Świąteczne tradycje i obyczaje kulinarne, które kultywujemy, wynosimy z domu. W Kujawsko – Pomorskiem mamy wielu ludzi z innych stron Polski, a teraz i z Ukrainy. Tradycje i obyczaje tworzą tygiel kulturowy i kulinarny. Ja też jestem tutaj tym przyjezdnym, mimo że mieszkam tu ponad trzydzieści lat. Przyjechałem ze swoimi tradycjami kulinarnymi, ze swoim dziedzictwem wyniesionym z domu. Mój barszcz wigilijny, to jest tak naprawdę, na pierwszy rzut oka kapuśniak. Co go jednak wyróżnia to prawdziwość i rodzimość produktów – składników. Na przykład olej swojski rzepakowy, tłoczony był onegdaj tylko dwa razy do roku – w Adwencie i w poście Wielkanocnym z przeznaczeniem na postne potrawy. Natomiast barszcz był i jest gotowany bodaj w jednej gminie - Sienno, czy nawet wsi Trzemcha Górna w byłym województwie radomskim. W Kujawsko-Pomorskiem popularna jest kapusta z grzybami, a ten "mój" barszcz jest rzadszy i składa się z kapusty, grzybów, kaszy i oleju rzepakowego. Te wszystkie dobra zastałem również tutaj w Dolinie Dolnej Wisły. Mamy raj kapuściany i to są Bruki Unisławskie. Grzybów mamy pod dostatkiem, choćby w Puszczy Bydgoskiej, więc możemy mieć ich pachnący zapas. Gmina Łubiana jest krainą kaszy gryczanej. Jeśli chodzi o tłuszcze, to mamy olej, owszem kujawski, ale nie chodzi o ten produkowany przemysłowo, tylko o prawdziwy, tłoczony na zimno, jak ten z Góry św. Wawrzyńca – Kałdus.
Wracając do "mojego" barszczyku, to ta zupa jest wyśmienita. Gotuje się najpierw kapustę z grzybami. Do tego robi się taką zasmażkę z cebuli na naszym oleju i tym się po prostu zaciąga. Kaszę dodaje się na koniec i ona lekko pęcznieje. Jeśli się połączy te prawdziwe zapachy, mamy doskonałą potrawę. Ona tak pachnie, że jak zaczynam ją gotować, to moja żona wie, że blisko Wigilia. To się je raz do roku tak naprawdę. Jeszcze parę słów o kapuście. Nie szukajcie kapusty nie za kwaśnej, bo ona musi być kwaśna! Musi przejść cały proces kiszenia. Jeżeli ktoś ją zaczął kisić na przełomie października i listopada, to teraz powinna być doskonała. Po niedokiszonej będziemy mieć tylko wzdęcia i "pryknięcia". Nic więcej po niej nie ma. Tak samo się dzieje, jeśli jest sztucznie zakwaszana kwasem mlekowym. Ona w gotowaniu natychmiast traci kwaśność. Bywało, że jak się naciąłem na taką kapustę, to musiałem dolewać cytryny. Tę "niekwaśność" wymuszają na przetwórcach, na "kapustnikach", sami ludzie. Oni nie chcą takiej dobrej dokiszonej kapusty, a przecież wystarczy ją tylko odcisnąć albo lekko przepłukać. Powinna być jednak ukiszona.
Bez ryb nie wyobrażamy sobie świąt.
Tradycyjnie na stole w Wigilię jest karp, ale przyrządzając go, można sięgnąć głębiej. Na szczęście mamy profesora Jarosława Dumanowskiego odtwarzającego w swych książkach kuchnię staropolską. Możemy zaadaptować ją na świąteczny stół. Polacy w kuchni szlacheckiej, ziemiańskiej, byli mistrzami w przyrządzaniu ryb. Jest na przykład bigosek z karpia, którego przygotowanie nie jest wcale takie trudne. Rybę trzeba troszkę odfiletować, odsmażyć i dodać, to co w kuchni staropolskiej zawsze było uważane za dodatki nieodzowne, czyli wino, rodzynki, cynamon, ale i przyprawy ostrzejsze, jak czosnek. Ja bym powiedział, że to jest nawet taki karp z grzańcem. Można taki bigosek zrobić z różnych ryb, nie tylko z karpia. Trzeba pamiętać, że w kuchni staropolskiej bigos nie zawierał kapusty. Dopiero jak trafił pod strzechy, to zmieniły mu się proporcje. Po prostu do kapusty zaczęto wrzucać kawałki mięsa.