Efekt statystyczny. Komentarz Ryszarda Warty

Puls Dnia
Region Raport
Biznes Opinie
t

W relacjach bydgosko-toruńskich mamy kolejny  zgrzyt. Tym razem chodzi o to, że władze Bydgoszczy wystąpiły o zmianę w klasyfikacji jednostek statystycznych Eurostatu, gdzie w kategorii podregionów, czyli NUTS 3, Bydgoszcz i Toruń traktowane są łącznie. Wniosek dotyczy rozdzielenia i wprowadzenie osobnych jednostek dla Bydgoszczy oraz Torunia. Szerzej piszemy o tym tutaj. Prezydenta Rafała Bruskiego poparł w tych staraniach wojewoda Michał Sztybel, w przeszłości zresztą wiceprezydent Bydgoszczy. To, czy wojewoda, który jest przedstawicielem rządu na całe województwo, powinien się tak jednoznacznie angażować w sprawę, która budzi w regionie skrajnie różne opinie - to byłby wdzięczny temat, ale do osobnej już dyskusji.

W każdym razie w ruchu prezydenta Rafała Bruskiego nie ma absolutnie nic dziwnego. To jeszcze jeden element systematycznie prowadzonej od lat polityki separowania Bydgoszczy od jakichkolwiek związków z Toruniem, czemu towarzyszy podkreślana regularnie teza o wyższości miasta nad Brdą wobec sąsiada znad Wisły. Przyznać trzeba, że pod tym względem prezydent Bruski jest imponująco wręcz konsekwentny.

To, że przez całe lata istniała jednostka statystyczna łącząca obie stolice regionu nie wzięło się znikąd. To  m.in. echo tego, że w różnego typu studiach planistycznych od dekad, co najmniej od lat 70-tych, brano pod uwagę bliskość i funkcjonalne związki obu miast. Także w polskich statystykach od lat wymieniany jest bydgosko-toruński obszar funkcjonalny. I nie ma też nic nadzwyczajnego w tym, że jeden NUTS 3 obejmuje więcej niż jeden ośrodek. Na polskiej liście NUTS 3 jest ich więcej. W ten sposób połączone są Chełm i Zamość, Sandomierz i Jędrzejów, Legnica i Głogów, Szczecinek i Pyrzyce oraz Trójmiasto.  
Czy rozdzielenie potencjałów okaże się korzystne  - jak twierdzą w Bydgoszczy, czy niekorzystne  - jak podkreślają w Toruniu?  Nie śmiałbym tego arbitralnie rozstrzygać. Wskażę tylko na jeden ciekawy paradoks. 

Otóż wniosek o statystyczny „rozwód” CB i CT  to efekt gorącej, zeszłorocznej dyskusji o „Koncepcji Rozwoju Kraju 2050”, w której oba miasta zakwalifikowane zostały  do kategorii trzeciej – ośrodków o jedynie regionalnym znaczeniu, co w obu miasta odebrano jak despekt. W kategorii 2 znalazło się siedem największych polskich metropolii,  a kategoria 1 to Warszawa.

Jednym z efektów tej dyskusji było m.in. stanowisko bydgoskiej Rady Miasta z 4 września, która już we wstępie podkreśla „potrzebę wyraźnego rozróżnienia potencjałów Bydgoszczy i Torunia”. Wspomniany paradoks polega na tym, że zawarte w KRK2050 założenia dosłownie, jeden do jednego, przeniesione zostały z raportu „Hierarchia funkcjonalna miast w Polsce i jej przemiany w latach 1990-2020” Instytutu Rozwoju Miast i Regionów – łącznie z tym wrzuceniem Bydgoszczy i Torunia do trzeciej kategorii. 

A sam raport  to bardzo  ciekawa lektura. Na stronie 55 przeczytać tam można np., że „Po zsumowaniu badanych funkcji centralnych ośrodek bydgosko-toruński (wraz z MOF) stanowiłby ósmą metropolię ponadregionalną”. A zaraz potem raport stwierdza, że obecnie większość przesłanek wskazuje na odrębność i konkurowanie ze sobą obu ośrodków, „czego jedną z politycznych emanacji jest ustanowienie (po licznych perturbacjach) odrębnych związków ZIT”. Autorzy dodają także, że wzięli pod uwagę stanowiska samorządu Bydgoszczy i przewodniczącego Stowarzyszenia Metropolia Bydgoska, protestującego przeciwko łącznemu traktowaniu MOF Bydgoszczy i Torunia.   

Tak więc autorzy raportu zdecydowali się na „wyraźne rozróżnienie potencjałów”, policzyli je osobno i wyszło im tak, że Bydgoszcz oraz Toruń znalazły się w kategorii 3, obok m.in. Koszalina, Bielska-Białej, Radomia i Aglomeracji Rybnickiej.