Aaron, dziękujemy! Komentarz Daniela Ludwińskiego

Region Raport
Biznes Opinie
m
Fot. 123rf

Oj, wzruszający to był wieczór i łezka w oku zakręciła się pewnie nie tylko głównemu bohaterowi… Kończy się pewna epoka w historii koszykówki, nie tylko tej naszej lokalnej, ale także ogólnopolskiej. W niedzielę po raz ostatni przed własną publicznością w Arenie Toruń zagrał Aaron Cel, który w wieku 37 lat postanowił rozstać się z wyczynowym uprawianiem sportu.

Koniec kariery znanego zawodnika zawsze wywołuje emocje wśród kibiców, ale będąc w niedzielny wieczór w toruńskiej hali czułem, że dookoła mnie są ludzie, którzy jak rzadko kiedy mają świadomość tego, że wspólnie żegnają postać nietuzinkową. Z czysto sportowego punktu widzenia grać przestaje zawodnik, który przez siedem lat był filarem Twardych Pierników i koszykarzem, bez którego nie umiano sobie wyobrazić tej drużyny. Mijały sezony, zmieniała się kadra, przychodzili i odchodzili rozmaici zawodnicy zagraniczni, a Cel niezmiennie trwał w składzie. Bywało, że miał inne propozycje, zdarzyło się nawet, że jego transfer był już bliski, ale koszykarz urodzony w mieszkającej we Francji polskiej rodzinie ostatecznie nigdy nie opuścił miasta, które stało się dla niego nowym domem.

Cel został symbolem odrodzonej męskiej koszykówki w Toruniu, poprowadził zespół m.in. do zdobycia Pucharu Polski i wicemistrzostwa kraju, a chyba najbardziej popisowym momentem w jego wykonaniu był rzut za trzy punkty, który w fazie play-off w ostatniej sekundzie dał meczową wygraną torunianom i uciszył Halę Mistrzów we Włocławku. O tym, jak ważny stał się Cel dla klubu, niech świadczy nie tylko wywieszenie jego okazałego numeru pod sufitem Areny Toruń, gdzie wpisano go w ten sposób do klubowego „Hall of Fame”, ale i spotkanie z weteranami miejskiej koszykówki, zawodnikami dawnych Twardych Pierników z historycznych składów AZS-u UMK, którzy także uczestniczyli w uroczystości pożegnania i uznali go za klubową legendę.

Popełniając tych kilka zdań na temat Aarona Cela nie sposób nie podkreślić, że koszykarz toruńskiego klubu to także doskonały ambasador całej swojej dyscypliny. Dorastał we Francji, ale mówi nienaganną polszczyzną, opowiada barwnie, ciekawie, umie wyjaśniać tajniki koszykówki, dzięki czemu zawsze był doskonałym rozmówcą i cieszył się zainteresowaniem ze strony mediów. W sytuacji, gdy koszykówka nie cieszy się w Polsce masową popularnością (a jeśli już przeciętny kibic ten sport śledzi, to jednak prędzej interesuje go NBA niż nasza liga), ktoś taki był i jest tej dyscyplinie po prostu potrzebny. Cel nigdy zresztą nie odmawiał medialnym zapytaniom -wielokrotnie gościł więc np. w popularnym internetowym Kanale Sportowym, gdzie jako wielki fan ligi NBA pełnił rolę eksperta. Nie wątpię, że w różnych miejscach wystąpi w niej jeszcze wielokrotnie, bo od koszykówki odchodzić nie chce - toruńskim kibicom marzy się, by w przyszłości został dyrektorem sportowym ich klubu.

A co więcej w regionalnym baskecie słychać? Faza play-off dopiero przed nami, ale już dziś można powiedzieć, że Anwil Włocławek będzie syty tylko wtedy, jeśli po raz kolejny zostanie mistrzem Polski. Włocławski basket to fenomen. Różne kluby potrafią do krajowej czołówki dołączać, a potem z niej wypadać, a Anwil zawsze jest w gronie faworytów. Wyniki sportowe to jedno, ale we Włocławku koszykówka to coś więcej niż sport - to coś, co już od dawna jest elementem tożsamości miasta. Rundę zasadniczą ligi koszykarze Anwilu zakończą na szczycie, ale w play-off szanse rywali znów będą równe. Nie zmienia to faktu, że ewentualne złoto klubu z naszego regionu żadnym zaskoczeniem nie będzie.

Twarde Pierniki, czyli Arriva Polski Cukier, w pewnym momencie także miały realne szanse na play-off, aż przyszła zniżka możliwości i czołowa ósemka odjechała. Za torunianami mimo wszystko nie taki zły rok, bo znów zaczęli być zespołem z potencjałem na coś więcej niż lokata w dolnych rejonach tabeli i konieczność walki o utrzymanie. A że tu i tam mówi się, że w przyszłym sezonie klubowy budżet ma czekać solidny zastrzyk, lepsze lata znów mogą do Torunia wrócić.

O powrocie marzy też bydgoska Astoria, która obecnie jest pierwszoligowcem. Sezon zasadniczy był więcej niż przyzwoity, czwarta lokata daje podstawy by myśleć minimum o półfinale play-off. Problem w tym, że w sobotę bydgoszczanie sami sobie skomplikowali zadanie przegrywając pierwszy ćwierćfinałowy mecz z rywalami z Opola. Dzień później było już lepiej, ale teraz marginesu błędu przed meczem wyjazdowym już nie ma. Za Astorię też trzymajmy więc kciuki - może wróci jeszcze czas, gdy w elicie znów będziemy mieć aż trzy kluby z naszego województwa?