Inflacja i stan polskiej gospodarki – te właśnie tematy miały absolutnie zdominować trwającą właśnie kampanię wyborczą. Taki był wyniki sondażu SW Research dla rp.pl, przeprowadzonego zaledwie pół roku temu, w marcu. Na tematy czysto gospodarcze: inflację i stan polskiej gospodarki wskazało aż 47 proc. ankietowanych. Znacznie mniej – jedynie 13,5 proc. wskazało na sprawę wojny Rosji z Ukrainą. Inne tematy zebrały jeszcze mniej wskazań.
Tymczasem mamy końcówkę września, kampanię wyborczą praktycznie na ostatniej prostej do finiszu, emocje rozpalone do czerwoności, atmosferę w studiach rządowej telewizji bliską linczu, wielką debatę, czy w kinach siedzą ludzie, czy świnie, tylko jakoś gospodarka zupełnie zniknęła z obszaru topowych tematów.
Owszem, pojawia się gdzieś na marginesach. KO w swej setce konkretów mówi m.in. wprowadzeniu kasowego PIT-u, powrocie do zryczałtowanego systemu rozliczania składki zdrowotnej czy o likwidacji rzeczywiście kompletnie bezsensownego zakazu handlu w niedziele. PiS w ostatnim czasie ustami premiera Morawieckiego obiecuje program zachęcający do inwestowania w średnich miastach, omijanych dotąd przez wielkie inwestycje, mówi o przedłużeniu wakacji kredytowych na rok 2024 czy o tarczach, które miały w czasie pandemii ochronić polski biznes.
To jednak jest absolutny margines. Dziś, na trzy tygodnie przed wyborami, wielkimi machinami do aktywizacji elektoratu są z jednej strony afera wizowa, która rzeczywiście trafia PiS w czułem miejsce, bo demoluje jedną z głównych narracji tego obozu o „obronie Polski przed nielegalną imigracją”, a z drugiej strony mamy kompletnie załganą opowieść o tym, jak to PO chciała oddać pół Polski Rosjanom pod okupację oraz niezastąpione zagrożenie imigracyjne, które tak dobrze się sprawdziło w poprzednich kampaniach PiS.
„Gospodarka, głupcze!” – hasło, jakie wymyślił James Carville, doradca Billa Clintona, utorowało Clintonowi drogę do zwycięstwa w 1992 roku w wyborczym pojedynku z Georgem W. Bushem. I do tej pory jest często przywoływanym przykładem wagi, jaką w kampaniach wyborczych powinno się przykładać do tematów gospodarczych.
U nas jakby to przestało działać, gospodarka zniknęła, ale nie da o sobie zapomnieć. Wróci. I to być może dość szybko po wyborczej niedzieli. Gdy skończy się cud na stacjach z cenami paliw, gdy jak wiele na to wskazuje – od nowego roku przestanie obowiązywać tarcza antyinflacyjna i zerowy VAT na żywność, gdy wreszcie – przyjmując, że dojdzie do głębokiej politycznej zmiany - poznamy realny stan finansów państwa. Wróci i już teraz wiadomo, że na pewno łatwy temat to nie będzie.