Ależ to były dni. Ciekawych meczów nie brakowało, więc fani lokalnych drużyn z pewnością nie narzekali, ale co najciekawsze to to, że nasze kluby w tak wielu dyscyplinach mierzyły się ze swoimi sąsiadami zza miedzy. Gdzie się nie obejrzeć, tam derby, a przecież to one są tym, co tygryski lubią najbardziej.
Terminarze w różnych ligach i różnych dyscyplinach powstają niezależnie od siebie, a tymczasem lokalnymi spotkaniami sypnęło u nas niczym z rogu obfitości. Derby to zawsze znakomita wiadomość nie tylko dla kibiców, ale i dla klubów. Kibic bywa wybredny, na przeciętny ligowy mecz raz pójdzie, raz nie, ale derbów zwykle nie opuści za nic. Przykład? Tydzień temu w piłkarskiej III lidze grały w Toruniu Elana z Zawiszą. Nie ma co ukrywać, w Toruniu piłkarskiego szału, nazywając rzecz po imieniu, raczej nie ma i na większości spotkań na Stadionie Miejskim oglądają miejscowych głównie najzagorzalsi szalikowcy, też nie zawsze tak zmotywowani, by każdorazowo wypełnić trybuny. Co innego derby, tu, jak na toruńskie warunki, frekwencja była co najmniej dobra, a przyczynili się do tego także fani z Bydgoszczy.
Pomijając już to, że na trybunach, niestety, zbyt miło nie było, bo pomeczowy stan zniszczonych krzesełek w sektorze gości to obraz nędzy i rozpaczy, to jednak derby znów były dla Elany okazją do solidnego podreperowania klubowego budżetu. Bilet na hitowy mecz darmowy nie jest, a przy licznej widowni kwota od razu zbiera się całkiem znośna. I to też jest atut derbów, z którego kibice nie zawsze zdają sobie sprawę i o którym nie myślą w pierwszej kolejności.
Na piłce wzajemnej kibicowskiej niechęci na trybunach niestety nie brakowało, za to zgoła odmienne nastroje panowały na derbach siatkarskich. Po spotkaniu klub kibica z Bydgoszczy podziękował w internetowych komentarzach fanom z Torunia za wizytę. Umiecie sobie wyobrazić coś takiego po derbach futbolowych? Eh, co najwyżej pomarzyć można… Władze obu siatkarskich klubów wraz z władzami województwa zadbały o to, by pierwsze lokalne spotkanie obu zespołów na pierwszoligowym szczeblu było sportowym świętem. Był sam mecz, ale były też rozmaite atrakcje dodatkowe - a to kącik dla dzieci, a to historyczne koszulki siatkarskie, a to medale. Tak się dziś „robi” sport, tak się tworzy oprawę i dba o to, by kibic dostał produkt bogatszy niż tylko samo widowisko na parkiecie czy boisku. Bo choć ono było, jest i będzie najważniejsze, to jednak dawno już minęły czasy, gdy kibic wybredny nie był w ogóle i nie potrzebował żadnej dodatkowej rozrywki. Siatkówka to akurat dyscyplina, gdzie w Polsce wiadomo o tym dobrze już od lat, a sobotnie derby pokazały, że i u nas odpowiednie lekcje odrobiono na ocenę całkiem wysoką. Z kronikarskiego obowiązku dodam jeszcze, że bardziej doświadczeni w graniu na tym poziomie i nie kryjący swoich PlusLigowych aspiracji zawodnicy z Bydgoszczy pokazali beniaminkowi z Torunia, co znaczy pierwszoligowa siatkówka. Faworyci wygrali więc dość pewnie 3:0.
No i koszykówka. O marketingu toruńskich Twardych Pierników też już pisałem w przeszłości, chwaląc ich medialną politykę, którą pochwalę raz jeszcze za hasło "Najważniejsze Derby w Polsce". Bo jak już hasło wymyślać, to z przytupem i z grubej rury. Tym razem do derbów koszykarskich doszło we Włocławku, gdzie Anwilem faworytem był niewątpliwie i generalnie z tej roli wywiązał się bez zarzutu. Wynik 83:66 sugeruje brak większych emocji, a tymczasem do stanu 58:58 mecz był bardzo zacięty i pełen twardej obrony z obu stron. No, ale od tego momentu torunianie wysokiego tempa gry już nie wytrzymali, a Anwil rzucił 15 punktów z rzędu. I było po derbach, ale trzeba przyznać, żemimo końcówki tak jednostronnej były one daniem całkiem smakowitym. A w ligowej tabeli z bilansem 7-0 włocławianie nadal prowadzą samodzielnie, bo goryczy porażki dotąd nie zaznali. Jako jedyni w całej lidze.
I tak minął derbowy tydzień. Na kolejne aż tak duże natężenie emocji związanych z lokalnymi pojedynkami trochę poczekamy, ale może dlatego, gdy już wreszcie są, to tak dobrze smakują.