, co opowiadają. A jak wiadomo w sieci sugestie zaczynają rosnąć i rosnąć jak ten zły wilk od straszenia dzieci - i punkty informacyjne z paroma zatrudnionymi osobami zmieniają się tam nagle w obozy dla nielegałów, ze szczególnym uwzględnieniem terrorystów i gwałcicieli.  

Otóż szanowni państwo, Centra Integracji Cudzoziemców nie mają być żadnymi obozami pobytowymi. To skromne – jak dla mnie za skromne – ośrodki, mające obcokrajowców, często pracujących i chcących u nas zostać, integrować. Pomagać, jeśli chodzi o załatwianie formalności, funkcjonowanie w naszej kulturze czy choćby naukę języka. Oczywiście diabełek tkwi w szczegółach i pozostaje pytanie, jak to będzie robione i czy CIC nie staną się sztuką dla sztuki - ale to już zupełnie inna kwestia. Centra to w każdym razie skromna – jak dla mnie mocno za skromna – jedna z recept na to, jak nie popełniać błędów krajów zachodniej Europy, którym integracja wyszła tak sobie albo gorzej. Bo migranci – i uchodźcy wojenni, i po prostu legalni pracownicy z innych kręgów kulturowych – już u nas są. I zapewne będzie ich coraz więcej. Szczerze mówiąc bez obcokrajowców już dziś wielu firmom ciężko byłoby ujechać. I albo popracujemy nad ich integracją z nasza kulturą zawczasu – mamy tu świetną okazję, żeby Polak był wreszcie mądry przed szkodą -  albo być może kiedyś będziemy mieli problemy.

A swoją drogą dlaczego tak ciężko nam będzie bez przybyszów ujechać? Bo szanowni państwo, jest nas już nieco ponad 37 milionów. W ciągu ostatnich pięciu lat ubyło nas 700 tysięcy, a uczeni ludzie alarmują, że depopulacja jest szybsza niż oczekiwano. Stajemy się też coraz starszym społeczeństwem, z coraz większym procentem osób pobierających świadczenia emerytalne i częściej korzystających ze służby zdrowia. To oczywiście całkowicie normalne zjawiska w kraju rozwiniętym, nie ma tu niczego niezwykłego - pytanie, jak na to zareagujemy, bo chyba nikt nie wierzy, że automatyzacja pracy i AI wszystko załatwią? I może szanowni politycy tym byście się zajęli, sensownie organizując na przykład import zasobów pracy i integrację przybyszów - jeśli nie chcemy podnosić wieku emerytalnego - zamiast urządzać krucjaty przeciwko centrom integracji.

Cóż, po rządach PiS zostało nam sporo decyzji władzy o skutkach mniej lub bardziej opłakanych. Ale zostały nam też decyzje całkiem trafne, jak ta o rozpoczęciu projektu tworzenia Centrów Integracji Cudzoziemców w całym kraju. Naprawdę, bądźmy wreszcie mądrzy, kiedy trzeba.