- Analizujemy teraz nowy obszar inwestycyjny. To może być hit w kujawsko-pomorskim – rozmawiamy z Tomaszem Chymkowskim, burmistrzem Brześcia Kujawskiego

Biznes Ludzie
Biznes Opinie
#
Fot. nadesłana
##

Z Tomaszem Chymkowskim, burmistrzem Brześcia Kujawskiego o ryzyku, długach, inwestycjach i o sukcesie rozmawiają Ryszard Warta i Mariusz Załuski


Usłyszeliśmy nie tak dawno we Włocławku, że trochę zazdroszczą Brześciowi… Wie pan czego?


…Trudno mi powiedzieć. Nie wiem oczywiście, czy rzeczywiście ktoś nam zazdrości, ale jeśli tak, to najlepiej, kiedy taka zazdrość przeradza się we współpracę, bo współpraca samorządów w materii związanej z rozwojem gospodarczym jest niezwykle ważna. Zawsze o nią zabiegałem. Oczywiście, nie da się we wszystkich gminach zrobić stref gospodarczych, ale można się uzupełniać, jeśli chodzi chociażby o politykę mieszkaniową czy transport publiczny - żeby dać szerszy dostęp do rynku pracy, który udało nam się stworzyć.


Otóż ludzie z włocławskiego biznesu zazdroszczą Brześciowi przede wszystkim efektywności działania struktur urzędu, zajmujących się inwestycjami – jak usłyszeliśmy, funkcjonujących jak dział sprzedażowy w dobrej firmie...


Do tego, żeby być tak postrzeganym, trzeba było dochodzić latami. To nie jest tak, że w ciągu roku potrafiliśmy stworzyć pewien model, który się wszystkim spodoba. W całym procesie inwestycyjnym najważniejsze jest zaufanie. Jeśli jest to zaufanie pomiędzy urzędem a przedsiębiorcą, to dzięki temu jesteśmy dobrze postrzegani w środowisku ludzi biznesu. A taka „kampania szeptana” to najlepszy marketing.


Menadżerowie podejmujący decyzje inwestycyjne też się spotykają i też wymieniają uwagi…  


Przede wszystkim  jesteśmy na każdym etapie procesu inwestycyjnego, pomagamy w każdym momencie: od wyboru lokalizacji, przez cały proces uzyskania pozwoleń na budowę i wszystkie uzgodnienia, aż po zakończenie projektu.


Podobno pośredniczycie nawet w jakimś stopniu w negocjacjach między inwestorem, a właścicielami terenów?


Czujemy się trochę elementem tego biznesu, a wtedy czuć tę chemię. I to działa. Dobry przykład to firma LPP, która wraca do nas z kolejną wielką inwestycją, a głównym argumentem jest to, jak zostali potraktowani jako biznes w Brześciu Kujawskim.


Brześć i Brzeska Strefa Gospodarcza funkcjonują jako przykład sukcesu - tego, jak niewielki ośrodek może się rozwijać. Jeden walor mieliście dany przez naturę – położenie geograficzne, środek Polski, autostrada A1, godzina zaledwie do A2. Odważyłby się Pan na oszacowanie, w ilu procentach wasz sukces to właśnie położenie, a w ilu wynika z waszych pomysłów i aktywność?


Trudno mówić o procentach, ale powiem tak - nie jesteśmy jedyną gminą z takim położeniem... Oczywiście, ma to znaczenie z punktu widzenia wyboru realizacji. Drugim argumentem jest potencjał w zakresie kapitału ludzkiego. W powiecie włocławskim - i okolicznych powiatach - współczynnik bezrobocia jest dość wysoki.


Najwyższy w województwie, w powiedzie radziejowski to wciąż 18 proc.


W pewnym momencie bardzo na to zwracano uwagę, bo ten potencjał ludzki w Polsce się już  kurczył. Te czynniki więc dużo znaczą. Trzeci to na pewno infrastruktura i dostępność. Nie bez znaczenia było i jest położenie przy Włocławku, dlatego zawsze mówiłem, że powinniśmy wspólnie pewne rzeczy robić, bo Włocławek ma potencjał, jeśli chodzi chociażby o liczbę mieszkańców. Najistotniejszym argumentem, na który zwróciliśmy uwagę, było jednak właśnie podejście do klienta. Bo można mieć wszystko, ale jeśli nie ma się w sobie, w swoich pracownikach, takiej empatii biznesowej, to tego sukcesu nie będzie.
Na początku naszej drogi inspirowałem się wieloma rzeczami z Polski. Spotykaliśmy się z najróżniejszymi pomysłami na zainteresowanie potencjalnych inwestorów,  łącznie z takimi zabiegami, jak zmienianie w gminie opon na ogumienie tej firmy, która miała zainwestować… My opon nie zmienialiśmy, ale potrafiliśmy – pamiętam, w ulewnym deszczu – zadeklarować, że wybudujemy parking publiczny przy firmie, która chciała inwestować.


Spotykał się pan z różnymi inwestorami. Pewnie najpierw pytają o „twarde” tematy – komunikację, tereny, „kapitał ludzki”… A o co pytają później? Bo pewnie porównywalne warunki komunikacyjne czy personalne mogą znaleźć w innym województwie, czy nawet innym kraju.


Zacznijmy od tego, że przed każdym inwestorem otwieram drzwi. Niezależnie od tego, czy kupuje 30 hektarów, czy 1 hektar., jest dla mnie tak samo ważny. Każdego traktujemy z troską, każdy ma opiekę inwestycyjną, ale też poinwestycyjną. Bo to nie jest tak, że my się potem nie spotykamy. Nawet dzisiaj, przed naszym spotkaniem, byliśmy w jednej z firm w strefie, rozmawialiśmy o naszych planach, o ich oczekiwaniach, zmianach w organizacji ruchu. Ten kontakt jest cały czas. A czasami na takich spotkaniach rodzą się naprawdę fajne pomysły i inicjatywy.
A co do pytań… Czasami inwestorzy pytają o to, czy gmina ma tereny rekreacyjne, gdzie można wypocząć. Pytają też o jakość życia. Ona jest ważna, bo rozwój strefy musi iść w parze z rozwojem innych sektorów - budownictwa mieszkaniowego, kwestii wypoczynkowej, rozwoju szkolnictwa, tworzenia np. żłobków. Największa inwestycja, którą kończymy w tym roku – za 17 milionów złotych – to budowa tężni solankowych w Wieńcu Zdroju i tamtejszego amfiteatru.


Jak to się ma do inwestorów w strefie?


Rozwój uzdrowiska - skoro mamy status gminy uzdrowiskowej – to też jest potencjał, na który inwestorzy będą patrzeć. To przecież miejsce do wypoczynku, a z drugiej strony również świetne miejsce do rozreklamowania strefy. To ma się wszystko składać w jedną całość. Nie można tylko patrzeć na rozwój gospodarczy ale także na rozwój usług społecznych – mocno postawiliśmy chociażby na opiekę senioralną. 
Estymacje demograficzne dla Brześcia Kujawskiego są rzeczywiście takie, że o ile liczba ludności utrzymuje się na tym samym poziomie, to wykres liczby osób w wieku poprodukcyjnym idzie mocno do górę.
Nasi seniorzy w ciągu ostatnich kliku lat zrobili się bardzo aktywni. I oni też pokazują, że jest to świetne miejsce do życia po pracy, po zakończeniu wieku produkcyjnego. 
Trzeba patrzeć szeroko, choć zbiera się wiele problemów, bo nie ukrywajmy, to nie jest kraina mlekiem i miodem płynąca. Najgorszy jest tu brak stabilności w finansach publicznych. I to jest najważniejsze wyzwanie obecnego rządu z punktu widzenia wszystkich samorządów. Bo chociażby wzrost wydatków bieżących, to, co się stało z rynkiem dostaw energii, wzrost płacy minimalnej  dotknęło wszystkich i spowolniło inwestycje.


A wracając do relacji z inwestorami…


Jest jeden atut w relacjach z inwestorami, który wydaje mi się najważniejszy. Nigdy nikogo nie okłamaliśmy. Wiemy doskonale, że gdybyśmy to zrobili, to z dziesięciokrotną siła ta kampania szeptana miałaby odwrotny skutek – że nam coś obiecano, a czegoś nie mamy. Oczywiście czasami pewne rzeczy trzeba przesunąć, ale też trzeba o tym jasno mówić. I nigdy nie należy obiecywać czegoś, czego nie jesteśmy w stanie zrealizować. 


Strefa to właściwie… krótka historia. 2011 rok to plan zagospodarowania przestrzennego dla tego terenu, w 2014 rusza pierwsza firma - Raben. To raptem tylko dekada. Jaki jest pomysł na kolejną dekadę? Spokojny rozwój, bo macie jeszcze ok. 100 hektarów w perspektywie do zagospodarowania? Jaki jest pomysł na ten moment, kiedy tereny inwestycyjne będą się kurczyć?


Po pierwsze trzeba brać pod uwagę to, że to nie są nasze grunty, musimy więc kooperować z ludźmi, którzy te grunty sprzedają. Wyznacznikiem obszaru gospodarczego jest plan, i ten plan na dziś ma białe plamy, które są do zagospodarowania – i one będą powoli się wypełniały. 
A co do przyszłości, to - mówiąc żartem - ja mogę operować perspektywą tej kadencji, bo trzeciej już raczej nie będzie, mamy przecież dwukadencyjność. Ale już poważnie – to oczywiście patrzymy szerzej. Analizujemy teraz obszar, który będzie podstawą dobrej, stabilnej przyszłości dla rozwoju Brześcia i strefy. On też jest związany z budową obwodnicy przy samym węźle. Udało się wyodrębnić na tę chwile obszar 200 hektarów, który potencjalnie może zostać objęty planem zagospodarowania przestrzennego. To może być hit w kujawsko-pomorskim.


W takiej skali to już nie tylko w kujawsko-pomorskim.
 

Zwłaszcza, że to praktycznie jeden kawałek… Byłby to bardzo łakomy kąsek dla wielkiego koncernu. Będziemy nad tym pracować, rozmawiać z mieszkańcami, odnośnie możliwości sprzedaży tych gruntów.  Gdyby to się udało, to bylibyśmy spełnieni z punktu widzenia podatkowego, gospodarczego. Zawsze mi się marzyła na przykład fabryka samochodów pod Brześciem Kujawskim…


Duża fabryka rowerów już jest.


Tak dwa kółka mamy, pora na cztery.


Kolejne inwestycje to oczywiście kolejne dochody, ale też wyzwania. Teraz strefa to ok. 2800 pracowników, za dwa klata ma ich być już 4000. Mieszkańcy sobie pewnie zadają pytania, skąd ci pracownicy przyjadą? Lokalne zasoby chyba już nie wystarczą.


Wspominałem już o potencjale w okolicznych powiatach. Myślę, że 4000 osób to jeszcze nie problem. To będzie także zależało od tego, jak rozwinie się gospodarcza globalizacja, dzisiaj trudno jest odpowiedzieć na wszystkie pytania. Może być tak, że za chwilę np. wojna w  Ukrainie  spowoduje zupełnie inny kontekst dla Polski. Nie wiemy na przykład, co się stanie, kiedy  wojna się zakończy i potencjalnie rynek pracy może się tam przenieść - w związku z odbudową tego kraju - i może nastąpić „wyssanie” rynku polskiego. 
Patrzę na to w taki sposób: im więcej podmiotów oferujących  pracę, tym  większa rywalizacja na rynku, a im większa rywalizacja, tym lepsze zarobki. My też musimy wyjść z takiego marazmu na tle całego województwa – tak, żeby było wiadomo, że w powiecie włocławskim też się dobrze zarabia. Dlatego ta konkurencyjność jest tak potrzebna. Oczywiście, to nie przyjdzie wszystko w ciągu jednego roku, ale z roku na rok widać poprawę. I myślę, że tak samo, jak było z rozwojem strefy, tak samo będzie ze wzrostem zarobków. Chodzi o wyrobienie takiego przekonania, że faktycznie ta praca mi się opłaca, albo zawsze mogę ją zmienić, bo mam gdzie przejść. Skończył się mit tego, że miejsc pracy jest mało i nie ma wyboru. Zaczynamy dochodzić do momentu, w którym to firmy będą poszukiwały dobrej i stabilnej kadry, ale będą musiały dobrze zapłacić.


Skoro mowa o Brześciu na tle regionu… Duże wrażenie robi mapa pokazująca nakłady inwestycyjne poszczególnych gmin per capita. Wygląda to tak: bardzo wysoki słupek przy Brześciu Kujawskim potem długo, długo nic i następnie kolejne gminy. W roku 2021 było to ponad 2,6 tys. zł w Brześciu przy kwotach około 800 zł dla Bydgoszczy i Torunia. Są jednak gminy, i to całkiem blisko, gdzie ten wskaźnik to zaledwie trochę ponad… 70 zł, ponad 30 razy mniej niż w Brześciu. To już nie jest różnica, to jest przepaść. Czy nie grozi nam, że w ramach jednego regionu będziemy mieli strefy szybkiego rozwoju i obszary inwestycyjnej  zapaści?


To się wiąże  z tym, jak będzie postępowała ta zapowiadana reforma finansów publicznych. Najgorsze dla samorządu jest to, ile musimy dokładać do oświaty. Gdyby z budżetu wyjęto nam  finansowanie oświaty, bylibyśmy naprawdę  bardzo bogatym samorządem. W poprzednim roku dołożyliśmy (łącznie z  wydatkami majątkowymi) ponad 16 milionów złotych. 


Powiemy jak poprzednia władza: o co wam w samorządach chodzi, przecież macie subwencję oświatową z budżetu państwa…   


Tak, tak…(śmiech) Poważnie mówiąc, to ile musimy dokładać do oświaty, jest największym  - przepraszam za to słowo – zmartwieniem samorządowców.  A jeśli chodzi  o dysproporcje w nakładach inwestycyjnych: zrobiliśmy świadomie jeden ruch na początku poprzedniej kadencji. Wiedzieliśmy, jakie mamy zobowiązanie do spłacenia w związku z największą wtedy inwestycją, czyli Brzeskim Centrum Kultury i Historii. Tam mieliśmy  do spłacenia 20 mln z jeszcze poprzedniej kadencji 2014-2018. Można było nie robić nic, przez dwa lata spłacać stare zobowiązanie, ślizgać się na małych inwestycjach, ale tracąc przy tym możliwość pozyskiwania środków z powodu braku wkładu własnego. 


Albo można było zaryzykować?


Trzeba było zaryzykować i podjąć decyzję o emisji obligacji. Umówiliśmy się pięć lat temu, że poziom obligacji to będzie poziom deficytu. I przez pięć lat to utrzymaliśmy. Te 40 mln z obligacji potrafiliśmy obrócić w taki sposób, że spłaciliśmy zobowiązania związane z poprzednimi inwestycjami - w tym roku uregulowaliśmy całe zadłużenie z kadencji 2014-2018, a całe pozostałe środki wykorzystaliśmy  tak, że mieliśmy praktycznie nieograniczone możliwości, jeśli chodzi  o wnioskowanie o środki zewnętrzne, bo stać nas było na wkład własny. To, co zrobiliśmy przez te pięć lat pozwoliło nam wskoczyć na taki poziom inwestycyjny, że dziś, a mówię to z całą świadomością, przy obecnym poziomie cen, dostępności rynku itd., nie bylibyśmy w stanie zrobić nawet połowy z tego, co udało nam się zrobić przez te ostatnie pięć lat. 
Myślę, że dziś wartość tych inwestycji, które zostały zrealizowane, jest dwu-, trzykrotnie większa. Ta kadencja ma być już kadencją spokojniejszą, oczywiście są pewne priorytety, które będą mnóstwo pieniędzy kosztowały, jak np. modernizacja i rozbudowa miejskiej oczyszczalni ścieków, czy kolejne stacje uzdatniania wody, ale generalnie, nie będzie już takiego tempa,  jakie było poprzednio. Już w tym roku te obligacje zaczynamy spłacać, a to świadczy o tym,  na ile to wszystko było przemyślane. Co nas zaskoczyło i co w nas uderzyło? Covid , inflacja i wysokość stóp procentowych. To ryzyko było oczywiście brane pod uwagę, ale nie w takim stopniu. Ale to też wytrzymaliśmy. Kiedyś powiedziałem: wytrzymajmy rok 2023 i 2024, bez względu na to, co nas spotkało po drodze, a będzie dobrze. 


Nie wierzymy, że nie było też krytyków takiej strategii.


Zdarza się, że ktoś mówi, ze zwalniamy z podatków, że nic do nas nie wpływa…   To nie jest tak. Nasza pomoc w zakresie podatków jest hybrydowa, więc zawsze do naszego budżetu dodatkowo coś wpływa, te wpływy podatkowe są już na poziomie kilku milionów złotych rocznie, a każdy nasz mieszkaniec, który poszedł do pracy w firmach, które udało nam się ściągnąć, to kolejna korzyść dla budżetu, bo przecież płaci on podatki. To wszystko musi się łączyć.
Czy strefa jest najważniejsza? Dla mnie tak, pewnie z punktu widzenia mieszkańców - nie. Pamiętam, jak w poprzednich kadencjach budowane były drogi w strefie, choć nie było jeszcze zakładów, niektórzy wytykali nas palcami, że budujemy drogi i oświetlenie dla dzików i  zająców… 


Budżet inwestycyjny na ten rok macie  na poziomie ponad 54 mln. Dla porównania w kilkukrotnie  większym Inowrocławiu to nieco ponad 30 mln. A pan mówi, że to już będzie spokojniejsza kadencja.


Oczywiście, że te wysokie nakłady na inwestycje cieszą, jesteśmy za to nagradzani, dwa lata temu byliśmy w pierwszej dziesiątce gmin w Polsce, pewnie w zestawieniu za lata 2023 i 2024  będzie podobnie.  
Można było pięć lat temu podjąć decyzję, że nie ryzykujemy, ale wtedy pewnie panów by tu nie było. 


Może byśmy byli, ale temat rozmowy byłby inny.


Pewnie tak, np. dlaczego  w Brześciu Kujawskim jest tak szaro i buro. Ryzyko zawsze jest, ale warto je podejmować. To trochę jak w biznesie, ja zresztą  w podobny  sposób podchodzę do pracy w samorządzie. Dziś trudno sobie wyobrazić przedsiębiorstwo, które w jakimś momencie nie brałoby kredytu, żeby rozkręcić swą działalność. Ciężko też znaleźć w Polsce samorząd, który by tego zadłużenia nie miał. Jeśli ktoś mówi: OK, macie wszystko, ale jesteście zadłużeni. Dobrze, ale to zadłużenie jest świadome, już teraz je spłacamy nie mając zobowiązań z lat poprzednich. Wszędzie jest potrzebny zdrowy rozsądek, bo można przesadzić także w drugą stronę: weźmy nie 40, a 80 mln, zróbmy wszystko, co sobie wymyślimy i finansowo się „zarżnijmy”.  A przecież nie o to chodzi. 
Oczywiście, wolałbym, żeby pewne  inwestycje szybciej dało się zrealizować. W tej chwili jest trochę  takiego oczekiwania, na pieniądze, których jeszcze nie ma, a mamy nadzieję, że będą. Trochę jesteśmy jakby w zawieszeniu, bo już jest maj, a my wciąż czekamy. 


Kiedy zaczynał Pan pracę w samorządzie, działała jeszcze cukrownia, to był zupełnie inny Brześć. Jak Pan sobie wtedy wyobrażał rozwój tego miasta? Już wtedy miał Pan jakąś wizję?


Przychodząc do pracy w Urzędzie miałem szefa, który też miał swoją wizję i właściwie to była nasza wspólna wizja. Od tego się zaczęło. Nigdy nie zapomnę, jak opowiadał o tym, że grupę Japończyków zabrał na pole i pokazywał im, gdzie kiedyś będzie biegła autostrada. A kiedy już ona powstała, wciąż wiele osób nie wierzyło  w ten projekt. Ja w ten projekt uwierzyłem. Także we Włocławku niektórzy pukali się w czoło i pytali, co wy tam chcecie zrobić, i gdzie, w Brześciu?  We Włocławku jest wszystko, jest przemysł, po co wam jakaś strefa. 
Dla mniej przełomowym momentem i takim osobistym sukcesem była chwila, gdy dowiedzieliśmy się, że LPP będzie u nas realizowało tą swoją pierwszą wielką inwestycję. Wtedy wyścig o lokalizację tej inwestycji wygraliśmy z  Grudziądzem. 


Skąd jest znacznie bliżej do centrali LPP w Gdańsku.         


Właśnie. Dla takiej małej gminy, dla takiego miasteczka, jeszcze nieznanego szerzej w Polsce, taka wygrana była wielkim sukcesem. Dziś mamy kolejną wielką inwestycję tej firmy, ale to wtedy uwierzyliśmy, że stać nas na dużo więcej.  Czasami tylko mam trochę żalu, że bardziej doceniają to mieszkańcy z sąsiednich gmin, niż nasi. Być może się do tego  przyzwyczaili. A przecież strefa to także wsparcie dla wielu działań społecznych i naszych inwestycji dla mieszkańców. Może czas na docenienie tego przyjdzie po pewnym czasie i też mam tego świadomość 


No chyba z tym docenieniem nie jest tak źle. W ostatnich wyborach dostał Pan 70 proc. poparcia i nie znalazł się ani jeden chętny, żeby z Panem konkurować w wyborach na burmistrza.


Być może te 30 procent trzeba będzie  w czasie tej kadencji przekonać. Zresztą trudno mi to oceniać. To jest pewien fenomen socjologiczny: startowanie jako jedyny kandydat i zmierzenie się  z sobą samym, Chymkowski kontra Chymkowski. To pierwsze takie moje doświadczenie i mam nadzieję, że ostatnie. 


Brakowało Pan konkurenta?


Z perspektywy czasu na pewno tak. Najpierw jest taka satysfakcja, że nikt się nie odważył, żeby się zmierzyć, ale potem okazuje się, że prawdziwa rywalizacja jest wtedy, kiedy jest konkurent i tego jednak brakuje. Ale to skutkuje też obniżoną frekwencją. To nie mobilizuje elektoratu i to jest strata. 


Dziękujemy za rozmowę.