Województwo kujawsko-pomorskie zajęło drugie miejsce w klasyfikacji medalowej regionów podczas 68. Halowych Mistrzostw Polski w Lekkiej Atletyce, które odbyły się w ostatni weekend w Toruniu. Nasi reprezentanci zdobyli cztery złote, trzy srebrne i jeden brązowy medal.
Skuteczniejsi od sportowców z regionu okazali się jedynie przedstawiciele klubów z województwa mazowieckiego. Tym razem największy wkład w sukces mieli zawodnicy MKL-u Toruń, którzy do łącznego dorobku dorzucili połowę naszych złotych medali. Kibice gospodarzy przeżyli duże emocje za sprawą Anny Matuszewicz, która w pewnym momencie konkursu skoku w dal była nawet poza czołową trójką, następnie awansowała na medalowe miejsce, by finałową próbą na 6,44 m wywalczyć złoto.
- Zawsze się śmiejemy i mówimy, że ostatnie skoki to moja specjalność. Jak przychodzi do szóstej kolejki, a ja jestem wtedy druga, czwarta, a może piąta, to nic nie znaczy, bo w ostatniej kolejce zawsze jestem groźna (śmiech). Tak na serio, to bardzo się z tego cieszę, bo decydujące skoki są ważne, a psychika odgrywa bardzo dużą rolę. Cieszę się, że udało mi się wrócić. Nie ukrywam, że ostatnie lato było dla mnie bardzo trudne. Z moim trenerem pracujemy dopiero trzeci rok, więc długo się docieraliśmy. W ubiegłym roku musieliśmy mocno popracować nad techniką, która zawsze u mnie kulała. Przez to odpuściliśmy bieganie, do tego doszły trudne studia na pierwszym roku prawa. Wszystko było nowe i był to trudny rok, także psychicznie. Mam jednak do trenera pełne zaufanie i teraz wracam - powiedziała torunianka.
Powrót zaliczył także jej kolega klubowy Adrian Brzeziński, który w ubiegłym roku był kontuzjowany. Najpierw w sprincie na 200 metrów zdobył srebro. - Będę szczery, trochę zabrakło mi do pełnej satysfakcji. Forma ostatnio była już lepsza, ale w Toruniu nastąpił lekki spadek. Jestem jednak zadowolony z bardzo dobrej reakcji na starcie i dobrego wyjścia z bloków. To uratowało sytuację - mówił o swoim sprincie Brzeziński. Na srebrze w biegu w przypadku torunianina się nie skończyło - w niedzielę błysnął w skoku w dal, wygrywając z rekordem życiowym.
Drugiego dnia mistrzostw najgłośniej zrobiło się jednak o Marice Popowicz-Drapale. Zawodniczka bydgoskiego CWZS Zawiszy SL przez lata specjalizowała się w krótszych dystansach i dopiero w ubiegłym roku postawiła na 400 metrów. Efekt przyszedł szybko, a w Toruniu Popowicz-Drapała nie tylko wygrała, ale jeszcze ustanowiła rekord życiowy, po raz pierwszy w karierze schodząc w hali poniżej 52 sekund. Nie wypominając bydgoszczance wieku, jest to zarazem… rekord świata masters w kategorii powyżej 35 lat.
- Pięknie jest zobaczyć z przodu 51 sekund. To brzmi jak sen, a jednak jest to jawa. Jestem przeszczęśliwa. Nie chcę powiedzieć, że się tego nie spodziewałam, bo wiem, że pracowałam bardzo ciężko, ale stawka była bardzo mocna. Tym bardziej radość jest ogromna. Praca, którą wykonuję z trenerem, daje efekty. Wiedziałam, że w finale każdy centymetr będzie bardzo ważny i na wagę tego złotego medalu - komentowała Popowicz-Drapała, wyraźnie wzruszona swoim sukcesem.
Dla kibiców z całej Polski ważnym wydarzeniem podczas biegu pań na 400 metrów był także powrót Igi Baumgart-Witan po 17 miesiącach przerwy. Zawodniczka BKS-u Bydgoszcze nie tylko wróciła, ale od razu była blisko medalu, zajmując czwarte miejsce. Na mecie Baumgart-Witan nie kryła, że myśli już o paryskich igrzyskach olimpijskich.
- Chyba jestem jednak prawdziwym sportowcem, bo choć wiedziałam w jakim miejscu jestem po 17 miesiącach przerwy, to pomyślałam sobie, że może mogłam być trzecia (śmiech). Tak to już jest, że jak się staje na starcie, to chce się więcej. Tymczasem jeszcze rano pytałam męża, po co w ogóle mi ten występ. Byłam rozdygotana. Nikt ode mnie niczego nie oczekiwał, ale i tak był stres, choć przyjechałam tu po zabawę. Jestem jednak czwarta i wniosek jest taki, że po tak długim rozbracie z bieżnią wcale nie odstaję od innych dziewczyn. Wiem, czego mi jeszcze brakuje: nie mam prędkości na pierwszych 200 metrach. Kontakt jednak jest, dałam radę, i jest to dobry prognostyk przed igrzyskami. Z dziewczynami będziemy mogły stworzyć w sztafecie w Paryżu coś dobrego, nawet jeśli świat idzie do przodu. Te „stare baby” jeszcze potrafią biegać! - mówiła w swoim stylu bydgoszczanka.
Po złoto dla regionu sięgnął także Norbert Kobielski z MKS-u Inowrocław. Obrońca tytułu w skoku wzwyż bardzo długo czekał na pierwszy skok, gdyż na co dzień rywalizuje na wyższych wysokościach niż większość polskich konkurentów. Gdy Kobielski zaczynał swój udział w konkursie, wyeliminowanych było już… sześciu z siedmiu pozostałych zawodników. Skoczek z Inowrocławia zapewnił sobie złoto wysokością 2,22, po której wycofał się z dalszego skakania, już w tym momencie pewny triumfu. Drugie miejsce zajął Mateusz Kołodziejski z CWZS Zawiszy SL.
Na 68. Halowych Mistrzostw Polski w Lekkiej Atletyce medale dla klubów z województwa kujawsko-pomorskiego zdobyli jeszcze Patryk Sieradzki (srebro na 800 metrów, CWZS Zawisza SL) i Kinga Gacka (brąz na 400 metrów, BKS Bydgoszcz).