Finansowe żniwa na Grand Prix NASZ KOMENTARZ

Region Raport
Biznes Opinie
Żużlowe Grand Prix Toruń
Fot. Agencja Toruń

Przez ostatnich kilkanaście lat żużlowcy fundowali toruńskiej publiczności rozmaitej jakości widowiska - czasami Grand Prix Polski było tylko niezłe, ale nie wybitne, czasami zaś zachwycało. Nie mam żadnych wątpliwości, że akurat turniej z ostatniej soboty zapamiętamy na długo jako jeden z tych najlepszych. Aż szkoda, że za rok Grand Prix u nas nie będzie. Choć danie zastępcze też zapowiada się całkiem apetycznie.


Rozmaitych imprez sportowych mamy w regionie dużo. Co tu dużo jednak mówić, żużlowe Grand Prix zawsze jest jednak czymś szczególnym. Można się zżymać, że to przecież sport niszowy, że nawet w Warszawie i w wielu innych polskich miastach, a co dopiero mówić o zachodnich państwach, miłości do speedwaya wielu nie zrozumie. Gdy jednak w naszym regionie odbywa się kolejna runda mistrzostw świata, w dodatku najczęściej finałowa, od razu czuje się atmosferę wielkiego sportowego wydarzenia. Było tak kiedyś w Bydgoszczy, jest tak od lat w Toruniu.


Wybrałem się w sobotę na toruńskie Stare Miasto żeby zobaczyć, co słychać przed turniejem. Niby widuję te same obrazki co roku i właściwie mogłyby mi one już spowszednieć, ale i tak niezmiennie cieszy mnie tłum spacerujący po ulicach Torunia, często z flagami poszczególnych reprezentacji, jeszcze częściej w efektownych motocyklowych kurtkach i czapkach. Jest przyjaźnie, jest serdecznie, a to przecież tylko wstęp do tego, co wieczorem dzieje się na stadionie.


Tydzień wcześniej przyjechał do Torunia mój lubelski kolega, zapalony kibic żużla. Spytałem go, czemu wybrał akurat taki termin, a on odparł, że w sytuacji, gdy w klasyfikacji generalnej i tak już wszystko jest jasne, na Grand Prix zwyczajnie szkoda mu pieniędzy. Bilet biletem, ale mistrzostwa świata to w Toruniu rzeczywiście prawdziwe finansowe żniwa dla turystycznego biznesu. Ceny hoteli i apartamentów szybują zwykle w kosmos - sprawdziłem na popularnym portalu losowy pokój nieopodal Rynku Nowomiejskiego i okazało się, że gdy zwykle kosztuje on nieco ponad 200 złotych, to na Grand Prix jego cena wzrosła ponad czterokrotnie. Hotele czterogwiazdkowe? Tu cena za dobę przy okazji żużlowych emocji przekraczała już 1000 złotych.


Branża noclegowa zyskuje najwięcej, bo ceny idą w górę, w dodatku wielokrotnie. Restauratorzy czy pamiątkarze osobnych cenników nie wprowadzają, ale oczywiście i dla nich jest to złoty czas, wszak kibic zjeść przed turniejem musi, a i pamiątką nie wzgardzi. Ba, najbardziej żużlową witryną na Starym Mieście była ta należąca do księgarni, z pokaźnym wyborem żużlowych książek. Kupowali nawet kibice spoza Polski, nie dla tekstu, a dla unikatowych historycznych zdjęć…


Jestem bardzo ciekaw, co będzie za rok i jak toruńska turystyka odczuje brak Grand Prix, które zastąpi Speedway of Nations. Jeszcze przed zmianą władzy w mieście rozmowy z promotorem mistrzostw świata toczyły się jakby wolniej niż zwykle, potem przyszła pora na negocjacje prowadzone już nie przez Urząd Miasta, a przez KS Toruń, ale koniec końców to Warszawa, Wrocław i Gorzów sprzątnęły torunianom Grand Prix, przynajmniej na rok. Nie ma tego złego - na pocieszenie w przyszłym sezonie nasz region otrzyma w tym samym terminie kilkudniowy żużlowy mundial. Z jednej strony jest to coś nowego, z drugiej polscy kibice jednak jakoś nie do końca się do Speedway of Nations przekonują. Zawodów będzie wprawdzie dużo, bo aż cztery, ale coś mi się zdaje, że toruńskie trybuny wypełnią się dopiero na finał, jedyny turniej, w który wystąpią Bartosz Zmarzlik i spółka, czyli seniorska kadra Polski. A skoro tak, to przez pierwszych parę dni impreza może się okazać raczej deficytowa, a i nawet finałowy turniej wcale nie musi być aż taką żyłą złota, jak Grand Prix. No, ale może się mylę…


Regionalne plusy Speedway of Nations też jednak są. Jeśli ktoś już przyjedzie na kilka dni z innego kraju, to może na Toruniu nie poprzestanie i zwiedzi także inne miasta. Wizyta w Bydgoszczy, Ciechocinku, a może jeszcze gdzieś indziej? W takim przypadku mniejszy lub większy kawałek z tego żużlowego tortu odkroiłby dla siebie nie tylko Toruń.

 

CZYTAJ WIĘCEJ: