Frankowicze w natarciu. Banki już wiedzą, że nie mają szans? NASZ WYWIAD

Puls Dnia
Biznes Region
Biznes Opinie
Autor
Anonim
#
#

Kredyty frankowe i rosnące koszty ich spłat to temat, który od lat dotyczy kilkuset tysięcy Polaków. Politycy obiecywali, że rozwiążą ten problem, ale na obietnicach się skończyło. Ośmieleni korzystnymi orzeczeniami sądów frankowicze zaczęli więc masowo składać pozwy. Wprawdzie banki próbują jeszcze przekonywać, że klauzule niedozwolone w umowach to żaden problem, ale już wiedzą, że w tej walce są bez szans. Dlatego coraz częściej proponują klientom ugody, choć i tu pojawiły się kłopoty. O to jak wygląda ta sytuacja w naszym regionie zapytaliśmy mecenasa Rafała Przybyszewskiego z Kancelarii Adwokackiej Przybyszewski w Bydgoszczy.

 

Liczba składanych do sądów w całej Polsce wniosków frankowych jest ogromna, a ten rok ma być rekordowy. Czy potwierdza to Pan również z poziomu swojej kancelarii i Bydgoszczy, w której funkcjonuje?


Na pewno tak. Można powiedzieć, że już poprzedni rok był w tej kwestii przełomowy. Natomiast obecny rok jest rekordowy z jednej głównej przyczyny.  Powodem takich decyzji klientów są po prostu bardzo dobre wieści płynące z orzeczeń i opinii Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej. Na początku roku pojawiła się zapowiedź, że TSUE wyda orzeczenie, zgodnie z którym bankom nie należy się wynagrodzenie z tytułu tak zwanego bezprawnego korzystania przez klientów z kapitału w ramach udzielonego im kredytu. To było w lutym, a w marcu i kwietniu zaobserwowaliśmy bardzo dużą falę nowych spraw frankowych. Postawieniem kropli nad „i” stało się orzeczenie TSUE z 15 czerwca, które było miażdżące dla banków. Ono jednoznacznie mówiło, że to konsumenci mogą dochodzić dodatkowych roszczeń od banków, a nie na odwrót. Banki naruszyły prawo i złamały przepisy prawa konsumentów i dlatego nie mogą teraz dochodzić jakiegoś wynagrodzenia. Nie mogą wskutek naruszenia prawa jeszcze na tym zarabiać. Frankowicze poczuli się pewniej. Dotarło do nich, że banki nawet jeżeli będą ich pozywać, to są na przegranej pozycji.


Czyli u wielu konsumentów pękła bariera psychologiczna?


Tak, można tak powiedzieć. Ci ludzie już wcześniej się zastanawiali nad pozwaniem banku, w którym wzięli kredyty hipoteczne w szwajcarskiej walucie, aż w końcu podjęli konkretne kroki prawne. Podjęli trud i zaczęli masowo kierować sprawy do sądów.


A dlaczego nadal jest jeszcze duża grupa ludzi, którzy się wahają i którzy tej decyzji jeszcze nie podjęli?


Jest wielu klientów, którzy obawiają się banków, ich siły i przewagi nad zwykłym człowiekiem. To są przecież instytucje mające potężne budżety. To są duże korporacje, przeznaczające bardzo duże środki na reklamę w mediach, czy materiały informacyjne. Można  się z nich dowiedzieć, że banki kwestionują ścieżkę sądową i lepiej się z bankiem porozumieć. Moim zdaniem to jest problem, bo wielu klientów nadal opiera się wyłącznie na tych medialnych doniesieniach. Tymczasem wystarczy poświęcić godzinę albo dwie, przyjść do kancelarii frankowej, usiąść i porozmawiać ze specjalistą, najczęściej prawnikiem, który prześledzi indywidualną sytuację klienta i podpowie co można zrobić w jego sytuacji.


No właśnie, bo dopiero wtedy, gdy kancelaria przeanalizuje dokumentację kredytową, pokazuje możliwości rozwiązań, a przede wszystkim dość jednoznacznie stwierdza jakie są szanse na wygranie procesu.


Dokładnie. Mogę wręcz powiedzieć, że ryzyko przegrania sprawy w sądzie jest coraz mniejsze. W zasadzie przegrana jest możliwa tylko w określonych przypadkach, które od razu na samym początku możemy zauważyć. Dotyczy to sytuacji, w której konsument wydatkował pieniądze na prowadzoną w kredytowanej nieruchomości firmę, albo też, gdy klientem była osoba mająca wykształcenie ekonomiczne, a na dodatek pracowała w banku i musiała zdawać sobie sprawę z ryzyka kursowego. Jednak mimo nawet takich okoliczności, też można podjąć walkę z bankiem. Moja kancelaria prowadziła takie sprawy, które wygraliśmy.
Kiedy słucham krytyków procesów frankowych i słyszę, że „przecież widziały gały co brały”, że trzeba było czytać i myśleć od 2006 roku mamy Komisję Nadzoru Bankowego. To KNF ma pilnować banków i upominać je, a nawet karać, gdyby próbowały stosować nieuczciwe praktyki wobec klientów. Mogli więc oni zakładać, że Komisja zadba o ich interesy.Banki bardzo często „zapominały” o tym, że to na nich spoczywał obowiązek rzetelnego poinformowania klientów o wszystkich ryzykach związanych z takim kredytem.


No właśnie. Kiedy idę do lekarza, nie muszę zgłębiać tajników medycyny i podpowiadać mu jak mnie leczyć. Podobnie jest z bankiem.


Oczywiście. Chodzi tak naprawdę o to, że sądy świadomie wprowadzały w błąd klientów. Przed sądami udowadniamy w procesach frankowych, że wtedy, gdy tych kredytów udzielano najwięcej, czyli było to w latach 2005-2009, informacje dla kredytobiorców były tylko na papierze. Znajdowały się w jakichś załącznikach do umów. Kredytobiorcom przedkładano pisane skomplikowanym prawniczo-ekonomicznym językiem oświadczenia, że kredytobiorcy wszystko rozumieją i wyrażają zgodę na ryzyko kredytowe. Teraz kiedy ci kredytobiorcy idą do sądów i są pytani przez sąd czy byli świadomi ryzyka czy poinformowano ich co tak naprawdę to ryzyko oznacza, odpowiadają że absolutnie nie zdawali sobie z tego sprawy. Pracownicy banków nie informowali kredytobiorców o tym, że ich rata będzie rosła razem z kursem franka szwajcarskiego, ale też, że ich zadłużenie będzie rosło. Tego zdecydowana większość klientów nie była po prostu świadoma.


Wiem, że teza, którą postawię będzie kontrowersyjna. Twierdzę bowiem, że banki świadomie wprowadzały klientów w błąd, licząc na łatwy i szybki zysk. Pracowali w nich świetnie przygotowani i dobrze opłacani eksperci, mający pełną świadomość tego jakie ryzyko klient podejmuje. Dowodem na potwierdzenie tej tezy może być to, że były przecież banki, które nie miały w swoim portfelu kredytów frankowych.


No niestety, zajmując się sprawami frankowymi i mając doświadczenie ponad 250 spraw frankowych, mam rzeczywiście podobne przemyślenia i pod tą tezą mogę się podpisać. Przecież banki w sposób bardzo przystępny przedstawiały klientom te okoliczności, które świadczyły na korzyść banków. Czyli jak była mowa o korzystnym oprocentowaniu kredytów, to przedstawiano klientom prostą i czytelną symulację. A dlaczego nie robiono tego w taki sam prosty sposób w kwestiach ryzyka kursowego? Dopiero po 2009 roku pojawiły się pojedyncze banki, które zaczęły przedstawiać klientom w przystępny sposób ryzyka. To jednak zaczęło się dziać, gdy już było wiadomo, że biznes frankowy upada.


Gdyby dzisiaj taki klient chciał się zdecydować na proces, co musi wiedzieć? Jak długo to potrwa, ile to go będzie kosztowało?


Procesy frankowe toczą się około dwóch lat. Tak to przynajmniej wygląda w naszym regionie, który podlega pod apelację gdańską. Najczęściej są to dwie rozprawy trwające około godziny. Owszem, trzeba przyjść do sądu i złożyć zeznania, ale to naprawdę niewiele, zważywszy na to ile można zyskać. My oczywiście klientów przygotowujemy w ramach podpisanej umowy. Oczywiście nie mówimy co mają zeznać przed sądem, ale uprzedzamy o co sąd może ich pytać. Co do kosztów, to są one różne w zależności od kancelarii. Na ogół to kwota od 5 do 8% wartości kredytu. Większość kancelarii przyjęła model, który zakłada mniejsze wstępne wynagrodzenie inicjacyjne. To niewielka kwota. Reszta wynagrodzenia jest rozliczana dopiero po procesie, gdy już bank zwraca klientowi  nadpłacone raty.


Jak wybrać odpowiednią kancelarię?


Powinniśmy zwrócić uwagę czy jest to rzeczywiście kancelaria czy też spółka, która zajmuje się pośredniczeniem między klientem, a kancelarią. Zagrożeniem dla klientów mogą być firmy na przykład odszkodowawcze albo inne, które zawierają z nimi umowy a sprawy prowadzi ktoś inny. Wtedy nie wiadomo kto tak naprawdę się taką sprawą zajmuje. Polecam zwrócić się do kancelarii adwokackiej lub kancelarii radców prawnych. Mamy tam zawsze do  czynienia bezpośrednio z osobami, które mają doświadczenie w sprawach frankowych. Wiadomo wtedy kto się tym zajmuje i wiemy kto będzie z nami na sali rozpraw.


Z jednej strony mamy kancelarie, które pomagają klientom, a z drugiej strony sektor bankowy, który nadal broni się poprzez lobbing i wysyłanie różnego rodzaju informacji zniechęcających do procesów frankowych.


Jeżeli są to informacje rzetelne, nie mamy nic przeciwko temu. Jestem jednak zaskoczony takimi reklamami czy informacjami jakie płyną od różnego rodzaju instytucji bankowych, które mówią, że przeciwnikiem frankowicza nie jest bank, tylko kancelaria, która chce na procesie zarobić.


Jeśli kancelaria już na etapie rozpoznawania konkretnego przypadku klienta dochodzi do bezdyskusyjnego wniosku, że umowa kredytowa zawiera klauzule niedozwolone, czyli tak zwane klauzule abuzywne, to jakie bank przedstawia kontrargumenty?


Przed sądami banki cały czas twierdzą, że mają rację. To taka gra na czas.  Banki próbują odwlec termin ostatecznego rozliczenia z klientem, choć świetnie zdają sobie sprawę z tego, że są na przegranej pozycji. Mamy więc do czynienia z grą pozorów. Ta zabawa ma trwać jak najdłużej, aby banki mogły przygotować się finansowo na rozliczenia. Ponieważ mają w swoich portfelach dziesiątki tysięcy kredytów frankowych, to dla nich kwestia czasu tego rozliczenia jest po prostu bardzo ważna. Wolą zapłacić za proces i nawet jeśli przegrają w pierwszej instancji a uzasadnienie wyroku jest całkowicie jednoznaczne, przedłużają go poprzez apelację.


Czyli wcześniej banki oszukiwały klientów, wprowadzając do umów klauzule abuzywne, nie informując ich o tym, a teraz świadomie prowadzą z tymi klientami grę?


Tak to wygląda. Jest jeszcze jeden ciekawy aspekt tematu kredytów frankowych. Mianowicie do kancelarii zwraca się część klientów, którzy jakiś czas temu podpisali z bankami ugody. Wówczas banki twierdziły, że są to najkorzystniejsze ugody na jakie ich stać, a później okazało się, że jednak dzisiaj warunki ugód są dużo ciekawsze dla klientów. Teraz oni czują się wprowadzeni w błąd przez banki.


To potwierdzenie, że banki nie podchodzą do tej sprawy rozliczeń z klientami uczciwie i ciekaw jestem jak to się zakończy. Kapitałem są nie tylko pieniądze, ale i zaufanie, które w przypadku banków ma kluczowe znaczenie. Klienci mogą się od nich odwrócić.


W ostatnim czasie widać pewną zmianę w polityce niektórych banków. Na przykład właśnie tych, które sami proponują korzystniejsze ugody dla klientów. Moim zdaniem część banków doszła do wniosku, że lepiej po prostu dogadać się z klientami, żeby ci ostatecznie się do tego banku nie zniechęcili. Bankowcy zaczęli zdawać sobie sprawę, że procesów frankowych nie da się wygrać. Zrozumieli, iż linia orzecznicza jest tak jednoznaczna, że praktycznie nie da się jej odwrócić.


Czyli dla was prawników sytuacja też staje się dużo lepsza, bo zdecydowanie łatwiej wam wygrywać te sprawy, czy tak?


Tak, zgadza się.

Dziękuję za rozmowę.